Żebrowski: Życie seksualne dzikich komunistów. Ohydne oblicze GL-AL

REKLAMA

Wśród bardzo licznych dowodów prawdziwej działalności podziemia komunistycznego podczas okupacji niemieckiej – PPR i GL-AL – dotyczących ich koncepcji „rewolucji”, uzależnienia Polski od wschodniego okupanta, bandyckich porachunków wewnętrznych, zwalczania podziemia niepodległościowego (w tym najbardziej niegodziwymi metodami, drogą denuncjacji do Gestapo), są także dokumenty, które charakteryzują życie wewnętrzne organizacji komunistycznych, w tym także nader liczne o ich życiu… erotycznym.

Ta sfera działalności jakiegokolwiek podziemia nie była nigdy przedmiotem konkretnych badań i traktowana jest po dziś dzień raczej wstydliwe. Ale wśród normalnych organizacji konspiracyjnych wszelkie wynaturzenia wobec kobiet, w tym przede wszystkim nieliczne gwałty, były niezwykle surowo karane. Kara była na ogół najwyższa, albowiem tak skrajne zachowania, świadczące o wyjątkowej demoralizacji, były czymś wyjątkowym, niegodnym polskiego żołnierza. Wojskowe Sądy Specjalne lub sądy doraźne w przypadku oddziału partyzanckiego wydawały w takich sprawach kary śmierci i były one natychmiast wykonywane. Żaden dowódca nie mógł takich zachowań tolerować, aby nie stracić zaufania ludności cywilnej do działalności organizacji konspiracyjnej, której jednym z głównych celów była właśnie ochrona ludności. Dlatego takie zachowania były natychmiast eliminowane i pojawiały się niezwykle rzadko, tylko wśród najbardziej zdemoralizowanych jednostek.

REKLAMA

W podziemiu komunistycznym było inaczej. Skoro była to organizacja typu rewolucyjnego, nie uznająca legalnych władz Rzeczypospolitej i zwalczająca je wszelkimi środkami, to i moralność obowiązywała inna – czyli klasowa, rewolucyjna. Skąd jednakże pospolity bandyta, wciągnięty do GL czy AL i pobieżnie politycznie edukowany, mógł wiedzieć, gdzie i kiedy można gwałcić kobiety, a kiedy nie? Stąd brały się takie czyny, popełniane zresztą także często we własnych szeregach. Było to możliwe głównie dlatego, że w konspiracji komunistycznej nie istniały nawet zalążki sądownictwa. O wszelkich karach decydował każdorazowo dowódca grupy lub „kolektyw”, działający prawem kaduka. Wiele czynów mogło zatem ujść sprawcom – i zazwyczaj uchodziło – bezkarnie.

Przypatrzmy się temu bliżej. W maju 1943 r. dowódca oddziału NSZ w powiecie kraśnickim, mjr Leonard Zub-Zdanowicz „Ząb” ostrzegał lokalnych szefów Gwardii Ludowej, że gwałty na kobietach, popełniane przez ich podkomendnych, nie będą tolerowane. W odpowiedzi gwardziści pisali: Jeżeli słyszymy ze strony Panów zarzuty pod adresem partyzantów, będących pod komendą Gwardii Ludowej odnośnie niemoralnych czynów (gwałcenie kobiet) – chyba dacie nam wiarę, że je jak najsurowiej potępiamy (…). Jednocześnie mieli na ten zarzut gotowe „usprawiedliwienie”: Jeżeli zachodziły podobne wypadki, to zrozumiałą jest rzeczą, że nie zawsze to się da upilnować (…). Niespełna trzy miesiące później jeden z takich oddziałów GL został przez NSZ zlikwidowany pod Borowem a komuniści oskarżają do dziś tę organizację o rozpętanie „wojny domowej” w podziemiu…

Liczne w oddziałach komunistycznych grupy sowieckie także lubiły sobie „pohulać”, tym bardziej, że nie było wśród nich żadnej dyscypliny. Józef Szapiro vel Spiro – komisarz polityczny „Grupy Operacyjnej im. T. Kościuszki” (jej dowódcą był Stefan Kilanowicz vel Grzegorz Korczyński, po wojnie wiceminister bezpieki, osławiony m.in. propozycją złożoną na Plenum KC PPR w maju 1945 r. budowy w Polsce krematoriów!), tak skarżył się na swych podwładnych: Oddział Miszki Tatara [Michaiła Atamanowa] jest naszym najnowszym nabytkiem. Silne uzbrojenie, element bardzo bojowy, istnieje dowództwo złożone z 5 ludzi z Miszką, twórcą oddziału na czele. Demoralizacja jeszcze większa niż swego czasu u Szczorsa. Powszechne pijaństwo (np. musieliśmy czekać 2 dni aż sztab wytrzeźwieje i będzie zdolny do obrad), nierzadko zdarzały się wypadki gwałcenia kobiet na wioskach.

Gwardziści Korczyńskiego szczególnie brutalnie traktowali Żydówki. Wg powojennych zeznań działaczki PPR z Lubelszczyzny, Feliksy Wyganowskiej – Gronczewski Edward pewnego razu odgrażał się, że jak znajdzie u mnie hołociarzy [sic! hałaciarzy], to Wyganowska będzie gniła razem z nimi, kiedy Gronczewski zamordował „Perłę”, to shańbili jej zwłoki wsadzając jej kij w przyrodzenie. Na innych terenach gwardziści też nie gardzili Żydówkami. Wstrząsający w treści raport sporządziła w listopadzie 1942 r.  Helena Wolińska (żona Bronisława Brusa, w czasie okupacji konkubina Franciszka Jóźwiaka, szefa sztabu GL, równocześnie jego sekretarka) z inspekcji oddziału GL na Kielecczyźnie, którym dowodził Ignacy Rosenfarb vel Robb-Narbutt (po wojnie szef Służby Ochrony Kolei i PRL-owski… literat): Narbut nie jadał ze wspólnego kotła partyzanckiego, a oddzielnie w garnuszku jakąś tam potrawę z kury, co wywoływało zrozumiałe podszepty partyzantów. W okresie tym Narbut nie sypiał razem z oddziałem, a w mieszkaniu towarzysza we wsi. Koncentracja oddziału ograniczyła się do przemówienia i wyrzucenia z oddziału Żydów, których zastałam w lesie (oprócz kobiet). Doprawdy trudno przypuszczać, aby Żydówki pozostawiono w oddziale wyłącznie w celu towarzyskim, jeśli mężczyzn – Żydów bezwzględnie przepędzano, mimo grożącej im zagłady.

Niniejszy tekst jest fragmentem książki Leszka Żebrowskiego: Mity przeciwko Polsce. Żydzi, Polacy. Komunizm 1939-2012 . Książka do kupienia  w naszej księgarni TUTAJ

REKLAMA