W Niemczech rośnie opór przeciwko nowemu obowiązkowi płacenia przez wszystkich abonamentu RTV. Prawie 18 euro miesięcznie muszą płacić wszyscy bez względu na to, czy korzystają z radia i telewizji, czy nie. Powstało już kilkadziesiąt protestacyjnych stowarzyszeń.
Do grudnia obowiązywały znaczne zniżki dla tych, którzy posiadali jedynie radio. Nie musieli także płacić ci, którzy korzystali tylko z internetu. Teraz na zniżki mogą liczyć jedynie głuchoniemi, ale także oni muszą płacić… 5,99 euro miesięcznie! Nic więc dziwnego, że od początk uroku od płacenia de facto podatku uchyla się ponad 800 tys. – zwykle zdyscypilonowanych – Niemców. Protestujący ślą listy ze skargami do posłów i urzędów, a niektóre wielkie firmy, jak np. Rossmann, szukają sprawiedliwości i mniejszych opłat w sądach.
Od stycznia do Trybunału Konstytucyjnego napłynęło już kilkadziesiąt prawnych skarg, a Kolonia jako pierwsze z miast ogłosiła, że nie zamierza respektować przepisów nowej ustawy. Stowarzyszenia protestujących udowadniają, podobnie jak znani konstytucjonaliści, że obowiązek płacenia abonamentu jest sprzeczny z co najmniej dwoma artykułami konstytucji – narusza bowiem konstytucyjną zasadę wolnego wyboru źródeł informacji, czyli prawa do swobodnego rozwoju własnej osobowości (art. 2). „Kölner Stadt-Anzeiger” napisał, iż Kolonia i inne miasta wytaczają inne argumenty – udowadniają, że nie stać ich na regulowanie zobowiązań za dostęp do radia i telewizji w urzędach i licznych służbach miejskich wg nowych stawek, bo to oznacza znaczny wzrost wydatków.
Tymczasem niektórzy prezenterzy sportowi i newsowi z państwowych kanałów (ARD i ZDF) zarabiają ponoć aż ok. 900 tys. euro rocznie. Jeden z dziennikarskich celebrytów, Günther Jauch, dostaje rocznie aż 10 mln euro za cotygodniowy program publicystyczny. Aż 27 proc. budżetu ARD jest przeznaczane na koszty transmisji sportowych – i to w sytuacji, gdy relacje z wielu sportowych imprez oferują bezpłatnie stacje komercyjne.