Piński: Nie jestem człowiekiem Platformy

REKLAMA

Z JANEM PIŃSKIM, redaktorem naczelnym tygodnika „Uważam Rze”, byłym redaktorem „Najwyższego CZASU!”, rozmawia Rafał Pazio.

NCZAS: Czy ostatnie wydarzenia wokół „Uważam Rze” wpływają na kondycję pisma?

REKLAMA

PIŃSKI: To nadal jest jeden z największych tygodników w Polsce. Tak naprawdę efekt zmian będzie można ocenić dopiero po kilku miesiącach. Na pewno tytułowi zaszkodziło nielojalne zachowanie części pracowników. Chodzi nie tylko o to, że odeszli, a także o styl, w którym to zrobili. Chcieli wyrządzić wydawcy jak największe szkody. Była to jednak część autorów, która „produkowała” około 30 proc. zawartości pisma. Pozostałą część pisali autorzy, którzy pozostali z tygodnikiem. Mówienie przez tych, którzy odeszli, że pismo się skończyło, jest brakiem szacunku dla tych, którzy redagowali i pisali większość tekstów. To pewna buta gwiazd, które uważają, że tytuł się kończy w następstwie tego, że przestają pisać. „Wprost” utrzymało się na rynku mimo wymiany 99 proc. zespołu i kompletnej zmiany linii pisma. W wypadku „Uważam Rze” mówimy tylko i wyłącznie o zmianie autorów, ale zachowaniu linii pisma.

Czy nie było tak, że ludzie kupowali „Uważam Rze” właśnie ze względu na obecność gwiazd?

Na pewno w części tak, ale nie tylko. „Uważam Rze” idealnie weszło w lukę, która powstała po tym, jak została zmieniona linia starego „Wprost”. Wcześniej to „Wprost” było pismem wolnorynkowym, antysalonowym, antyestablishmentowym. W 2009 roku pismo straciło ten wymiar po odejściu trzonu zespołu. Nowy zespół nie był w stanie utrzymać „starej” linii. Kolejna ekipa pod wodzą pieszczocha salonu Tomasza Lisa uczyniła z „Wprost” kolejny prorządowy tygodnik. „Uważam Rze” wypełniło powstałą w ten sposób lukę na rynku. Ludzie, którzy nie zgadzali się z obecną linią władzy, mieli do wyboru tylko i wyłącznie pisma takie jak „Najwyższy CZAS!”, który nie jest pismem masowym, lub propisowskie – typu „Gazeta Polska”. Brakowało popularnego tygodnika, który by prezentował normalne, zwyczajne treści, nie przyprawione sosem ideologicznym, reprezentującego wartości spójne dla większości Polaków, czyli wolność i normalne podejście do spraw obyczajowych.

Mówiono, że jesteś człowiekiem Platformy Obywatelskiej.

Niektórzy z „niepokornych” dziennikarzy, którzy to mówili, musieli usuwać swoje teksty z internetu, bo się ich wstydzili. Ja tego nie musiałem robić. Taka ocena mojej osoby to, delikatnie mówiąc, nadużycie. Udowodniłem to chociażby podczas pracy w „Najwyższym CZASIE!”, a także przez kilkanaście lat pracy jako dziennikarz. Rządy PO uważam za jedne z najgorszych w historii III RP. Podwyższono podatki i zadłużono państwo do niebotycznych rozmiarów. To jest nie do obrony.

Jak oceniasz to, że wskutek zmian w „Uważam Rze” powstają nowe tytuły na rynku?

Nie w wskutek zmian. Za pieniądze Grzegorza Hajdarowicza tworzono konkurencyjny tytuł „W Sieci”. Jeden z twórców tego tytułu, Michał Karnowski, był jednocześnie wicenaczelnym tygodnika „Uważam Rze” i członkiem zarządu Fratrii, czyli wydawcy „W Sieci”, konkurencyjnego pisma. Jego brat bliźniak był redaktorem naczelnym tego tytułu. Tymczasem Michał Karnowski wyceniał autorów „Uważam Rze”. Decydował o tym, którzy autorzy dostaną większą wierszówkę i trafią na łamy. Gdyby Paweł Lisicki dyscyplinarnie zwolnił Karnowskiego i publicznie, a nie prywatnie, potępił projekt „W Sieci”, nie siedziałbym tu, gdzie siedzę. Perfidia pomysłu polegała też na tym, że „W Sieci” nadano nawet inny format i formułę dwutygodnika, aby jak najdłużej utrzymać autorów na wierszówce w „Uważam Rze”.

REKLAMA