Co piąty Polak (3,15 mln!) pracuje w sektorze publicznym!

REKLAMA

(Rycina otwierająca artykuł przedstawia Molocha – nienasyconego, wymagającego stałych ofiar semickiego bóstwa. Nazwa własna demona jest często używana na określenie wielkiej, przytłaczającej ogromem i skomplikowaniem instytucji…)

31 grudnia 2011 r. w Polsce oficjalnie zatrudnionych (na różnych umowach) było ok. 16,1 mln ludzi. Według Głównego Urzędu Statystycznego pensja co piątego z nich pochodziła (w między lub większym stopniu) z pieniędzy podatników. Na przełomie 2011 i 2012 roku w sektorze publicznym pracowało ok. 3,15 mln Polaków. 620 tys. zarabiało na chleb w administracji publicznej, obronie narodowej i obsłudze ubezpieczeń społecznych (jak wyliczył Tomasz Cukiernik – tutaj – w ZUS-ie na początku tego roku pracowało ponad 46 tys. osób ze średnią płacą wynoszącą 3833 zł brutto miesięcznie). Prawie milion pracujących stanowiły osoby zatrudnione w państwowej edukacji. Ponad pół miliona to osoby pracujące w ochronie zdrowia i opiece społecznej.

REKLAMA

Raport („Ile osób zatrudnia państwo polskie?„) przygotowany przez powiązane z Leszkiem Balcerowiczem Forum Obywatelskiego Rozwoju (FOR) nie pozostawia złudzeń. Pracujący w sektorze publicznym stanowili w Polsce na koniec 2011 roku aż 21,6% pracujących ogółem!

Zestawienie danych przygotowanych przez Międzynarodową Organizację Pracy (ILO) dotyczących rozmiaru zatrudnienia w sektorze publicznym, z danymi Eurostatu szacującymi ogólną liczbą pracujących pozwala ocenić jak Polska wypada na tle innych krajów europejskich. Rzeczone organizacje upubliczniły dane z 2010 roku. Wtedy nad Wisłą pracowało 15,9 mln ludzi z czego aż 22,4% stanowili zatrudnieni w szeroko pojętym sektorze publicznym. W tym czasie w Niemczech z pieniędzy podatników było utrzymywanych zaledwie 14,8% pracujących! W sektorze publicznym we wchodzącej w kryzys Hiszpanii pracowało 16,7% zatrudnionych. Również w Wielkiej Brytanii – znacznie bogatszej od Polski – sektor budżetowy był mniej rozbudowany (21,6%) od rodzimego.

Statystyka dotycząca Polski wygląda dobrze na tle takich krajów jak Dania (34,8% pracujących w budżetówce i firmach z udziałem skarbu państwa) czy Estonia (27,9%). Warto dodać, że odnotowany w ciągu ostatnich kilku lat wzrost stanowisk utrzymywanych przez podatników (w tej czy innej formie) jest wynikiem światowego kryzysu finansowego. Według FOR kryzys pozbawił pracy przede wszystkim osoby zatrudnione poza budżetówką. Wahania zatrudnienia w sektorze publicznym są symboliczne. Dobrze widać to na przykładzie Estonii. „Spadek liczby pracujących przy prawie niezmienionej liczbie pracowników w sektorze publicznym” sprawił, że „wzrósł odsetek pracujących w sektorze publicznym” z 24% do 28% w okresie 2008-2010.

Równocześnie wykazany w raporcie „Ile osób zatrudnia państwo polskie?” 2,2% spadek udziału pracujących w sektorze publicznym w Polsce – w ciągu ostatnich 5 lat – to nie zasługa reformatorskich zapędów Donalda Tuska, ale przede wszystkim efekt wzrostu liczby pracujących ogółem (o 11% do końca 2011 roku).

[nggallery id=67]

Warto także pamiętać, że sektor publiczny to nie tylko urzędnicy (ich ilość w Polsce niestety stale rośnie), wojsko, policja (generalnie: „osoby świadczące usługi publiczne na które państwo ma wyłączność) ale także służba zdrowia, edukacja („osoby świadczące usługi, których dominującym dostawcą jest państwo, jednak może je także dostarczać sektor prywatny”). Najbardziej kontrowersyjną częścią sektora publiczna są „osoby pracujące w przedsiębiorstwach, które przynajmniej teoretycznie działają w warunkach rynkowych, konkurując na równych zasadach z przedsiębiorstwami prywatnymi”. Nad tą kategorią sektora publicznego warto na chwilę się zatrzymać.

Państwo polskie ma udziały lub jest właścicielem przedsiębiorstw, które są obecne – obok podmiotów prywatnych – w aż 22 z 24 wymienionych przez GUS działach przemysłu przetwórczego! W praktyce państwo nie uczestniczy jedynie w „produkcji papieru i wyrobów z papieru” oraz „produkcji mebli”! Równocześnie zajmuje się „produkcją wyrobów tytoniowych” (udział sektora publicznego na poziomie 7,9%!), „produkcją skór i wyrobów skórzanych” (3,1%), „wyrobami z drewna, korka, słomy i wikliny” (1,7%), „wyrobami z gumy i tworzyw sztucznych” (1,6%), „produkcją pojazdów samochodowych, przyczep i naczep” (1,6%). Znaczne udziały państwo posiada w takich branżach jak „produkcja koksu i produktów rafinacji ropy naftowej” (46,4%), „produkcja chemikaliów i wyrobów chemicznych” (16,7%), „produkcja wyrobów farmaceutycznych” (13,4%) Nawet w branży „naprawy, konserwacji i instalacji maszyn i urządzeń” skarb państwa ma znaczne – sięgające 11,4% – udziały.

[nggallery id=68].

Jaki jest sens utrzymywać państwowe firmy (i działające w nich związki zawodowe…) w branżach, z których większości nie można nawet podciągnąć pod lubianą przez polityków kategorię „strategicznego znaczenia dla bezpieczeństwa kraju”? Większość firm z udziałem skarbu państwa, które zajmują się przemysłem przetwórczym to przedsiębiorstwa „niewielkich rozmiarów o drugorzędnym znaczeniu”! Można założyć, że przynajmniej część pracujących w tej gałęzi sektora publicznego to przysłowiowi „krewni i znajomi królika”. Warto zbadać ew. powiązania polityczne zwłaszcza kierownictwa takich firm!

Przedsiębiorstwa sektora publicznego ulokowane w przemyśle tylko teoretycznie działają według zasada komercyjnych. Jak zauważyli autorzy podręcznika „Strukturalne podstawy bezrobocia w Polsce” (M. Socha i U. Sztanderska) w praktyce część z tych firm „pozostaje pod pewną ochroną państwa”. Zdaniem ekspertów FOR „nie podlegają one w pełni prawu konkurencji”, często „mają uprzywilejowaną pozycję względem innych podmiotów działających w branży” a „podatnik może być zmuszony co pewien czas do dokładania się do ratowania takich firm”. Z parasola ochronnego jaki stanowi udział skarbu państwa w firmie chętnie korzystają zrzeszeni w związkach zawodowych pracownicy. Żadna firma prywatna nie pozwoliłaby sobie na podpisanie z załogą demotywujących gwarancji zatrudnienia na… 11 lat! (taką „umową społeczną” zostali uraczeni pracownicy elektrowni w Kozienicach, w 2007 roku)

Według analizy FOR również statystyczne zarobki w sektorze publicznym są wyższe niż w sektorze prywatnym. Nie jest to tylko domena Polski. Według Europejskiego Banku Centralnego „w przypadku pracowników sfery budżetowej już po uwzględnieniu różnic w wykształceniu zarobki (w kategoriach stawki netto za godzinę) w sektorze publicznym w Hiszpanii czy Portugalii są o 40-70% wyższe niż w sektorze prywatnym. W Austrii, Francji czy Niemczech różnica ta wynosi ok. 20-25%”. W Polsce w 2011 r. „przeciętne wynagrodzenie brutto w sektorze publicznym (nie uwzględniając różnic w poziomie wykształcenia) było ok 30% wyższe niż w sektorze prywatnym”.

REKLAMA