Domino: Laicyzacja szkolnictwa na przykładzie Kanady

REKLAMA

Obecność Boga w szkołach od lat jest przedmiotem zmasowanego ataku lewicy i postępowców pod każdą szerokością geograficzną. Szczególnie w ostatniej dekadzie w „imię nauki” dąży się do sekularyzacji systemów edukacyjnych. I nie chodzi już tylko o wyrugowanie religii ze szkół publicznych, ale także o usunięcie jej ze szkół prywatnych. Być może kolejnym krokiem będzie zakaz – oczywiście w imię dobra dziecka – wpajania zasad wiary i miłości do Boga także w rodzinnych domach?

Proces laicyzacji Kanady idzie w bardzo szybkim tempie. I jest to szczególnie zastanawiające, bo jeszcze w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku rządząca tam Partia Liberalna uchodziła za silnie związaną z Kościołem katolickim. Obowiązywała oficjalna katolicka cenzura w prasie i filmie. Ówczesny lider, premier Pierre Trudeau, był katolikiem, miał katolicki pogrzeb, był chwalony przez kościelnych hierarchów. Jednak to właśnie on zaczął wprowadzać prawa odchodzące od nauki Kościoła. Kiedyś zresztą zadeklarował, że Kościół ma siedzieć w świątyniach, że nie ma prawa zabierać publicznie głosu. Że nie ma prawa interesować się tym, co ludzie robią w łóżku, ani ich pouczać. Doprowadził też do uchwalenia Karty Praw Podstawowych, która osłabiła Kościół. Demontaż jego oddziaływania na moralność ludzi się rozpoczął. Także w opozycyjnej Partii Konserwatywnej znalazło się wielu ludzi, którzy byli przeciwni naukom głoszonym przez Kościół katolicki. Premier Stephen Harper, który sam jest chrześcijaninem, przejmując władzę w kraju, powiedział m.in., że w sprawie ochrony życia nie zrobi nic. A w Kanadzie zabijanie dzieci nienarodzonych jest możliwe aż do momentu ich urodzenia! Premier nie będzie się jednak tą sprawą zajmował. Ona jego nie interesuje.

REKLAMA

Jeszcze w 1997 roku przeforsowano w Kanadzie zmianę konstytucji z 1867 roku, która jak na razie weszła w życie we francuskojęzycznej prowincji Québec. Owa poprawka usunęła konstytucyjną ochronę wyznaniowej edukacji w szkołach publicznych. Wedle nowych przepisów, po 2000 roku wyznaniowe szkoły przestały się cieszyć oficjalnym statusem religijnych instytucji edukacyjnych, chociaż pewnym placówkom pozwolono zachować charakter religijny. Szkoły prywatne, które wedle określonego wyznania (muzułmańskiego, żydowskiego, buddyjskiego czy chrześcijańskiego) identyfikowano jako religijne, mogły w dalszym ciągu wpajać swoim uczniom zasady swej wiary, póki taka edukacja była zgodna z obowiązkowym programem nauczania określanym przez rząd. Początkowo wydawało się, że wszystko nadal będzie się toczyć starym torem. Rodzicom nadal pozostawiono możliwość wyboru edukacji: świeckiej, protestanckiej bądź katolickiej. Ale w 2005 roku liberalny rząd prowincji wprowadził prawo nakazujące zastąpić lekcje religii w klasach I-XI nauką etyki. Tę decyzję z miejsca okrzyczano „wielkim punktem zwrotnym” w nowoczesnej historii oświaty. W roku szkolnym 2008/2009 ministerstwo oświaty prowincji Québec wprowadziło obowiązkowy kurs „Etyka i kultura religijna”. Objął on uczniów zarówno szkół publicznych, jak i prywatnych. Narzucono go także dzieciom uczącym się indywidualnie we własnych domach. Na tych zajęciach przekazuje się wiedzę na temat chrześcijaństwa, judaizmu, islamu, buddyzmu, hinduizmu. Dzieciakom wbija się do głów informacje i pseudowiedzę o duchowości Aborygenów, Eskimosów, Indian. Przekonuje o pozytywnych stronach kompletnego ateizmu. A jakby tego było mało, lansuje się homoseksualizm jako normalny model życia rodzinnego i „zdrowy przejaw ekspresji seksualnej”.

Oburzeni i niezadowoleni rodzice zaczęli protestować. Do władz oświatowych wysłano przeszło 1700 petycji z prośbami o zwolnienie dzieci z obowiązku uczęszczania na zajęcia nowego kursu. Ale oczywiście urzędnicy wiedzą lepiej, co jest korzystne dla dziecka. – To nie jest kwestia praw rodzicielskich. Dzieci mają prawo do pełnej edukacji wolnej od dyskryminacji – uznali. Rodziców, którzy przestali posyłać dzieci na zajęcia, ukarano surowymi grzywnami, a najbardziej oporni trafili z tego powodu nawet do aresztu. Także i jezuicka szkoła Loyola High School w Montrealu złożyła w ministerstwie prośbę o możliwość nauczania religii w dotychczas realizowanej formie, zamiast narzucanego z góry programu. Dyrektor szkoły Paul Donovan argumentował, że jego uczniowie są już „wystarczająco mocno uformowani” w kluczowych kwestiach zaproponowanych w nowym kursie. Tyle że tolerancję dla systemów przekonań odmiennych niż własne osiągnięto, opierając się na katolickiej wierze w Boga. – Nasi uczniowie uczą się, że każdy człowiek, niezależnie od rasy czy religii, jest stworzony na podobieństwo Boga, a zatem jest pełen godności i wartości pozwalających wszystkim nie tylko szanować go, ale i miłować. Jednym z celów programu zaproponowanego przez ministerstwo jest promowanie tolerancji i szacunku dla wszystkich. My wśród naszych uczniów promujemy te wartości w sposób zgodny z naszą katolicką misją. Gdyby Bóg znikł z analizy, byłoby to naruszenie nakazów katolickiej diecezji – argumentował Donovan. Przedstawianie katolicyzmu jedynie jako jednej z opcji byłoby rozcieńczeniem znaczenia prawdy i osłabiłoby znaczenie religii dla wierzących, w tym przypadku dla uczniów uczęszczających do Liceum im. Loyoli. Kurs ERC jest więc niezgodny z przekonaniami katolickimi w szkole, a na dodatek tak naprawdę wcale nie jest neutralny, ponieważ promuje ideologię relatywizmu.

Petycję tę odrzucono. „Przekazywanie wiary należy do rodziców i Kościoła. Szkoła musi przekazywać wiedzę. Proponowany przez szkołę program jest wyznaniowy, a wiec przejawia religijną stronniczość, co jest sprzeczne z programem rządowym” – skwitowano w ministerialnym oświadczeniu. Szkoła im. Ignacego Loyoli odwołała się do Sądu Najwyższego Québecu. I tam w 2010 roku, o dziwo, przyznano jej prawo do odrzucenia programu ministerialnego i kontynuowania nauki religii katolickiej. Ale postępowcy nigdy łatwo nie kapitulują.

Rząd niezwłocznie odwołał się od wyroku. Prowincjonalna instytucja apelacyjna odwróciła sytuację o 180 stopni. Odrzuciła skargę szkoły i rodziców jej uczniów. W uzasadnieniu stanowiska sędziowie powoływali się na pisma kanadyjskich teologów, że przymusowe lekcje nie naruszają wolności religii i sumienia. Zacytowano także wypowiedzi samych biskupów katolickich, którzy przyznali że Kościół docenia wkład, jaki wnoszą inne religie i wyznania. Na dodatek odczytano niefortunny fragment listu biskupów do minister edukacji Michelle Courchesne. Niefortunny, bo hierarchowie zgodzili się, że nie można z góry zwolnić któregoś z uczniów od uczęszczania na te zajęcia. Ich zdaniem, zwolnienie takie jest możliwe dopiero po fakcie – to znaczy wtedy, gdy stwierdzi się, że kurs rzeczywiście wyrządził komuś poważną szkodę. Co prawda Rada Stała Episkopatu Kanady nieśmiało wyraziła zaniepokojenie z powodu „agresywnego relatywizmu” i prób ograniczenia wolności religijnej, ale na tym się skończyło. Kiedy biskupami zostają ludzie, którzy nierzadko oficjalnie zaprzeczają nauce Kościoła albo nie mają najzwyklejszej odwagi cywilnej, żeby przeciwstawić się władzy i stanąć w obronie czegokolwiek, wtedy opór muszą stawić szarzy parafianie.

I rodzice nie zaprzestali dalszej walki o wolną naukę religii dla swych dzieci. Sprawa dotarła wreszcie do Sądu Najwyższego Kanady. Pod koniec grudnia ubiegłego roku walkę tę jednak przegrali. Sędziowie uznali, że dziecko nie może zostać zwolnione z zajęć, na których przedstawiana jest wiedza o głównych religiach świata, a w ramach tzw. nowej polityki równościowej homoseksualizm przedstawiany jest jako normalność. – Kompletna prezentacja różnych religii, z jaką mają do czynienia uczniowie, którzy jednocześnie nie są zmuszani do wierzenia w którąkolwiek z nich, nie stanowi indoktrynacji dzieci – zawyrokowali sędziowie.

Zaskoczenie takim werdyktem jest powszechne. Zdaniem Patricka Andriesa, sekretarza Koalicji Wolności w Edukacji, trzech sędziów w Québecu rozpoczęło sekularyzację całego szkolnictwa prywatnego. Na dodatek sędziowie wcale nie wyjaśniają w swym orzeczeniu, dlaczego nowy, świecki program ERC jest bardziej skutecznym sposobem nauczania niż stary, sprawdzony, katolicki kurs religii praktykowany dotychczas w jezuickim liceum. Z kolei Katolicka Liga Praw Człowieka ostrzega, że rozpoczął się „wielki eksperyment społeczny”, który budzi „uzasadnione zastrzeżenia religijnych rodziców”. – Decyzja Sądu poważnie skruszyła prawo rodziców do kierowania edukacją swoich dzieci – ostrzega Philip Horgan, prezes Ligi. Bo wypada dodać, że nauczanie religii zostało także wyrugowane z przedszkoli.

Otrzymujące publiczne dotacje placówki edukacji najmłodszych w prowincji Québec nie mogą prowadzić jakichkolwiek działań czy zabaw mogących oznaczać naukę jakiejkolwiek religii. Przykładowo: można udekorować choinkę, ale nie wolno wyjaśniać, do jakiego wydarzenia nawiązuje ta tradycja.

REKLAMA