Szymowski: ABW. Policja polityczna PO

REKLAMA

Pięć lat urzędowania generała Bondaryka w fotelu szefa ABW to niewiele działań na rzecz bezpieczeństwa państwa, za to ogromne zaangażowanie w popieranie Platformy Obywatelskiej. 53-letni dziś generał Krzysztof Bondaryk jest jednym z najdłużej urzędujących szefów polskiej bezpieki. 15 stycznia – w dniu, gdy ma zakończyć pełnienie swojej funkcji – minie pięć lat i dwa miesiące od momentu, kiedy został gospodarzem najważniejszego gabinetu przy ulicy Rakowieckiej. Oficjalnie, powodem jego odejścia jest różnica zdań między nim a premierem co do dalszego funkcjonowania tajnych służb. W zamyśle Tuska, ABW po reformie ma zająć się głównie zwalczaniem terroryzmu i przestępczości zorganizowanej. Dotychczas ABW zajmowało się również kontrwywiadem, monitorowaniem obrotu specjalnego (handel bronią i materiałami wybuchowymi), inwigilacją środowisk zagrażających bezpieczeństwu państwa, a także wydawaniem certyfikatów dostępu do informacji niejawnych.

Planowana reforma służb specjalnych, jeśli zostanie przeprowadzona według zapowiadanych założeń, może zmniejszyć uprawnienia ABW, co utrudni tej instytucji (przynajmniej formalnie) gromadzenie danych o obywatelach i firmach, a jej szefa usunie z czołówki najbardziej wpływowych urzędników państwowych. Czy jednak zasadniczo wpłynie to na sposób funkcjonowania ABW?

REKLAMA

Ostatnie pięć lat działań tej instytucji to głównie akcje mające na celu zwalczanie politycznych przeciwników rządów Tuska, a nie neutralizacja zagrożeń dla bezpieczeństwa państwa. W listopadzie 2007 roku, gdy Krzysztof Bondaryk (wówczas podpułkownik) objął kierownictwo ABW, przy ulicy Rakowieckiej rozpoczęło się wielkie rozliczanie. W dokumentach szukano czegokolwiek, czym można byłoby obciążyć ekipę Prawa i Sprawiedliwości. Najgorliwiej szukano „haków” w dokumentach związanych z podsłuchami. Kierownictwo ABW chciało udowodnić, że w czasach PiS podsłuchiwano polityków opozycji. Wielotygodniowe badanie archiwów zakończyło się niespodziewanym rezultatem: nie znaleziono żadnych dowodów łamania prawa czy nadużyć związanych z podsłuchami. Okazało się bowiem, że wszelkie procedury kontroli operacyjnej prowadzono zgodnie z przepisami prawa i zgodnie z decyzjami sądów. Mimo intensywnych poszukiwań nie znaleziono ani jednego przypadku nielegalnego podsłuchu z okresu 2006-2007. Niezrażone tym kierownictwo ABW szukało dalej i znalazło szereg innych wydarzeń, które zakwalifikowało jako łamanie prawa.

W efekcie ludzie Bondaryka zawiadomili prokuraturę o podejrzeniu popełnienia aż 26 przestępstw (!) przez poprzednie kierownictwo ABW. Bogdanowi Święczkowskiemu zarzucono m.in. bezprawne zwalnianie ludzi z pracy, mobbing. W jednym z zawiadomień Święczkowskiemu zarzucono nawet… rzucenie cukierniczką w stronę funkcjonariusza ABW. W efekcie tych zawiadomień Święczkowski i jego zastępca, ppłk Grzegorz Ocieczek, musieli na nowo odkryć w sobie pasję turystyczną – jeździli bowiem po prokuraturach w całej Polsce, by tłumaczyć się z kretyńskich pomówień (dla dodatkowej uciążliwości sprawy kierowano do prokuratur w różnych zakątkach kraju). W efekcie po wielu miesiącach wszystkie te sprawy zostały umorzone już na etapie prokuratorskim, gdyż ani jeden zarzut z ani jednego zawiadomienia nie potwierdził się.

Mimo różnic politycznych trzeba wyrazić Bogdanowi Święczkowskiemu najwyższe uznanie za wzorowe i zgodne z prawem kierowanie ABW, skoro nawet wiele miesięcy poszukiwania „kwitów” przez ekipę PO nic nie przyniosło. Co ciekawe, do szukania „haków” na Święczkowskiego i Ocieczka zaangażowano przywracanych do ABW emerytów ze Służby Bezpieczeństwa. W czasach Święczkowskiego wielu z nich odeszło albo na emeryturę, albo na zwolnienia lekarskie, więc ich funkcje i zadania powierzono młodym ludziom, motywowanym patriotycznie, dopiero co przyjętym do służby.

Gdy wybory odesłały rząd PiS do ław opozycyjnych, a szefem ABW został Bondaryk, w ciągu kilku dni schorowani esbecy doznali nagłego ozdrowienia i wrócili do służby w miejsce masowo zwalnianych młodych ludzi zatrudnionych w czasach PiS. Tak oto początek rządów Bondaryka został naznaczony największym cudem zdrowotnym w dziejach światowych tajnych służb.

Afera z Komorowskim

Poszukiwanie haków na Święczkowskiego i Ocieczka szło pełną parą, gdy Bronisław Komorowski zawiadomił ABW, że dwaj pułkownicy Wojskowych Służb Informacyjnych złożyli mu wizytę, proponując zakup ściśle tajnego aneksu do raportu z weryfikacji WSI. Stworzyło to świetną okazję do skompromitowania PiS, który przeprowadził operację likwidacji WSI. Jeden z gości Komorowskiego (wówczas marszałka Sejmu) zeznał, iż dziennikarz Wojciech Sumliński zaproponował mu możliwość załatwienia pozytywnej weryfikacji jego i jego syna za 250 tysięcy złotych. Po rozmówcę Komorowskiego (był to pułkownik Leszek Tobiasz) wysłano z ulicy Rakowieckiej służbowy samochód oddany do dyspozycji szefa ABW. Tobiasz został przewieziony na Rakowiecką i tam złożył zeznania, w wyniku czego rozpoczęła się ściśle tajna operacja. W jej rezultacie 13 maja 2008 roku zatrzymano Wojciecha Sumlińskiego. Dziś jego proces toczy się przed warszawskim sądem. Na jaw wychodzą zaś szczegóły kompromitujące ABW.

Po pierwsze: wszczęto intensywne działania przeciwko dziennikarzowi, ale zapomniano o marszałku Sejmu, który prowadził tajne negocjacje w sprawie zakupu tajnych dokumentów, przy czym miał świadomość, iż rozmawia z osobami podejrzewanymi przez ABW o szpiegostwo na rzecz Rosji (ostrzegał go o tym Paweł Graś). Aby było jeszcze ciekawiej: główny oskarżyciel Sumlińskiego – pułkownik Tobiasz – okazał się niejawnym współpracownikiem ABW, któremu wcześniej zawieszono postępowanie za składanie fałszywych zeznań. W efekcie całego tego zamieszania Sumliński został oskarżony o płatną protekcję, prowadzący stronniczo jego inwigilację funkcjonariusze ABW nie ponieśli konsekwencji, a Bronisław Komorowski został prezydentem Polski, choć w związku z „aferą aneksową” powinien zasiąść na ławie oskarżonych.

Nowe sprawy

Niemal natychmiast po objęciu szefostwa ABW przez Krzysztofa Bondaryka, wyhamowano kilka ważnych operacji służących bezpieczeństwu państwa. Zatrzymano perfekcyjnie prowadzoną grę (wspólnie z Agencją Wywiadu), której celem było zablokowanie budowy Gazociągu Północnego (kilkanaście miesięcy później Nord Stream powstał, pogarszając pozycję Polski, uzależnionej od dostaw rosyjskiego gazu). Wstrzymano również sprawy zainteresowania kilkoma środowiskami biznesowymi, których powiązania polityczne stwarzały zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa. Z jednego z tych środowisk wywodził się sam generał Bondaryk. Na celowniku ABW znaleźli się za to przeciwnicy reżimu Donalda Tuska.

W 2008 roku na wniosek Centrum Antyterrorystycznego ABW objęto inwigilacją śp. Lecha Kaczyńskiego i jego małżonkę Marię. W ramach tej inwigilacji, podsłuchiwano rozmowy telefoniczne prezydenta. Później inwigilowano też wielu dziennikarzy krytycznie wypowiadających się o rządzie Tuska, polityków opozycji, biznesmenów sprzyjających PiS-owi oraz wiele innych osób, w których ABW widziało zagrożenie dla bezpieczeństwa państwa dlatego, iż mieli inne poglądy na Polskę.

Ciekawymi przypadkami takich działań jest opisana przez nas niedawno operacja „Menora” (inwigilacja osób uznanych za „antysemitów) czy operacja „Cmentarze” (inwigilacja środowisk nieprzychylnych rządowi Tuska pod pretekstem zabezpieczenia rosyjskich cmentarzy przed chuligańskimi dewastacjami). Wiadomo również, że w listopadzie 2012 roku ABW objęła rozpracowaniem organizatorów Marszu Niepodległości, a później liderów powstającego Ruchu Narodowego. Ofiarą ABW padł również Robert Frycz – twórca strony antykomor.pl, do którego wtargnęła grupa funkcjonariuszy ABW tylko dlatego, że prowadził stronę wyśmiewającą Bronisława Komorowskiego.

Smoleńska kompromitacja

Wiele zarzutów pod adresem funkcjonowania ABW dostarczają również wydarzenia wokół tragicznej śmierci Lecha Kaczyńskiego. Wiadomo, że w ciągu dni poprzedzających tragedię w Smoleńsku na biurko Bondaryka trafiły meldunki od służb NATO ostrzegające o możliwości uprowadzenia samolotu wiozącego głowę państwa należącego do Unii Europejskiej. Wiadomo (m.in. z prac Zespołu Parlamentarnego kierowanego przez Antoniego Macierewicza), iż ABW oraz wywiad dysponowały informacjami mówiącymi o zagrożeniach dla polskiego prezydenta i tych informacji najprawdopodobniej mu nie przekazały. Gdy 10 kwietnia Polskę obiegła wiadomość o śmierci prezydenta, Krzysztof Bondaryk nie uznał za stosowne pofatygować się do Smoleńska, choć powinien tak uczynić szef każdej służby w każdym szanującym się kraju. To właśnie działania ABW po 10 kwietnia stały się jednym z powodów licznych oskarżeń Bondaryka przez posłów opozycji.

15 stycznia był ostatnim dniem urzędowania Bondaryka. Tego dnia w fotelu szefa ABW zastąpi go płk Dariusz Łuczak, jego dotychczasowy zastępca. Nie wiadomo, jakie decyzje podejmie. Można się natomiast spodziewać, że charakter działania ABW – policji politycznej PO – nie ulegnie zmianie.

REKLAMA