Cenckiewicz: Wałęsa nigdy nie będzie jak Armstrong

REKLAMA

Z doktorem habilitowanym SŁAWOMIREM CENCKIEWICZEM rozmawia Rafał Pazio. Cały wywiad znajduje się tutaj (e-wydanie NCZ! 05/2013)

NCZAS: Po tylu latach pewnie ma Pan już dość pytań o Lecha Wałęsę, dość tej tematyki?

REKLAMA

CENCKIEWICZ: To prawda. Ale ktoś niedawno tłumaczył mi, że tę sprawę powinienem już zacząć traktować w kategoriach obowiązku obywatelskiego. Skoro ogół kręci, większość historyków ze strachu chowa głowę w piasek lub historię Wałęsy zwyczajnie zamula, urzędnicy kłamią, politycy mówią od rzeczy, a dziennikarze w zasadzie nic o tym nie wiedzą, bo nie czytają książek i w związku z tym piszą niekompetentne artykuły – to przypadła mi rola wołającego na puszczy.

Ma Pan kontakt z Panem Krzysztofem Wyszkowskim (został skazany za skrzywdzenie Lecha Wałęsy poprzez nazwanie go „Bolkiem”)? W jakiej znajduje się kondycji i sytuacji?

Na pewno jest to dla niego sprawa męcząca, bo trwa już od 2005 roku. Nieustanne pisanie odwołań, skarg, przygotowywanie wniosków dowodowych, spotkania z adwokatami i zeznawanie przed sądami może każdego znużyć, a tym bardziej kogoś w tak trudnej sytuacji zdrowotnej jak Krzysztof. Ale Krzyś jest twardy – w końcu to weteran walki, który w życiu niejedno już przeżył. Radę damy – jak mawia pewien polski raper.

Mało kto wie, że Krzysztof Wyszkowski nie został skazany za to, iż użył wobec Lecha Wałęsy stwierdzenia, że był agentem SB. Sąd (proszę potwierdzić, czy czegoś nie pomyliłem) rozważał, czy skrzywdził tym stwierdzeniem Lecha Wałęsę. Ale mediom udało się chyba przekonać opinię, że chodziło o nazwanie Lecha Wałęsy agentem?

To nawet nie jest proces mający rozstrzygnąć problem agenturalnej przeszłości Wałęsy. Dotyczy on natomiast kwestii zniesławienia i tego, na ile słowa o Wałęsie jako płatnym agencie „Bolku” są dla niego krzywdzące. W tym sensie jedynie sąd, choć bardzo oszczędnie, posiłkował się wiedzą historyczną na ten temat. Badał też kwestię potencjału wiedzy Wyszkowskiego na temat agenturalnej przeszłości Wałęsy w listopadzie 2005 roku, czyli w czasie publicznego wyrażenia opinii o współpracy Wałęsy z SB. Natomiast gdański sąd w wyroku z wiosny 2011 roku – oprócz słów o należytej staranności, jaką wykazał się Wyszkowski, zbierając informacje o przeszłości Wałęsy, a także o wiarygodności moich zeznań – pozwolił sobie na stwierdzenie, które diametralnie stoi w sprzeczności z wiedzą historyczną. Stwierdził mianowicie, że nie było i nie ma dowodów na współpracę Wałęsy z SB. No i uznał Wyszkowskiego winnym obrazy Wałęsy! Teraz toczy się walka o wznowienie innego, ale analogicznego procesu. Paradoks polega na tym, że o nowy proces swego czasu wystąpił sam Wałęsa, ale po przyjęciu przez sąd kilku ważnych wniosków dowodowych, w tym m. in. zgody na przesłuchanie oficera werbującego i prowadzącego agenta „Bolka”, kpt. Edwarda Graczyka, pospiesznie i w panice wycofał swój pozew sądowy przeciwko Wyszkowskiemu. Rozstrzygnięcie w tej sprawie nastąpi 29 stycznia.

Jak Pan myśli – czy Lech Wałęsa w końcu się przyzna? Ostatnio amerykański kolarz Lance Armstrong tak zrobił. Nie miał już chyba innego wyjścia. Dowody były nie do podważenia. Czy możemy spodziewać się podobnego wyznania po Lechu Wałęsie? Kim z kolei może być polska Oprah Winfrey, przed którą do takiego wyznania mogłoby dojść?

Gdyby Armstrong żył w Polsce, to lobby dopingowe i wspólnota interesów nie pozwoliłyby mu na takie wyznanie. Tak jest w Polsce z agenturą. Proszę wymienić przypadki przyznania się byłych agentów do współpracy. Do współpracy z SB przyznał się działacz nowohuckiej „Solidarności” Stanisław Filosek oraz znany aktor Tomasz Dedek. Jednak ich piękny przykład nie znalazł wsparcia mediów, przez co nie zaistniał szerzej w przestrzeni publicznej. Na wsparcie medialne może liczyć tylko ten, kto wypiera przeszłość i zaprzecza swojej współpracy. Jest taka niesamowita scena w filmie „Trzech kumpli”, kiedy esbek mówi, że błędem Lesława Maleszki jest to, że się przyznał. Instrukcje pracy operacyjnej SB mówiły jasno, że TW ma zawsze zaprzeczać swojej współpracy, nawet jak złapią go za rękę. Wałęsa, jak widać, świetnie odrobił tę lekcję…

REKLAMA