Płużański: Bezpieka odchodzi do piekła. Powoli…

REKLAMA

Odchodzą nie ścigani brutalni funkcjonariusze bezpieki z aresztu śledczego MBP na Rakowieckiej. Adam Humer, Marian Krawczyński, a teraz Eugeniusz Chimczak. Ale tym żyjącym – Zbigniewowi Kiszelowi czy Edwardowi Zającowi – też włos z głowy nie spadnie. Za wysokie resortowe emerytury rodziny zorganizują im godne pogrzeby, postawią marmurowe pomniki. To dzięki Wałęsie. A za bezkarność podziękować mogą grubej kresce „pierwszego niekomunistycznego” – Tadeusza Mazowieckiego.

Marian Krawczyński (rocznik 1920) zmarł dwa lata temu. Przed wojną ukończył zawodówkę, po wojnie pułkownik. Na Mokotowie pracował przez półtora roku, w bezpiece do 1955 roku. Był jednym z głównych śledczych rotmistrza Pileckiego i jego współpracowników.

REKLAMA

– Z Pileckim miałem dobry kontakt, rozmawialiśmy dużo i szczerze – zeznawał Krawczyński kilka lat temu jako świadek na procesie mordercy sądowego, prokuratora Czesława Łapińskiego. – Pracowałem z nim półtora, dwa miesiące. Czasem dzień po dniu – z własnej inicjatywy lub na polecenie przełożonego. Przy okazji ubek ujawnił swój dzień „pracy”: od 9.00 do 24.00, z trzy, cztero godzinną przerwą po południu. Na pytanie sądu o zawód odpowiedział: urzędnik.

Sąsiad Krawczyńskiego – Eugeniusz Chimczak (rocznik 1921) – zmarł w październiku tego roku. Mieszkał w centrum Warszawy, niedaleko ul. Madalińskiego. Najpierw był śledczym PUBP w Tomaszowie Lubelskim, w końcu – tak jak Krawczyński – pułkownikiem w Warszawie. W bezpiece pracował do… 15 czerwca 1984 roku. To dowód, jak „odwilż” Chruszczowa i Gomułki pozwoliła oprawcom funkcjonować dalej.

Do spraw szczególnych

Tak jak Krawczyński, Chimczak ukończył Centralną Szkołę MPB w Łodzi. Tak samo zeznawał przed prokuratorem IPN: żadnego przymusu fizycznego i psychicznego nie było. Nie biliśmy, nie słyszeliśmy również, aby robili to inni. Wykonywaliśmy tylko polecenia przełożonych. Chimczak był jednak bardziej wylewny: „O tym, w co był zamieszany Pilecki, mogłem się zorientować z wyjaśnień, jakie mi złożył. Moich zwierzchników interesowały wyjątkowo »sprawy szpiegowskie«”.

– Metody miał szczególne. Kiedy bicie nie skutkowało, krzyczał: „My wiemy, że masz twardą dupę, ale w celi obok jest twoja żona, z której wszystko wyciśniemy” – wspominał Chimczaka mój Ojciec, Tadeusz Płużański, skazany razem z Pileckim na karę śmierci (zamienioną potem na dożywocie). – Kiedy w latach 70. spotkałem go na Nowym Świecie, mogłem mu tylko napluć w twarz, ale tego nie zrobiłem. Nawet na to nie zasłużył. Niedaleko Krawczyńskiego i Chimczaka, na ul. Spacerowej, mieszkał inny ober-oprawca – Jerzy Kaskiewicz. Przez nikogo nie nękany zmarł w 1999 roku. To on prowadził pierwsze przesłuchania grupy Pileckiego i wnosił o zastosowanie tymczasowego aresztowania, do czego „przychylił się” zastępca naczelnego prokuratora wojskowego do spraw szczególnych – ppłk Henryk (Hersz) Podlaski. Ten sam Kaskiewicz wydał postanowienie o wszczęciu śledztwa na podstawie art. 7 dekretu z 13 czerwca 1946 roku (o przestępstwach szczególnie niebezpiecznych w okresie odbudowy państwa – szpiegostwo).

Podlaski to jedna z kluczowych postaci w stalinowskim systemie bezprawia. Po 1948 roku, kiedy odszedł ze stanowiska zastępcy naczelnego prokuratora wojskowego, był kierownikiem Departamentu Nadzoru Prokuratorskiego Ministerstwa Sprawiedliwości, a w latach 1950-1955 zastępcą prokuratora generalnego. Funkcja zastępcy w jego przypadku jest myląca. Bo to on faktycznie rządził. To on, w porozumieniu z bezpieką, nakazywał stosowanie brutalnych represji, prowadzenie spraw bez dowodów winy, w ścisłej tajemnicy. Wiemy o tym choćby z raportu komisji powstałej na fali „odwilży” dla zbadania „przejawów łamania socjalistycznej praworządności”.

Rozpracowywał NSZ i WiN

Przytoczmy jeszcze raz zeznania ubeka Krawczyńskiego: – Sprawę Pileckiego kończyłem razem z mjr. Szymańskim. To on przyniósł mi gotowy akt oskarżenia. Był razem z Serkowskim, który zlecił mi śledztwo i nadzorował je. Pismo pachniało jeszcze maszyną. Nawet go nie przeczytałem – nie było po co, bo wytyczne przyszły z KC.

Ludwik Serkowski zmarł w 1990 roku w Warszawie. Był naczelnikiem Wydziału II Departamentu Śledczego MBP razem z Józefem Różańskim, odpowiedzialnym za stworzenie systemu wymuszania zeznań za pomocą fizycznego i psychicznego przymusu.

A co z Bronisławem Szymańskim – podwładnym Serkowskiego, a zarazem bezpośrednim przełożonym oprawców z Mokotowa? Urodził się w 1922 roku w Omsku. Oddelegowany przez NKWD do 1. Dywizji Piechoty im. Tadeusza Kościuszki, trafił następnie do centrali MBP. W 1954 roku odwołany został do ZSRS. Nie wiadomo, czy jeszcze żyje. „Ludowej” władzy Szymański zasłużył się nie tylko pracą na Rakowieckiej. We wrześniu 1946 roku jako członek grupy operacyjnej MBP uczestniczył w zbrodni ludobójstwa na co najmniej 167 żołnierzach Narodowych Sił Zbrojnych kpt. Henryka Flamego „Bartka” – największego ugrupowania niepodległościowego na Śląsku Cieszyńskim. Kilka lat później brał udział w rozpracowaniu oddziałów partyzanckich WiN działających na ziemi chełmsko-włodawskiej. 6 października 1951 roku ich dowódca – Edward Taraszkiewicz „Żelazny” – zginął w walce z 800-osobową grupą UB i KBW w Zbereżu nad Bugiem.

Bił, kopał, dusił

Odszedł Krawczyński i Chimczak, ale żyje jeszcze przynajmniej dwóch śledczych z Rakowieckiej. Ze śledztwa IPN: „Edward Zając zeznał, że nie pamięta przebiegu okazań podejrzanym dowodów rzeczowych w śledztwie w 1947 r., w których to czynnościach uczestniczył i że nic mu nie jest wiadomo o stosowaniu wobec Witolda Pileckiego i aresztowanych z nim osób przemocy”.

Na Mokotowie Zając prowadził również ciężkie, wielomiesięczne śledztwo wobec Jerzego Woźniaka, osadzonego w celi izolacyjnej X Pawilonu. Ten żołnierz AK, NIE, 2. Korpusu gen. Andersa i Zrzeszenia WiN w listopadzie 1948 roku został skazany w tzw. procesie kiblowym na karę śmierci, zamienioną na dożywocie. W wolnej Polsce był m.in. kierownikiem Urzędu ds. Kombatantów i Osób Represjonowanych. Zając torturował też, razem ze wspomnianym Jerzym Kaskiewiczem, Stanisława Sędziaka – cichociemnego, szefa sztabu Okręgu Nowogródek AK.

Na proces mordercy Łapińskiego Edward Zając nie stawił się. Podobnie jak drugi oprawca – Zbigniew Kiszel. Prokuratorowi IPN ten ostatni mówił, że „nie przypomina sobie sprawy rotmistrza Witolda Pileckiego i innych z nim zatrzymanych osób. Ww. po okazaniu mu sporządzonych przez niego protokołów przesłuchań podejrzanych (…) potwierdził, że dokonywał czynności przesłuchania wymienionych osób, jednakże nie pamięta przebiegu tych przesłuchań”.

Kiszel stwierdził oczywiście, że żadnego przymusu nie stosował i nie słyszał, żeby robili to inni. Dziwnie przypomina to tłumaczenia Zająca, Krawczyńskiego i Chimczaka. Władysław Minkiewicz w książce „Mokotów, Wronki, Rawicz” wspominał, jak Kiszel – jego „główny oprawca” – bił go gumową pałką, kopał, kazał siedzieć na nodze odwróconego stołka i robić w nieskończoność przysiady: „Lubił również, kiedy byłem już zupełnie wyczerpany, dusić mnie, ściskając za gardło. Podczas śledztwa dwa razy zemdlałem”

W charakterze świadków…

Wobec wszystkich śledczych postępowanie zostało umorzone. Uzasadnienie: „Analiza zgromadzonego w postępowaniu karnym materiału dowodowego pozwala na ustalenie w sposób niebudzący wątpliwości, iż funkcjonariusze MBP w 1947 r. znęcali się fizycznie i psychicznie nad przesłuchiwanymi podejrzanymi: Witoldem Pileckim, Marią Szelągowską, Tadeuszem Płużańskim, Makarym Sieradzkim, Witoldem Różyckim, Ryszardem Jamontt-Krzywickim, Jerzym Nowakowskim i Maksymilianem Kauckim vel Antonim Turskim. Stwierdzić należy jednakże, że w chwili obecnej w sytuacji, gdy nie żyją wszyscy pokrzywdzeni, a członkowie ich rodzin posiadają jedynie szczątkowe informacje o przebiegu przesłuchań ich bliskich, nie ma możliwości ustalenia, który (którzy) z kilkunastu funkcjonariuszy MBP (…) stosował (stosowali) przemoc wobec przesłuchiwanych (…), a więc nie da się zindywidualizować odpowiedzialności i przypisać sprawstwa konkretnej osobie. Pomimo podjęcia wielu działań, nie zdołano w oparciu o istniejące dowody przedstawić zarzutu popełnienia przestępstwa znęcania byłym funkcjonariuszom”.

To niestety efekt braku deubekizacji i uznania całego ówczesnego systemu za przestępczy. Wskutek tego odpowiedzialności uniknął Zbigniew Kiszel, Edward Zając oraz żyjący jeszcze wówczas Marian Krawczyński i Eugeniusz Chimczak. Dlatego prokurator IPN wzywał ich jako świadków. Pławiący się w luksusie oprawcy przeżyli swoje ofiary. To kolejny triumf PRL.

Bracia Umerowie

W procesie Adama Humera – przełożonego krwawych ubeków, wicedyrektora Departamentu Śledczego MBP – Chimczak został skazany na siedem i pół roku więzienia, ale za kratki „ze względu na stan zdrowia” – podobnie jak pozostali sądzeni wówczas ubecy – nie trafił. A powinien również odpowiedzieć za inne swoje zbrodnie. Adam Humer zmarł w 2001 roku w Warszawie. „Służbę” w bezpiece rozpoczynał w Tomaszowie Lubelskim (tam, gdzie Chimczak). Wtedy jeszcze używał rodowego nazwiska Umer. W tomaszowskim UB pracował razem z młodszym bratem Edwardem Umerem. Po zamachu (niestety nieudanym) na ich szefa – Aleksandra Żebrunia – Umerowie przenieśli się najpierw do Lublina, a następnie do Warszawy. Obaj, jako wybitni specjaliści od łamania kręgosłupów, bez trudu znaleźli pracę w centrali resortów siłowych. Edward Umer trafił do Informacji Wojskowej, Adam Umer do Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego. Wtedy do nazwiska dodał sobie H. i został Humerem.

A propos słynnych związków Magdy Umer z Adamem Humerem znalazłem w internecie takie oto oświadczenie pieśniarki: „Mój tata miał na imię Edward. Był prawnikiem i wspaniałym człowiekiem. Nie jestem córką Adama Humera i nieraz już odpowiadałam na to pytanie. A ponieważ wylano już na mnie z tego powodu wiadra pomyj, postanowiłam nie odpowiadać na żadne zaczepki. Lżona przez anonimowych korespondentów czuję się czasem, jakbym była córką Hitlera, Stalina, Berii i nie wiem kogo jeszcze (…)”.

Córką Stalina nie, ale Edwarda Umera – funkcjonariusza zbrodniczej, powołanej przez Stalina Informacji Wojskowej. Czyli nie tak daleko…

REKLAMA