Wozinski: Ekonomia austriacka o ilości dzieci w rodzinie

REKLAMA

Dlaczego w krajach rozwiniętych rodzi się tak mało dzieci? Skąd wziął się model rodziny posiadającej przeciętnie tylko jedno dziecko? Dzięki ekonomii austriackiej jesteśmy w stanie odpowiedzieć na te pytania w sposób bardzo precyzyjny.

Wprowadzona do nauki przez Williama Stanleya Jevonsa i Carla Mengera koncepcja preferencji czasowej głosi, że ludzie na ogół wolą dobra teraźniejsze od przyszłych. Jest tak dlatego, że konsumpcja przychodzi nam łatwiej niż oszczędzanie i dlatego trzeba zawsze wysiłku woli i ciała, aby odłożyć na później wykorzystanie środków dostępnych już dzisiaj. Mówimy, że ludzie żyjący dniem dzisiejszym i przejadający swoje zapasy mają wysoką preferencję czasową, a oszczędzający lub inwestujący – niską.

REKLAMA

Jedną z najważniejszych dostępnych człowiekowi inwestycji są dzieci. I nie jest tu istotne, czy dziecko będzie wspomagało swoją pracą rodziców, czy też będzie osobą przykutą na całe życie do wózka. Z punktu widzenia preferencji czasowej ważne jest jedynie to, że rodzice postanowili przedłużyć swoją własną preferencję na zaistnienie preferencji dziecka i że wyrzekli się na jego korzyść własnej konsumpcji. Posiadanie dziecka, o ile to dla pary możliwe, stanowi zatem samo w sobie wyraz niezwykle niskiej preferencji czasowej. Gdyby bowiem cała ludzka cywilizacja, nawet przy ogromnej oszczędności w pozostałych sferach, postanowiła nie mieć dzieci, mielibyśmy do czynienia z bardzo wysoką preferencją czasową – skrajnym hedonizmem. Poza tym malejąca liczba osób na świecie coraz bardziej ograniczałaby podział pracy, a ostatni przedstawiciele gatunku żyliby w skrajnej nędzy, gdyż musieliby wszystko wyprodukować sami dla siebie. Zatem ludzie rozmnażają się dla własnej i powszechnej korzyści i dobra, a każdy nowy mieszkaniec Ziemi powinien być przez nas mile widziany.

Nasza preferencja czasowa może czasami wzrosnąć w wyniku naturalnych klęsk, takich jak powódź, burza, upały czy trzęsienia ziemi. Człowiek oglądający zniszczony przez powódź dobytek nie jest zanadto skłonny myśleć o inwestycjach, dopóki nie poradzi sobie z obecnym problemem. Jednakże po naprawieniu szkód i wzmocnieniu systemu zapobiegającego przyszłym zniszczeniom nasza skłonność do wybiegania w przyszłość ponownie wzrasta. Jednak gdy mamy do czynienia z państwem, wszelkie próby przyszłego uniknięcia zniszczeń i kradzieży są niemożliwe.

Jak wskazuje Hans-Hermann Hoppe: „Gdy rząd narusza prawo własności, czyni to legalnie, więc jego działania o tym charakterze są ciągłe. Sprawca naruszenia własności nie ucieka do kryjówki, lecz stale krąży w pobliżu ofiary, która nie może się »uzbroić« – przeciwnie: musi pozostać bezbronna (a w każdym razie tego się od niej na ogół oczekuje)”. I dalej: „Właściciele-producenci są bezbronni wobec przyszłych aktów przemocy rządu, dlatego następuje ogólny spadek oczekiwanej przez nich stopy zysku związanego z produkcyjnymi, zorientowanymi na przyszłość działaniami. W związku z tym wszystkie ofiary i potencjalne ofiary stają się zorientowane bardziej na teraźniejszość”.

Istnienie państwa i jego rozszerzanie się wpływa więc nieuchronnie na wzrost preferencji czasowej. Ma to bezpośrednie przełożenie na dzietność społeczeństwa. Polegająca na zapewnieniu utrzymania z podatków większości społeczeństwa demokracja wytwarza całe zastępy osób o niezwykle wysokiej preferencji czasowej, toteż zawładnięta socjalistycznymi ideami Europa albo zabija nienarodzone dzieci, albo dla własnej wygody decyduje się na co najwyżej jedno lub dwoje dzieci. W ostatnich latach, wraz z triumfalnym pochodem idei socjaldemokracji przez świat, ta tendencja coraz bardziej się utrwala!

Wychowanie dzieci stanowi przecież nie lada wysiłek, a współczesny człowiek, żyjący przede wszystkim z pracy innego człowieka albo wcześniejszych pokoleń, nie zamierza się wysilać.

Do podobnych wniosków dochodzą również płatnicy podatków netto: w najbliższej perspektywie nie zamierzam mieć dzieci, bo sam ledwo wiążę koniec z końcem. Albo: chciałbym mieć więcej dzieci, ale w dzisiejszych czasach nie jestem pewien, czy zapewniłbym im wszystkim utrzymanie. Dzieci stają się więc niemile widziane. Przeszkadzają przecież w nadmiernej konsumpcji spowodowanej obecnością państwa.

Gehenna Hoppego

Poprawny politycznie świat ma do koncepcji preferencji czasowej i jej implikacji niebywałą awersję. Świadczy o tym najlepiej to, co przydarzyło się profesorowi Uniwersytetu stanu Newada, Hansowi Hermannowi Hoppemu, w 2005 roku (wywiad z ekonomistą opublikowaliśmy tutaj – dop. red.)

Prowadząc na tej uczelni cykl wykładów na temat pieniędzy i bankowości, wskazał na to, że homoseksualiści stanowią grupę osób o wysokiej preferencji czasowej, ponieważ zazwyczaj nie opiekują się dziećmi i nie są w stanie ich sami spłodzić. Wspomniał także o Johnie Maynardzie Keynesie, którego homoseksualizm mógł być przyczyną zalecania stosowania środków o wątpliwej przydatności w dłuższej perspektywie.

Obecny na tym wykładzie student złożył przeciwko Hoppemu protest do władz uczelni, twierdząc, że słowa te uraziły go jako homoseksualistę. Po kilku upokarzających przesłuchaniach uczelnia wystosowała pod adresem profesora ultimatum wzywające do zaprzestania podobnych praktyk pod karą obniżenia wynagrodzenia albo wręcz wyrzucenia z uczelni! Na szczęście jednak na pomoc Niemcowi przybyła opinia publiczna z całego świata, która przy współpracy American Civil Liberties Union wymogła na uniwersytecie cofnięcie sankcji, stojących zresztą w jawnej sprzeczności z podpisanym z uczelnią kontraktem.

Wedle Hoppego, większość homoseksualistów (nie wszyscy – jak podkreślał) prowadzi styl życia stojący w jawnej sprzeczności z najbardziej nastawioną na przyszłość ludzką instytucją – rodziną. Z perspektywy ekonomii samo bycie homoseksualistą jest zupełnie obojętne – to kwestia moralności. Natomiast dzisiejszy ruch homoseksualistów koncentruje się przede wszystkim na państwowych pieniądzach.

Jak zauważa Justin Raimondo – zadeklarowany gej o poglądach libertariańskich, redaktor serwisu antiwar.com – gnębieni niegdyś przez opinię publiczną homoseksualiści sami dziś gnębią innych, wydając za państwowe pieniądze podręczniki, wymuszając przy użyciu państwa „antyhomofobiczną” cenzurę czy wreszcie sankcjonując poprzez agencje Lewiatana swoje związki.

Do agresywnej obecności homoseksualistów w tzw. sferze publicznej dołącza się dzisiaj cała gama innych patologicznych zachowań. Wytworzeni przez państwo ludzie o wysokiej preferencji czasowej mniej interesują się sztuką, obniża się ich kultura osobista, cierpi także moralność. Nade wszystko zaś wzrasta przestępczość, która przy coraz silniejszym gwałcie na prawie naturalnym ze strony państwa nie znajduje właściwej reakcji ze strony społeczeństwa. Brak skłonności do posiadania dzieci jest więc zaledwie jednym z aspektów ogólnego trendu wzrostu preferencji czasowej.

Między brednie należy więc włożyć powszechne dziś przekonanie, że to gospodarka rynkowa i związane z nią bogactwo krajów Zachodu przyczyniły się do ludzkiego wygodnictwa w zakresie prokreacji. Nie ma bowiem bardziej prorodzinnego porządku niż libertariańsko rozumiany wolny rynek! Tylko w nim bowiem rodzinie zapewnia się wolność od największego kataklizmu w dziejach – państwa. Kataklizmu, bo podwyższa ono ludzką preferencję czasową w sposób ciągły. Nie istnieje nic takiego jak pewien poziom dostatku, zamożności zniechęcający do posiadania dzieci – bogactwo jest relatywne. Za kilka stuleci jego poziom może być nieporównywalnie większy. Jak zresztą wskazać poziom dochodu, przy którym moglibyśmy orzec o kimś, że żyje wygodnie? Milion złotych rocznie? A może dwa?

Za dzisiejszy dramatyczny spadek przyrostu naturalnego społeczeństw Europy winę ponoszą demokracja i komunizm, które od ponad 90 już lat poprzez rozrost kompetencji Lewiatana tłumią pojawianie się nowych pokoleń. Mamy więc przed sobą wybór: albo rodzina, albo państwo.

(Na otwierającym artykuł zdjęciu Korwin-Mikke wraz ze swoją – wyjątkowo dużą jak na europejskie standardy – rodziną. Fotografia wykonana na Marszu dla Życia i Rodziny w 2010 roku. Jej autorem jest Igor Miszczuk. Foto na licencji: CC BY-SA 3.0)

(Źródło tekstu: NCZ! 2009; publikujemy w ramach cyklu tekstów archiwalnych, które nie poddały się upływowi czasu i prezentują „ostre” – z perspektywy mediów głównego nurtu kontrowersyjne – poglądy naszych autorów)

REKLAMA