Michalkiewicz: Franciszek na ratunek Europy

REKLAMA

13 marca 2013 roku po dwudniowym zaledwie konklawe i 5 głosowaniach, kolejnym, 266 papieżem został Jorge Mario kardynał Bergoglio prymas Argentyny, który przybrał imię Franciszek. W 1958 roku wstąpił do zakonu jezuitów, zaś świecenia kapłańskie przyjął 11 lat później. Warto zwrócić uwagę na ten moment, bo był to okres, kiedy nad Ameryką Łacińską zapłonęła czerwona łuna w postaci tzw. „teologii wyzwolenia”, to znaczy – próby zaszczepienia na chrześcijańskim, a ściślej – katolickim pniu – marksistowsko-leninowskiej ideologii.

„Teologię wyzwolenia” celnie streścił Janusz Szpotański w niedokończonym poemacie „Bania w Paryżu”, wkładając w usta postępowego księdza Carramby takie oto credo: „Ażeby można ludzkość zbawić, / trzeba się najpierw z nią rozprawić / i grzech utopić w morzu krwi! / Niech Bóg przemówi luf wylotem, / niech niebo armatami grzmi, / niech z krzyża zejdzie Chrystus z Młotem / i sam krzyżuje łotrów plemię!” Ksiądz Carramba, a ściślej – jego kremlowscy instruktorzy, dyskretnie milczeli o Sierpie – ale jego ukryta obecność była zrozumiała sama przez się. Krótko mówiąc – katolicka w formie (ten „Chrystus” i „zbawienie”), ale bolszewicka w treści – jak uczył przebiegły Ojciec Narodów. Jednym z najwybitniejszych protektorów teologii wyzwolenia wśród południowoamerykańskich hierarchów był JE abp Helder Camara, którego w naszym nieszczęśliwym kraju nie mógł się nachwalić „Tygodnik Powszechny”.

REKLAMA

Ojciec Jorge Mario Bergoglio dojrzewał wśród tych wpływów, ale najwyraźniej im nie ulegał, na co wskazuje moment uzyskania sakry biskupiej w roku 1992. Jan Paweł II bowiem za teologię wyzwolenia zabrał się energicznie od samego początku swego pontyfikatu i już podczas pierwszej podróży do Meksyku nie pozostawił żadnych złudzeń. Walka z tym marksistowskim szankrem na ciele Kościoła trwała jednak długo i obfitowała w dramatyczne momenty – jak choćby kocia muzyka urządzona przez sandinistów podczas mszy z udziałem Jana Pawła II w Nikaragui w 1983 roku. Ale działając cierpliwie i metodycznie oraz korzystając ze zrozumienia i wsparcia udzielanego przez prezydenta Reagana, między innymi dzięki odpowiedniej polityce kadrowej, udało się Janowi Pawłowi II najpierw zwycięski pochód marksizmu w Ameryce Łacińskiej powstrzymać, a potem – zmusić do odwrotu. Czerwona łuna nad Ameryką Łacińską zaczęła stopniowo przygasać. Jaki był w tym udział obecnego papieża Franciszka – zapewne się dowiemy, ale na pewno nie był marginalny.

Ale o ile tam przygasła, o tyle rozgorzała na dobre nad Europą. Za sprawą marksistów, którzy opanowali większość uczelni i mediów, a także rosnących wpływów żydokomuny, marksizm kulturowy stał się w Unii Europejskiej ideologią już nawet nie dominującą, a obowiązującą – ze wszystkimi tego konsekwencjami – między innymi – rugowaniem obecności chrześcijaństwa na terenie publicznym i forsowanie regulacji prawnych wprost godzących w fundamenty łacińskiej cywilizacji. „Przeszłości ślad dłoń nasza zmiata” – a tym „śladem” jest oczywiście znienawidzona zarówno przez marksistów, jak i przez Żydów łacińska cywilizacja, z jej istotnym składnikiem w postaci chrześcijańskiej etyki, jako podstawy systemu prawnego. W rezultacie chrześcijańska do niedawna Europa zaczyna przekształcać się w rodzaj sowieckiego „krasnogo ugołka” z samozwańczymi świątkami z rodzaju „drogiego Bronisława”, okadzanych i obcmokiwanych przez cadyków drobniejszego płazu.

Być może świadomość tego ześlizgu odebrała siły Benedyktowi XVI-mu, zaś powaga sytuacji skłoniła konklawe do wyboru kardynała, który – niechby nawet w duchu franciszkańskim – jednak potrafił się z marksistami konfrontować. Zresztą niech nikogo ten „Franciszek” nie zwodzi. Jeśli inspiracją do przybrania tego imienia był św. Franciszek z Asyżu, to warto pamiętać, że był to człowiek radykalny, który przez irenistów byłby dziś potępiony za „fundamentalizm”. A jeśli jezuicki święty Franciszek Ksawery, to warto przypomnieć, że jest on patronem misji, a więc – wierności chrystusowemu nakazowi: „idźcie i nauczajcie WSZYSTKIE narody”, a nie – jak chcieliby dzisiejsi ireniści – tylko niektóre, te mniej wartościowe. Myślę, że papież Franciszek I więcej powie o swoim sposobie postrzegania Kościoła i świata podczas inauguracji swego pontyfikatu, a także nakreśli swoje priorytety. Miejmy nadzieję, że starczy mu odwagi i determinacji.

REKLAMA