„Poszli nasi w bój bez broni…”

REKLAMA

Dziś kolejna rocznica – dodajmy: smutna i wpisująca się w rząd tych wydarzeń historycznych, które mimo poniesionej klęski traktowane są jak niezwykłe osiągnięcia. Mam na myśli Powstanie Styczniowe 1863 roku, a więc zryw, który przyniósł tylko szkody narodowej sprawie. Zapewne w rocznicę wybuchu pojawi się ponownie seria opowieści o bohaterstwie, poświęceniu, patriotyzmie – co jest zgodne z prawdą – ale z drugiej strony potrzeba nam trzeźwego spojrzenia na to wydarzenie, które przyniosło tylko szkody.

Mówiąc o polskich zrywach, zazwyczaj podkreśla się właśnie patriotyzm (a może należałoby mówić o… lekkomyślności albo dywersji, aby ktoś inny realizował swoje cele?), prawo narodu do niepodległego bytu – jak gdyby w owym czasie szlachta, bo to przecież ona podnosiła oręż, uważała masy chłopskie za równe sobie, co przecież nie było prawdą. I co powodowało, że zazwyczaj chłop polski pozostawał na uboczu wydarzeń, nie widząc sensu w „pójściu do lasu”. Ludwik Mierosławski w swojej „Instrukcyi powstańczej”, wydanej w Paryżu bodaj na początku lat sześćdziesiątych XIX wieku, pisał o 20 milionach Polaków, którzy są w stanie wystawić nie dziesiątki, a setki tysięcy żołnierzy, a więc armię, która może stawić czoła trzem zaborcom jednocześnie. Oczywiście było to fantazjowanie, ale Mierosławski był wyznaczony na wodza powstania, a jego broszurę czytano w Królestwie. Przyszły wódz zakładał, że jedna strzelba powinna przypadać na trzech powstańców uzbrojonych w „żeleźce”, czyli kosy, widły, piki; w czasie powstania pojawili się nawet „drągolierzy”, czyli uzbrojeni w zwyczajne tęgie kije… Broń się zdobędzie na Moskalu!

REKLAMA

Podobnie było w 1944 roku, kiedy rzucono do walki tysiące patriotycznej młodzieży uzbrojonej nie tyle w drągi, co w butelki z benzyną!

W styczniu 1863 roku powstańcy ruszali do walki, mając 600 strzelb myśliwskich. Naprzeciwko stała armia rosyjska licząca w momencie wybuchu przeszło 110 tys. regularnego wojska. O przewadze ogniowej nawet nie warto wspominać. Dlaczego zatem doszło do samobójczego wystąpienia? Warto się nad tym pytaniem zatrzymać na chwilę. Jak wiadomo, w Królestwie istniały grupy spiskowe o charakterze lewicowym („czerwoni”) i konserwatywnym („biali”); odbywały się manifestacje patriotyczne i dochodziło do ataków wojska na ludność cywilną – ale czy te wydarzenia nie miały drugiego dna, czy nie były inspirowane? Mam na myśli prowokowane ataki na ludność, którą najpierw pod patriotycznym pretekstem gromadzono, a później wystarczyło kilku prowokatorów, aby doszło do salw wymierzonych w bezbronnych ludzi.

Michał Bobrzyński w „Dziejach narodu polskiego” stawia np. tezę, że masowy udział ludności żydowskiej w manifestacjach patriotycznych na początku lat 60. mógł mieć taki charakter, a sławna scena z młodym Żydem, który podnosi krzyż i pada zabity, to dowód na to, że był jednym z organizatorów manifestacji i krzyż podniósł, aby poprowadzić tłum, nie dopuścić do rozproszenia.

Interesy żydowskie…

Oczywiście mogło być inaczej: chłopak czuł się polskim patriotą i był to zrozumiały odruch z jego strony. Z jednej strony Żydzi wspomagali powstanie, np. Kronnenberg przekazał milion rubli w złocie na zakup broni, a jednocześnie inny Izraelita, Tugenhold, zdradził Rosjanom trasę przerzutu broni i powstańcy jej nie otrzymali. Kronenberg natomiast po upadku powstania został przez cara nagrodzony najwyższym rosyjskim odznaczeniem i tytułem szlacheckim. Czy postępował zgodnie z zasadą diabłu ogarek, a Panu Bogu świeczkę, aby zawsze mieć zabezpieczone wyjście awaryjne?

Romualda Traugutta, dyktatora powstania, w kwietniu 1864 roku wydał rosyjskiej żandarmerii Żyd, Artur Goldmann, zatrudniony w powstańczej skarbowości. Podaję te przykłady, aby pokazać, że nie do końca żydowskie zaangażowanie w okresie przed powstaniem i po jego wybuchu jest zrozumiałe. Czy powstanie było w interesie Żydów? Wielopolski, sprawujący rządy w Królestwie z ramienia cara, nadał im równouprawnienie i chyba tylko ten dekret Wielopolskiego nie został przez Rosjan zniesiony po krwawym stłumieniu powstania. Pozbycie się w wyniku rosyjskich represji polskiej grupy przywódczej otwierało przed Żydami drogę awansu nie tylko materialnego, ale i społecznego.

„W każdym narodzie musi się wyrobić ponad masy jakaś inteligencja i rodzaj arystokracji. My jesteśmy materiałem gotowym, my zawładniemy krajem, a panujemy już przez giełdy i przez większą część prasy nad połową Europy. Ale naszym właściwym królestwem, naszą stolicą, naszym Jeruzalem będzie Polska. My będziemy jej arystokracją, my tu rządzić będziemy. Kraj ten należy do nas, jest nasz”. (Stanisław Dider, „Rola neofitów w dziejach Polski”, Warszawa 1934, str. 111).

Jeżeli weźmiemy teraz pod uwagę ogrom zniszczeń, prześladowań, wysiedleń i konfiskat, rzeczywiście możemy dojść do wniosku, że w próżnię po usuniętych Polakach mogli wejść Żydzi. Pamiętajmy o tysiącach rodzin szlacheckich, które wyrzucono z majątków, o tysiącach zesłańców, o tysiącach pomordowanych i poległych w walce.

Rosyjski historyk Chromow popełnił był biografię Feliksa Dzierżyńskiego (Moskwa, 1985), w której pisze, że po upadku Powstania Styczniowego majątek Dzierżyńskich przejął Żyd Rufin, który nie tylko przywłaszczył sobie majątek, ale i nazwisko, a zatem „krwawy Feliks” nie był Polakiem. Ponoć pytany przez Lenina, jakie ma kwalifikacje, Dzierżyński miał odpowiedzieć, że nienawidzi Rosjan – i to zdecydowało, że został przyjęty do służby.

…i pruskie

Ale dość na ten temat. Bardzo interesujący jest drugi tom, tłumaczący przyczyny wybuchu powstania – mam na myśli Prusy i działalność Bismarcka, który znany był z nienawiści do Polaków. Tym niemniej jako polityk był jednostką wybitną: doprowadził do zjednoczenia Niemiec, pokonania Danii, Austrii i Francji – a wszystko to dzięki naszemu powstaniu! Jak to możliwe? Kiedy się zarysował sojusz rosyjsko-francuski, w Prusach zdawano sobie sprawę, że trzeba doprowadzić do jego zerwania. Umiejętne rozgrywanie polskiej karty mogło doprowadzić do odwrócenia sojuszów i zbliżenia z Rosją. Są podstawy do przyjęcia opinii, iż Prusy maczały palce w działalności spiskowej. Nie musiały tego czynić bezpośrednio – wystarczyło przeznaczyć trochę grosza, kupić kilku zapaleńców i sprawy potoczyły się tak, jak się potoczyły. Tym bardziej że Wielopolski zarządził brankę, aby pozbyć się młodych mężczyzn, a co też podniosło, i to znacznie, temperaturę dyskusji i zdecydowanie przygotowań do zbrojnego wybuchu. Ostatecznie brankę i tak przeprowadzono, zaskakując tym spiskowców.

O tym, że Prusy trzymały rękę na pulsie, świadczy fakt, że już w lutym 1863 roku, a więc krótko po wybuchu powstania, pojawił się na dworze cara pruski generał Alvenleben i doprowadził do podpisania porozumienia, które likwidowało sojusz francusko-rosyjski na rzecz rosyjsko-pruskiego. Francja odebrała to porozumienie jako policzek, jako zdradę, ale Prusy mogły mówić o wielkim sukcesie. Dopiero po tym jak Prusy dogadały się z Rosją w sprawie wspólnej walki z powstaniem, na dworach zachodniej Europy, głównie we Francji, zawrzało – co niestety nie pomogło walczącym Polakom. Można postawić tezę, że wręcz zaszkodziło.

Po prostu apelowano do Polaków, aby nie składali broni, aby trwali… Przybyło ofiar, spalonych domostw, zbudowano kolejne szubienice, na których wieszano powstańców i tych, którzy im sprzyjali. Popłynęło znacznie więcej polskiej krwi, a ofiara ta i tak okazała się daremna.

Powtórki z historii

Czy podobnego błędu nie popełniono w okresie Powstania Warszawskiego? Kiedy pojawiły się wątpliwości co do sensu kontynuowania walki, Stalin zezwolił alianckim samolotom lądować na ziemiach już okupowanych przez krasnoarmiejców i… walkę kontynuowano! Natomiast Prusy, mające zabezpieczone tyły, już w 1864 roku pokonały Danię, w 1866 roku pobiły Austrię, a w 1870 rzuciły na kolana Francję. Tym sposobem nasze powstanie pomogło Prusom zdobyć hegemonię w Europie, Rosja nie poniosła strat – przecież walki toczyły się na ziemiach polskich i litewskich. Ogromną klęskę ponieśli Polacy i to oni zapłacili najwyższą cenę: likwidacja autonomii Królestwa – od tego momentu był to Priwislinskij Kraj; rozpoczęto bezwzględną rusyfikację, kasowano zakony i zgromadzenia, prześladowano księży, miastom odbierano prawa miejskie, skazując je na zubożenie. Straty ogromne i trudne do odrobienia przez kolejne pokolenia, ale z drugiej strony klęska powstania spowodowała, że idee powstańcze odsunięto na dalszy plan, postawiono na pracę organiczną, na budowanie silnego społeczeństwa. Romantyzm walki powstańczej zastąpiono codzienną pracą od podstaw.

Tym niemniej w duszach Polaków pamięć o powstaniu przetrwała, na pewno umocniła przywiązanie do polskości. W pamiętnikach tego okresu często pojawia się informacja, że Moskala nie wpuszczano za próg domu, że rozmawiano po francusku (oczywiście nie każdy znał ten język, ale w ten sposób wyrażano Moskalom pogardę). Powstanie, mimo bolesnej porażki, stało się mitem, legendą i na pewno pomogło przetrwać lata niewoli, chociażby poprzez pielęgnowanie pamięci o bohaterskim zrywie i ranach, które zadano Polakom.

W literaturze okresu popowstaniowego znajdziemy liczne wątki odnoszące się do walk w latach 1863-1864, np. w „Rozdzióbią nas wrony, kruki…” Żeromskiego, „Nad Niemnem” Orzeszkowej czy „Lalce” Prusa. Pisano o powstaniu, nie wymieniając nazwy – u Orzeszkowej jest to Mogiła, wokół której toczy się narracja. Stąd też pisarstwo ku pokrzepieniu serc, że nie wszystko stracone, a Polska jak feniks powstanie z popiołów.

Powstania można też wygrywać

Obchodzimy w sposób uroczysty rocznice kolejnych klęsk, a przecież nie każde powstanie kończyło się porażką. Mamy znakomity przykład zwycięskiego zrywu w postaci Powstania Wielkopolskiego 1918-1919. Co ciekawe, zwycięstwo to zawsze pozostawało w cieniu. Czyżby rządzący Polską Piłsudski nie czuł – mimo odzyskania niepodległości – z tego powodu dumy? No, ale zanim otrzymał władzę z rąk proniemieckiej Rady Regencyjnej, coś Niemcom musiał obiecać, np. ani piędzi ziemi spod niemieckiego zaboru nie uszczknę… A tu cała Wielkopolska powstała! Ból głowy, jak się wytłumaczyć… Powstanie Wielkopolskie to również przykład innego podejścia do walki – więcej w nim rozumu niż szaleńczej odwagi, czy też ślepego działania za podszeptem innych. Broń się zdobędzie na przeciwniku – z 600 strzelbami na 110 tys. rosyjskiego wojska! Spotkałem się z opinią, że Rosjanie mogli powstanie wcześniej zakończyć, ale kierowali się prywatą – za sukcesy w walce byli nagradzani, a więc im więcej potyczek, pościgów i zwycięstw, tym więcej medali, awansów, a już po skończonych bojach – nagród w postaci polskiego majątku. I jeszcze jedna uwaga: Piłsudski rozważał przez długie lata Powstanie Styczniowe, analizował, pisał komentarze – jak gdyby rzeczywiście był to przykład wojennego geniuszu, zwycięstwa Dawida nad Goliatem. Była to sromotna porażka i tak powstanie należy postrzegać.

Nagrodzeni

Trzeba jednak Piłsudskiemu oddać zasługę w nadzwyczajnym traktowaniu byłych powstańców. W odrodzonej Rzeczypospolitej mieli status bohaterów, otrzymywali rządową emeryturę, pobudowano dla nich specjalne schroniska; zawsze uczestniczyli w patriotycznych uroczystościach. Na ulicy żołnierze oddawali im honory wojskowe, a mężczyźni uchylali kapelusza. Jeden z ostatnich powstańców zmarł już po zakończeniu II wojny światowej – w 1863 roku wyruszył w pole bić się z Moskalami i niestety doczekał kolejnej moskiewskiej okupacji ponad 80 lat później. Mam na myśli Feliksa Batczuka (1846-1946). Władysław Mamert Wandalli, urodzony w 1845 roku, zmarł w Warszawie w roku 1942.

REKLAMA