Michalkiewicz: Nie bądź słodki bo cię zliżą!

REKLAMA

Kol. Rafał Ziemkiewicz w rozmowie z kol. Rafałem Pazio (tutaj) stwierdził m.in., że „antysemityzm jest idiotyzmem”. Kol. Rafał Ziemkiewicz ma oczywiście rację – jak zresztą we wszystkim, co mówi – ale na tym świecie pełnym złości nie ma rzeczy doskonałych, toteż i zacytowana opinia ma niestety swój point faible. Rzecz w tym, że kol. Ziemkiewicz nie precyzuje, co to właściwie jest ten cały antysemityzm, a skoro tak, to nie wiedząc, co właściwie jest antysemityzmem, nie możemy też wiedzieć, co jest idiotyzmem, a co nie. W tej sytuacji idiotyzmem może być cokolwiek – oczywiście z wyjątkiem opinii, że antysemityzm jest idiotyzmem, bo wypełniałoby to znamiona błędu logicznego idem per idem.

Wprawdzie kol. Ziemkiewicz w co najmniej dwóch miejscach podaje przykłady zachowań „antysemickich” – a przynajmniej ja tak to zrozumiałem – ale i one nie są do końca przekonujące. Na przykład kiedy pisze, że „nie ma żadnych powodów, żeby prawica u siebie tolerowała ludzi, którzy biegają z jakimiś listami Żydów”.

REKLAMA

Ja oczywiście wiem, że kol. Ziemkiewicz chce jak najlepiej – ale czy naprawdę ma rację, pisząc, że nie ma „żadnego” powodu? Ja już taki powód podaję: na przykład kiedy pan prezydent sporządza listę Żydów, by z okazji Dnia Judaizmu odznaczyć ich, dajmy na to, Orderem Krzyża Zbolałego. Czyżby takie czynności miały być zastrzeżone tylko dla prezydenta o korzeniach lewicowych?

Drugi przykład zachowania antysemickiego to wysuwanie pochodzenia jako argumentu znaczącego. Kol. Ziemkiewicz zauważa, że ja tak robię, ale od razu się ode mnie odcina, twierdząc, że takie „interpretacje” są mu „głęboko obce”. Nie będą się spierał, bo w końcu któż może lepiej od kol. Ziemkiewicza wiedzieć, co jest mu „obce”, a co nie – ale chciałbym zwrócić uwagę, że argument pochodzenia jest traktowany jako „znaczący” przez samych Żydów! Jak wiadomo, Żydem jest tylko ten, kto urodził się, a więc „pochodzi” z matki Żydówki – a poza tym Żydzi bardzo często organizują się właśnie na zasadzie „pochodzenia”, a nie na przykład poglądów politycznych.

W Polsce działa Żydowska Ogólnopolska Organizacja Młodzieżowa, będąca oddziałem Światowej Unii Studentów Żydowskich – a więc organizacja, w której czynnik pochodzenia z całą pewnością uznawany jest za „znaczący”. Nie inaczej jest w przypadku członkostwa w loży B’nai B’rith. Członkiem tej loży może zostać wyłącznie osoba mająca lub tylko deklarująca „tożsamość żydowską”, opartą na żydowskim pochodzeniu lub konwersji na judaizm. Dlaczego zatem Żydom wolno przypisywać znaczenie pochodzeniu, a na przykład kol. Ziemkiewicz uważa, że jemu nie wypada – tajemnica to wielka, ale zarazem i słabość tej argumentacji, która – nie zapominajmy – ma przecież uzasadnić pogląd, że antysemityzm jest „idiotyzmem”.

Skoro tedy od kol. Ziemkiewicza nie możemy się dowiedzieć, co to jest ten cały antysemityzm, spróbujmy sięgnąć do innych źródeł. Tak się akurat składa, że niedawno wysłuchałem uzasadnienia i ustnej motywacji wyroków sądowych w sprawie z powództwa Jana Kobylańskiego przeciwko Radosławowi Sikorskiemu. Obydwa sądy uznały za „antysemickie” stwierdzenie, że w Ministerstwie Spraw Zagranicznych 80 procent urzędników stanowią Żydzi. Żadnej logiki w tym nie ma, bo może to być prawda albo nie – ale nawet jeśli Żydów byłoby tam 100 procent, to dlaczego nie można o tym nikogo publicznie poinformować?

Nie potrafiłem sobie tego wyjaśnić inaczej jak tylko tym, że obydwa sądy z jakichś tajemniczych powodów muszą uważać, że albo ujawnianie obecności Żydów w urzędach Rzeczypospolitej Polskiej stanowi rodzaj zdrady tajemnicy państwowej, albo – co gorsza – że bycie Żydem jest nieprzyzwoite niczym syfilis lub inna wstydliwa choroba. Skąd w niezawisłych sądach takie dziwaczne poglądy?

Snop światła rzuca na to żydowska Liga Antydefamacyjna, która przykładowo podaje charakterystyczne wypowiedzi „antysemickie”. Że np. „Żydzi trzymają się razem, bardziej niż Amerykanie” albo że „są bardziej lojalni wobec Izraela niż Ameryki”, albo że „mają za duży wpływ na Wall Street”. Według ADL, ludzie, którzy tak uważają, są „antysemitami” albo „średnimi”, albo „prawdziwymi”.

Nie trzeba chyba nikomu tłumaczyć, że wszystkie te opinie są co najmniej prawdopodobne – co potwierdza choćby książka „Lobby izraelskie w USA” – a skoro tak, to widać wyraźnie, że Liga Antydefamacyjna, a za nią, jak za panią matką, niezawisłe sądy w Polsce, stawiają znak równości między antysemityzmem a zwyczajną spostrzegawczością!

W takiej sytuacji pogląd kolegi Ziemkiewicza, jakoby antysemityzm był „idiotyzmem”, wydaje się nazbyt nonszalancki. Jeśli spostrzegawczość byłaby „idiotyzmem”, to na czym polegałaby mądrość i roztropność?

W grudniu 2011 roku kol. Ziemkiewicz opublikował w „Rzeczpospolitej” artykuł „Antysemici won z prawicy”. W felietonie „Prawica wytrzebiona” zwracałem wtedy uwagę, że o tym, co jest antysemityzmem, a co nim nie jest, nie decyduje ani kol. Ziemkiewicz, ani żadni „narodowcy”, tylko środowiska żydowskie, traktując to jako kompetencję wyłączną. Właśnie kol. Ziemkiewicz przekonał się o tym na własnej skórze, ale z ubolewaniem stwierdzam, że zamiast odważnie oświadczyć, że nie uznaje tej jurysdykcji ani w tej, ani w żadnej innej sprawie, próbuje się ekskuzować i „odcinać”. Mniejsza już o niego, jest przecież dużym chłopczykiem, ale co sądzić o przyszłości „ruchu narodowego” w naszym nieszczęśliwym kraju, jeśli uzna on, że ostatnią instancją w jego sprawach ideologicznych i kadrowych jest pan red. Adam Michnik?

REKLAMA