Michalkiewicz w kontekście Ziemkiewicza: O tym, kto jest antysemitą, a kto nie, decyduje „sanhedryn”

REKLAMA

O narastającej fali bolszewizacji w Polsce ze STANISŁAWEM MICHALKIEWICZEM rozmawia Tomasz Sommer (cały, obszerny wywiad dostępny w NCZ! 07/2013 – od środy w kioskach – oraz w e-wydaniu dostępnym tutaj)

SOMMER: Obserwujemy od kilku dni falę narastającego bolszewizmu. Premier Donald Tusk zupełnie nie radzi sobie z kierowaniem państwem i być może dlatego zaczął poświęcać główną część swojej energii walce ideologicznej. Z dużym zdumieniem obejrzałem jego wystąpienie popierające administracyjne potwierdzanie przez państwo związków homoseksualnych, co chyba jest obecnie głównym celem programowym PO. Marszałkiem Sejmu polskiego ma zostać transwestyta, za czym zagłosuje były członek ZChN Stefan Niesiołowski. Można by zapytać jak nieśmiertelny Tomasz Lis: co z tą Polską?

REKLAMA

MICHALKIEWICZ: Ano, coraz szybciej zsuwamy się po równi pochyłej. Ilustracją tego procesu jest pomysł mianowania osoby legitymującej się dokumentami na nazwisko „Anna Grodzka” wicemarszałkiem Sejmu. Myślę, że cały świat będzie nas z tego powodu „podziwiał” – no i oczywiście dojdzie do przekonania, że to jest najodpowiedniejsza osoba nie tylko na wicemarszałka Sejmu polskiego, ale nawet na prezydenta naszego nieszczęśliwego kraju. Pod rządami razwiedki Polska schodzi na psy, a premier Tusk najwyraźniej już tylko zabiega o posadę w Brukseli. No a pan poseł Niesiołowski, w swoim czasie najpobożniejszy polityk w Polsce, jest ilustracją trafności przysłowia „Z kim przestajesz, takim się stajesz”. Ostatnio dowiedziałem się, że niezawisły sąd uznał, iż nie korzysta z protekcji ubowców. Dobre i to.

Ale to, co teraz obserwujemy, to tylko paroksyzm powolnej bolszewizacji. Przecież walka z antysemityzmem i terroryzmem trwa już od wielu miesięcy; czekam tylko, aż wreszcie pojawią się oskarżenia o sabotaż i szkodnictwo (już teraz szkodnicy zrobili zmowę przy budowie autostrady), już podobno obraduje speckomisja ministra Boniego. A oskarżenia o antysemityzm doczekał się nawet Rafał Ziemkiewicz („Jak Ziemkiewicz nie jest antysemitą, to kto nim jest?” – zapytała złowieszczo publicystka „Gazety Wyborczej”). Rafał Ziemkiewicz postanowił się pokajać. Czy musimy być bezwolni wobec tych procesów?

Walka z antysemityzmem nie trwa od „kilku miesięcy”, tylko co najmniej od kilkunastu lat. Od kilku miesięcy trwa walka z „faszyzmem”, co to „podniósł głowę” na Marszu Niepodległości. Niech Pan nie zapomina, że o antysemityzm i zaprzeczanie holokaustowi byłem oskarżony już na wiosnę 2006 roku, a i przedtem też mnie te zarzuty spotykały, tyle że bez angażowania prokuratury. Oskarżenia o szkodnictwo pewnie się pojawią, bo nawet brukselscy złodzieje uznali, że nasi trochę przesadzają w ostentacji. Ale jakże ma być inaczej, kiedy bezpieczniackie watahy w obliczu kryzysu porzuciły wszelkie pozory i rozdrapują Rzeczpospolitą już w biały dzień. Jakże inaczej ocenić 400 mln dotacji dla LOT-u, o którym wieść gminna głosi, że jest żerowiskiem razwiedki wojskowej, albo zapowiedź utworzenia spółki Inwestycje Polskie, która „w imieniu rządu” będzie inwestowała pieniądze wydrenowane ze wszystkich spółek skarbu państwa? A kolega Ziemkiewicz? No cóż, kto mieczem wojuje, od miecza ginie. W grudniu 2011 roku opublikował był w „Rzeczpospolitej” niezwykle buńczuczny artykuł pod tytułem „Antysemici won z prawicy”. Zapomniał, że o tym, kto jest antysemitą, a kto nie, decyduje sanhedryn, który w ten sposób dyscyplinuje wszystkich, którzy ewentualnie mogliby mu podskoczyć. Pokajanie jest najgorszym wyjściem, bo oznacza uznanie jurysdykcji sanhedrynu i poddanie się jego kontroli.

Rafał, gdy go o to spytałem, wyraził przekonanie, że to jednak on decyduje. Myli się?

Oczywiście, że się myli. Jak Michnik orzeknie, że kolega Ziemkiewicz jest antysemitą, albo każdy funkcjonariusz w „Gazecie Wyborczej” i innych niezależnych mediach dostanie rozkaz, żeby pisać o nim: „znany z antysemickich wystąpień Rafał Ziemkiewicz”, to nie pomoże mu nawet gdyby się obrzezał. To już lepiej oświadczyć, że nie uznaje się jurysdykcji sanhedrynu ani w tej, ani w żadnej innej sprawie – i robić swoje. Ale nie zawsze to jest możliwe, zwłaszcza gdy człowiek uwikła się w jakieś „niezależności”.

REKLAMA