Jak wiadomo, Napulione (skoro mamy używać imion bez tłumaczenia, w oryginale – to tak właśnie to imię brzmi po korsykańsku… precz z francuskim i włoskim!) Buonaparte miał ciekawą metodę doboru generałów: mniej pytał o wykształcenie, o zdolności, o zasługi – za to wielka wagę przywiązywał do tego, czy facet ma szczęście. Zanim powiemy, że to idiotyczna metoda, przypomnijmy sobie, że the proof of a pudding is in eating – a generałowie napoleońscy mieli okropny zwyczaj wygrywania bitew nawet bez osobistego wspomagania przez Cesarza. Najwyraźniej ta metoda z jakichś tajemniczych powodów dawała na ogół dobre rezultaty. Dzisiaj stosuje się zupełnie inne techniki selekcji ludzi na wysokie stanowiska.
Śp. Cyryl N. Parkinson wyróżniał pięć: klasyczną brytyjską, nowoczesną brytyjską, klasyczną chińską, nowoczesną chińską – a sam proponował całkowicie cybernetyczną: trzeba zaoferować duże wynagrodzenie i postawić trudne warunki (np. kandydat na premiera powinien udać się na zebranie metodystów i namówić ich do odtańczenia rock’n’rolla). Na wierzchu była metoda ostateczna: kandydat powinien stoczyć trzy rundy walki z mistrzem Anglii wagi ciężkiej; gdyby nikt się nie zgłosił, skracałoby się to do dwóch albo i do jednej minuty – a gdyby zgłosiło się dwóch, to by się to wydłużało do czterech rund… tak długo, aż zostałby jeden. A gdyby dwaj reagowali identycznie, należy spytać sekretarkę, którego ona by wybrała – co jest zwróceniem uwagi na dodatkową zaletę kandydata: na sex appeal…
W rzeczywistości ludzi dawniej dobierało się według kryteriów „punktowych”: jeśli cecha (angel – czyli emotikon!), np. odwaga, warta jest 10, a kandydat w skali 1-5 ma notę 4 – to dostaje za to 40 punktów. I tak wybiera się np. 10 cech, każdą starannie ocenia, mnoży się, dodaje – i w sumie wychodzi ocena, którą ci, co to mierzyli, oceniali, mnożyli i dodawali, nazywają „obiektywną”. Tymczasem metoda Napuliona może być od tamtych „obiektywnych” znacznie lepsza. Dlaczego? Ano dlatego, że nie ma żadnego dowodu, iż wiemy, jakie cechy charakteryzują dobrego spawacza czy dobrego generała! Nie wiemy, bo tych cech są zapewne setki i tysiące – i nie mamy pojęcia, które są tak naprawdę najważniejsze! Co więcej – cechy te mogą być od siebie zależne! Niewykluczone, że jest tak, iż generał mający jakoś tam mierzoną „inteligencję” (w skali 1-10) na poziomie 7,7, a „odwagę” (w skali 1-10) na poziomie 7, jest lepszy od generała mającego „inteligencję” (w skali 1-10) na poziomie 7, a „odwagę” na poziomie 4 – ale wśród generałów o inteligencji na poziomie 4 lepszy jest generał mniej odważny! I bardzo łatwo to uzasadnić – nieprawdaż?
A ci mądrale każdą z tych cech mierzą osobno – i zakładają, że zawsze lepsza jest większa odwaga i większa inteligencja!
Napoleon nie wiedział, jakie są główne cechy dobrego generała; on się nawet nad tym nie zastanawiał. On patrzył, czy ten generał ma „szczęście”. Generał, który ma „szczęście”, to generał obdarzony zapewne jakimiś użytecznymi cechami umożliwiającymi mu zwyciężanie. Jakimi cechami? A po kiego grzyba Napoleon miałby to wiedzieć?! Jeżeli kupuję konia wyścigowego, to raczej interesuje mnie, ile wyścigów on ostatnio wygrał – a nie to, jaka jest jego masa mięśniowa, jaki stosunek długości ścięgien do masy łydki i tak dalej! Wszystkie te „obiektywne” dane są nam całkowicie zbędne! A skąd mamy wiedzieć, czy dobre osiągi tego konia są skutkiem właściwej długości ścięgien, a nie skutkiem właściwej objętości grasicy w stosunku do wagi tarczycy?!??
Oczywiście gdybyśmy dysponowali Wiedzą Absolutną, to moglibyśmy obiektywnie wszystko dobierać. Jednakże wiedzą taką nie dysponujemy, dlatego tak ważne jest, by dobierać ludzi według wyników w pracy – bez oglądania się na jakiekolwiek „obiektywne” mierniki. I to nie oznacza, że rządzi nami „czucie i wiara” zamiast „szkiełka i oka”. Powinna nami rządzić wiara w porządek świata. Wiara w to, że w wyniku ewolucji – jeśli jej w tym nie „pomagamy” – następuje polepszenie. Natomiast świadoma ingerencja w porządek rzeczy może spowodować ogromne szkody.
Weźmy przykład nasion GMO. Obiektywnie są one lepsze od obecnych. Ale co to znaczy „lepsze”? Skąd wiemy, czy jakiś składnik odstraszający robaki nie działa szkodliwie na jakiś enzym, którego brak spowoduje niedorozwój nerki naszego dziecka? Dlatego trzeba bardzo uważnie przyglądać się tego typu eksperymentom – nie wierząc wrzaskom prostaków, którzy mierzą wielkość ziaren, ich wagę, ich kolor i jeszcze ze 20 innych cech – i na tej podstawie bezczelnie twierdzą, że są one „lepsze”. Nie – raz jeszcze przypominam: the proof of a pudding is in eating. Tu można to czytać dosłownie. Musimy przez dwa pokolenia starannie badać, czy nowe gatunki przypadkiem nam nie szkodzą.
Jest rzeczą zdumiewającą, że ci sami ludzie, którzy zabraniają przewiezienia ziarenka na Marsa w obawie, że mogłoby ono zaszkodzić tamtejszej hipotetycznej roślinności, jednocześnie beztrosko pozwalają na wywalanie setek tysięcy ton takich – obcych przecież naszej przyrodzie – ziaren, nie obawiając się, że komuś zaszkodzą! Jednak wolność to jedna sprawa, a baczna obserwacja i dobra informacja – to druga sprawa. Ale przede wszystkim apeluję do Państwa: „Nie lękajcie się”! Nie lękajcie się brać generałów bez dyplomów – ale z dobrą opinią i historią służby. Nie lękajmy się jeść tego, co nam smakuje – nie dbając o opinie rozmaitych instytutów. Najprawdopodobniej to nam nie zaszkodzi. A czasem zaszkodzi. Trudno! Kto nie ryzykuje, ten nie je!