Sławne już wystąpienie sędziego Tulei o konwejerze i czasach stalinowskich skłania do postawienia pytania czy rzeczywiście nasi sędziowie wiedzą o czym mówią i czy przypadkiem ich orzekanie nie jest oparte o hasło „łapaj złodzieja”. Bo jeśli gdzieś można się dopatrzeć w Polsce elementów stalinizmu, to oprócz oczywiście agitpropu post-kapepowców z „Gazety Wyborczej”, najwięcej ich jest właśnie w wymiarze sprawiedliwości.
Tak się składa, że, jak się już wielokrotnie chwaliłem, naukowo zajmuję się najgorszym okresem stalinizmu – konkretnie działalnością GPU-OGPU-NKWD i w mniejszym już stopniu MWD wobec Polaków (wszystko to są zmieniające się nazwy policji politycznej ZSRS) i po przeczytaniu setek relacji i dokumentów na ten temat z wrodzoną bezczelnością zaliczam się do specjalistów z tego zakresu. Z konwejerem spotkałem się więc wielokrotnie i użycie akurat tego terminu przez sędziego w kontekście nocnych przesłuchań troszkę mnie rozbawiło. Konwejer – czyli taśmociąg, bo tyle to słowo po rosyjsku znaczy, a przeniesione zostało nad Wołgę bodajże z angielskiego – nie oznacza wcale nocnych przesłuchań. Oznacza natomiast przesłuchania taśmowe. Polegały one na tym, że danego nieszczęśnika przesłuchiwano non-stop przez kilkadziesiąt godzin, w czym brało udział kilku zmieniających się co kilka godzin śledczych. Aby torturowany w ten sposób człowiek nie zasnął zwykle bito go, polewano wodą a nawet unieruchamiano mu w otwartej pozycji powieki i oczywiście cały czas oślepiano ostrym światłem. Z natury tego procesu wynikało, że przesłuchania trwały zarówno w dzień jak i w nocy, póki nieszczęśnik nie pękł, albo po prostu nie padł ze zmęczenia. Przesłuchania nocne z całą pewnością nie mają więc nic wspólnego z konwejerem czyli taśmociągiem.
Natomiast z całą pewnością ze stalinizmem ma wiele wspólnego tzw. areszt wydobywczy, czyli przetrzymywanie podejrzanych albo oskarżonych w areszcie całymi latami czy miesiącami bez wyroku. Jest to w gruncie rzeczy instytucja pozaprawna, charakterystyczna dla wszelkiego rodzaju krajów miękkiego autorytaryzmu do jakich zalicza się Polska. A przecież nie zawsze tak było. To właśnie w Polsce chyba najwcześniej w Europie, bo już w roku 1433 wprowadzono słynną zasadę Neminem captivabimus nisi iure victum będącą de facto zakazem więzienia bez wyroku sądowego. Barbarzyńscy Anglicy wprowadzili ją dopiero 250 lat później pod nazwą Habeas Corpus Act, a wcześniej – tak, podobno to właśnie oni jako jedni z pierwszych stosowali konwejera! A areszt wydobywczy w Polsce po 1989 roku to metoda stosowana przez sędziów wręcz nagminnie co świadczy chyba o ich stalinowskich przyzwyczajeniach. Stalinowskie w stylu jest także działanie ABW w sprawie Brunonbombera. Jak to się mówiło w NKWD to typowe lipacziestwo. A wymyślanie zamachów na cały sejm, prezydenta, premiera i red. Olejnik kropka w kropkę przypomina mi sowieckie akty oskarżenia skierowane wobec Polaków, którzy mieli zamordować wszystkich czołowych towarzyszy ze Stalinem na czele. Naprawdę czytałem takich dokumentów całkiem sporo.
Czy pewne elementy stalinizmu są więc w Polsce żywe? Tak, ale niestety najbardziej właśnie w wymiarze sprawiedliwości, który jak wiadomo został najsłabiej oczyszczony po 1989 roku.