Wozinski: Mrzonka republiki czyli o nowej „prawicowej” modzie

REKLAMA

Ostatnimi laty słowo „republika” zrobiło na prawicy zawrotną karierę. Oto mamy więc konferencje o republikanizmie, pisma republikańskie, Fundację Republikańską, kongresy republikańskie, a także wykazywanie różnic dzielących chwalebny republikanizm od przyziemnego liberalizmu (o libertarianizmie wyniosły republikanin wszak nie mówi).

„Republika” stała się na tyle pojemna, że mieści w sobie wszelkie odmiany niezadowolenia z obecnego stanu rzeczy. W najbardziej szerokim znaczeniu dla osób posługujących się tym słowem oznacza ona dobre państwo, które jakimś cudem działa, które jest rzetelne i które nie popełnia błędów współczesności. Klasyczne rozumienie „republiki” ilustruje nam następująca wypowiedź redaktora „Frondy” Tomasza Terlikowskiego: „Aby jednostki mogły działać na rzecz dobra wspólnego, konieczne jest państwo, i to nie państwo minimum, ale republika, polis, które oferuje narzędzia do ochrony praw jednostek, a także realizacji postulatu sprawiedliwości i miłości” („Fronda”, nr 66/2013). Powyższa wypowiedź ujmuje samą istotę zagadnienia: zwolennicy republikanizmu ukuli swój termin głównie przez odniesienie do idei klasycznego liberalizmu, której nie cierpią niczym diabeł święconej wody. Już sama wizja państwa, które miałoby wycofać się z szeregu sfer życia społecznego, budzi wśród republikanów tak dalece idące oburzenie, że na każdym kroku starają się podkreślić, że w dziedzinie teorii społecznej nie można posługiwać się tak „prostackimi” ideami jak ta, która redukuje Lewiatana do absolutnego minimum lub w ogóle go przekreśla.

REKLAMA

Walczy z liberalizmem jak z komunizmem

Z jednej strony więc republikanie chcą uniknąć bezbożnego komunizmu, a z drugiej – wrogiego liberalizmu. Dlatego też prezentują swoją ideę jako złoty środek – nie oni pierwsi i nie ostatni. Ów rzekomy złoty środek oparty jest jednak na analogicznej do współczesnych prób wskrzeszania mesjanizmu (pisałem o nich w tekście „Czy filozofia może być Polska?” – „Najwyższy CZAS!” nr 27-28 z 30 czerwca 2012 r.) chęci wsparcia się na tradycyjnej myśli politycznej Rzeczypospolitej szlacheckiej. I niestety, tak jak w przypadku mesjanizmu, rezultatem jest jedno wielkie intelektualne nieporozumienie.

Jak przekonuje jeden z ideologów republikanizmu, Jan Filip Staniłko, Rzeczpospolita była niegdyś największą do czasów Stanów Zjednoczonych republiką, zamieszkiwaną przez wolnych ludzi. Każdy, kto posiada chociażby elementarną wiedzę o czasach Rzeczypospolitej szlacheckiej, słysząc tę wypowiedź, musi poczuć się nieco skonfundowany. 90% ludności owej „republiki” żyło w najzwyczajniejszej niewoli; jak zatem można w ogóle mówić, że I Rzeczpospolita była krajem ludzi wolnych? Ten temat rozwiniemy jeszcze nieco później.

Jak powszechnie wiadomo, idea republiki nie zrodziła się w umysłach mości Sarmatów, lecz Rzymian. Formy rządów, która panowała w Rzymie przed nastaniem Juliusza Cezara, nie sposób dziś ująć przy pomocy żadnego prostego sformułowania, gdyż obejmowała wiele różnych instytucji i urządzeń. Idee republikańskie stały się wielu Rzymianom szczególnie miłe po jej upadku, gdy miejsce wybieranych na krótkie kadencje urzędników zastąpili żądni krwi dyktatorzy oraz coraz bardziej narastający chaos. Republika stała się wówczas uosobieniem umiarkowania, rozsądku i powszechnego dobrobytu.

Idealna „republika” to utopia

Ogólnie rzecz biorąc, republika nie posiadała jednak nigdy jednego, ściśle ujętego znaczenia. Na przestrzeni dziejów podawano rozmaite interpretacje tego słowa, które niekiedy funkcjonowały obok siebie, stanowiąc substytut mitycznego dobrego państwa. Nawet dialog Platona „Politeia” („Państwo”) zyskał łacińską nazwę „Res publica”, choć komunistyczny ustrój, który proponował Ateńczyk, ciężko było pogodzić z wieloma swobodami, którymi mimo wszystko cieszyli się Rzymianie w pierwszych wiekach istnienia ich państwa.

Charakterystyczną cechą idei republikanizmu jest także jej przekraczanie tradycyjnego podziału na monarchię, arystokrację oraz demokrację, a jej zwolennicy dają najczęściej do zrozumienia, że esencją republiki jest wspólnota połączona mądrym prawem oraz wspólnym pożytkiem. Te kwalifikacje sprawiają, że republika jest przedstawiana jako pewien ideał państwa, który można zrealizować bez względu na formę rządów. Koncepcja „rzeczy publicznej” stanowi więc niezwykle wygodną figurę, która jej głosicielom służy do wiecznego dystansowania się od bieżących porażek państwa i wskazywania na możliwą do osiągnięcia utopię.

Najpoczytniejszym twórcą Polski szlacheckiej był Cyceron – wielki obrońca republiki, sprzeciwiający się ustanowieniu imperium. Szlachta i magnaci czytali go częściej niż Pismo Święte i na każdym kroku składali mu intelektualny hołd. Ponieważ Sarmaci uważali, że są potomkami rasy panów, których nie pokonał nawet wróg Cycerona – Juliusz Cezar – nazwali swoje państwo na wzór tego, w którym żył rzymski mąż stanu. W ten właśnie sposób od XVII wieku Polska zaczęła się tytułować mianem Rzeczypospolitej.

Realna „republika” stawiała na niewolnictwo i rolnictwo

Najważniejszą cechą rzymskiej republiki oraz Rzeczypospolitej szlacheckiej było utrzymywanie systemu niewolniczego. W przypadku Rzymu niewolnikami byli najczęściej przedstawiciele podbitych narodów, w przypadku Polski zniewoleniu poddana została rodzima ludność. Kraj rzekomo wolnych ludzi, jakim dla współczesnych republikanów miała być Rzeczpospolita, stanowiła w rzeczywistości więzienie dla nawet kilkunastu milionów ludzi, którzy od początku XVI wieku zaczęli tracić wszelkie prawa. Chłopom nie wolno było wyjeżdżać ze wsi bez zgody pana, nie mogli piastować żadnych urzędów państwowych ani kościelnych, byli przypisani do ziemi, pracowali za darmo i nie wolno im było nawet nosić publicznie broni – by wymienić choćby część z haniebnych zarządzeń państwa szlacheckiego.

Drugą z najważniejszych cech łączących Rzeczpospolitą i rzymską republikę było to, iż rządząca arystokracja trudniła się wyłącznie rolnictwem. Tak jak rzymski arystokrata brzydził się zostać lekarzem, architektem czy też rzemieślnikiem, tak też w Polsce szlacheckiej wprowadzono odpowiednie przepisy przewidujące, że szlachcic trudniący się pracą fizyczną był automatycznie skazywany na banicję. O tym, jak bardzo opłakane skutki dla polskiej gospodarki przyniosło podporządkowanie jej eksportującym zboże magnackim latyfundiom, wspominać tu chyba nie trzeba, gdyż za tę ekstrawagancję płacimy do dziś zapóźnieniem gospodarczym względem Zachodu. Czytając łacińskie teksty o pożytkach płynących z posiadania wielkich gospodarstw rolnych, polska szlachta rozpoznawała w rzymskiej arystokracji samą siebie.

Republikanizm Polski szlacheckiej stanowił więc prymitywną ideologię, mającą uprawomocnić skrajnie nieuczciwy system społeczny, w którym nie wysilająca się fizycznie szlachta żywiła się pracą niewolników. Zdumiewające, że są dziś jeszcze osoby, które pragną bronić tych najczęściej pijanych osobników, wskazując na rzekomo szczytne ideały polityczne!

Polska myśl to ograniczona władza, nie Cyceron

Jeżeli chcemy dziś odnaleźć prawdziwie polską i godną chwały myśl polityczną, musimy cofnąć się o kilkaset lat wcześniej, zanim do Polski trafiły masowo pisma ze starożytnego Rzymu. Nim Polską zawładnęły idee silnej władzy państwa, skupionej w rękach szlachty i króla, w kraju silne były jeszcze idee samorządności oraz oparcia społeczeństwa na strukturze rodowej z pominięciem władzy centralnej. Pomimo podboju ludów polskich przez Piastów, w czasach rozbicia dzielnicowego odżyły struktury, które z takim zapałem niszczyli pierwsi monarchowie. Ponieważ kultura piśmienna ograniczała się wówczas do książęcego dworu, nie zachowało się dziś wiele dokumentów świadczących o ideach społecznych Słowian nie skażonych Cyceronem i Platonem. Wiemy jednak, że ustrój społeczny okresu rozbicia dzielnicowego był pełen swobód obywatelskich oraz autonomii i egzempcji, których na próżno szukać w czasach Sarmatów. W owych czasach chłopi nie byli też jeszcze niczyimi niewolnikami, lecz ludźmi wolnymi.

Kres autentycznie polskiej i libertariańskiej myśli społecznej, wyrażonej w instytucjach lokalnego i niezależnego sądownictwa, autonomii względem władzy centralnej oraz swobodnym dysponowaniu ciałem i mieniem, przyniosły idee odrodzenia. Polscy (i europejscy) humaniści byli zachwyceni prawem rzymskim, które m.in. za sprawą upadku Konstantynopola rozprzestrzeniało się po Europie niczym szarańcza. Zgodnie z bizantyjską wykładnią, państwo posiadało absolutne pierwszeństwo względem wszystkich, w tym i Kościoła. Prawo rzymskie zostało skrupulatnie wykorzystane przez szlachtę, która przy pomocy swoich ideologów po kolei ubezwłasnowolniła wszystkie inne stany: wpierw pospólstwo, potem mieszczan i duchowieństwo, a na końcu króla.

Republikanizm jako warcholstwo

Pierwszy rzut polskich republikanów zapewnił szlachcie bezapelacyjną dominację. Odurzona władzą popadła w większości w warcholstwo. Zakłopotani tym faktem Polacy do dziś zwykli tłumaczyć to zjawisko rzekomą zbytnią „wolnością” i „anarchią”. Ludzie kochani – pytam – kto był w tym kraju wolny?! Nikt oprócz bandy nierobów, którzy uważali się za urodzonych do panowania. 90% ludności nie miało prawa decydować o swoim miejscu zamieszkania, pracowało na cudze utrzymanie, musiało zaopatrywać się we wszystko u swoich panów i żyło pozbawione wszelkich praw politycznych, a mniej i bardziej poważni ludzie wciąż forsują tezę o „polskiej anarchii”. Jakim, u licha, prawem? Czy gdyby strażnicy w łagrze nie mogli się dogadać co do tego, kto ma trzymać wartę, kto ma spać, a kto mordować więźniów – czy wtedy również mówilibyśmy, że strażnicy i więźniowie kierują się zasadami „złotej wolności” albo że żyją w „anarchii”?

Starannie przemilczanym faktem okresu Rzeczypospolitej było masowe zbiegostwo chłopów na Polesie oraz ziemie ukraińskie, a następnie także w innych kierunkach. W tym kontekście bardzo często wskazuje się na fakt, że do Polski uciekali chłopi z Prus, lecz nawet względnie lepsze warunki bytu chłopów w Polsce nie przeczą przecież ich fatalnemu położeniu. W Europie w XVII i XVIII wieku chłopom prawie nigdzie nie wiodło się dobrze, dlatego w XIX wieku wszyscy zaczęli masowo uciekać do Ameryki. Z tego też powodu rewolucje przybrały tak krwawy charakter.

Współcześnie ideolodzy republikanizmu, próbując pogodzić rzekomo wzniosłe idee szlachty ze spektakularnym upadkiem Rzeczypospolitej, starają się wskazywać na stopniowe odejście od republikanizmu w kluczowych momentach historii. Jednakże los Rzeczypospolitej został wyznaczony właśnie przez do głębi chorą ideę republiki, która oznaczała centralizację władzy i przekreślenie swobód, którymi cieszyło się wcześniej społeczeństwo. Szlachecki republikanizm stanowczo zwalczał chociażby takie osoby jak siedemnastowieczny libertarianin Jan Ludwik Wolzogen, którego skazano na banicję.

Idee nie są narodowe

Jak już wspomniałem, republikanizm jest podszyty przede wszystkim niechęcią do wolnego rynku i liberalizmu. Tak jak w wypadku mesjanizmu, naczelnym zamiarem polskich republikanów jest wykształcenie autentycznie polskiej idei politycznej. Klasyczny liberalizm i libertarianizm stanowią dla nich wykwit myśli anglosaskiej, co służy im za kiepski pretekst do odrzucenia ich w całości.

Jeśli więc w tym wszystkim chodzi o nazwę oraz o kwestie narodowe, wówczas proponuję, aby porzucić wreszcie republikanizm i pochować go wraz z sarmatyzmem, a zamiast niego zainteresować się licznymi libertariańskimi wątkami obecnymi w prawie i życiu społecznym Polski doby średniowiecza. Możemy to nazwać nawet polonizmem albo antyliberalizmem – wszystko jedno; zacznijmy jednak wreszcie zauważać geniusz tkwiący w rozwiązaniach społecznych, które ujawniły się w pełni przed podbojem Piastów oraz w okresie rozbicia dzielnicowego. Ponieważ współcześni zwolennicy sarmatyzmu zdominowali dyskusję o dawnej Polsce swoimi republikańskimi mrzonkami, rzadko kiedy wspomina się o tym, iż Polacy posługiwali się kiedyś prywatnym sądownictwem, udzielali regionom autonomii i zwolnień, przyznawali immunitety, skutecznie blokowali rozrost władzy centralnej i nikt nie śmiał jeszcze opowiadać żadnych bredni o Sarmatach.

Republikanizm żyje, niestety

Niestety, tradycja republikańska – czyli tradycja silnego, scentralizowanego państwa, krępującego wolność obywateli do granic wytrzymałości – jest w Polsce żywa do dziś. To nie przypadek, że środowiska krzewiące dziś republikanizm prawie bez wyjątku utrzymują się z państwowych dotacji. Duch sarmackiej republiki ciąży nieustannie nad Polską, przejawiając się w postaci powszechnego dążenia do załapania się do kasty ludzi żyjących z udzielonych przez państwo przywilejów, którzy na dodatek pomstują na mieszczańską wolną przedsiębiorczość. Współcześni republikanie nawet w dzisiejszej Polsce doszukują się triumfu zasad wolnego rynku i liberalizmu, co zakrawa już nawet nie na kpinę, ale na zwykłą bezczelność.

REKLAMA