Szymowski: Centralne Biuro Aferalne czyli dlaczego zlikwidować CBA?

REKLAMA

Wyroki w sprawie doktora G., a potem w sprawie Beaty Sawickiej, wreszcie publiczne przeprosiny szefa Biura pod adresem dziennikarza Bogdana Wróblewskiego ujawniły, że metody pracy CBA niewiele mają wspólnego z funkcjonowaniem organów ścigania w państwie prawa. – CBA nie sprawdziło się i instytucja ta powinna zostać zlikwidowana – mówi Tomasz Tuczapski, radca prawny, autor ustawy o likwidacji CBA.

– Metody pracy CBA budzą przerażenie i przypominają rzeczywistość czasów stalinowskich – tak mówił sędzia Igor Tuleya, uzasadniając wyrok w procesie Mirosława G., kardiochirurga z warszawskiego szpitala MSWiA. Tuleya poddał miażdżącej krytyce sposób postępowania agentów biura w związku z prowadzeniem tej głośnej sprawy. Okazało się, że funkcjonariusze CBA, aresztując lekarza, mogli narazić na niebezpieczeństwo życie innych pacjentów. W tamtym dniu na oddziale kardiochirurgii dyżur miał tylko G. i gdyby pojawiła się konieczność nagłego operowania innego pacjenta, nikt nie mógłby wykonać zabiegu. Tylko czysty przypadek (nie przywieziono na oddział nikogo, potrzebującego natychmiastowej operacji) sprawił, że zgon nie obciąża działalności CBA. Okazało się też, że funkcjonariusze – pokazując zatrzymanie w telewizji – dokonali mistyfikacji. Zdjęcia nie przedstawiały kardiochirurga, lecz inną osobę. Przerażenie sędziego wzbudziły również metody śledcze: osoby starsze (w skrajnym przypadku nawet 80-letnie) zabierano siłą z domów, aby dostarczyć je na przesłuchania i wymusić zeznania obciążające lekarza. Przesłuchania trwały nocami, osób zatrzymywanych nie poinformowano o przysługujących im prawach, część z nich straszono tymczasowym aresztowaniem i oskarżeniem, jeżeli nie zgodzą się obciążyć Mirosława G. W trakcie prokuratorskiego śledztwa i później przed sądem nie potwierdziła się część zarzutów stawianych lekarzowi, w tym najcięższy zarzut – przyczynienie się do śmierci pacjenta. Pierwszą osobą, która poniosła prawne konsekwencje sprawy doktora G., nie był sam lekarz, tylko Zbigniew Ziobro, któremu krakowski sąd nakazał przeprosić G. za słowa „już nikt nigdy przez tego pana życia pozbawiony nie zostanie”, Przed sądem nie potwierdziło się również, aby choć w jednym przypadku kardiochirurg uzależnił od łapówki przeprowadzenie operacji. Zresztą samo skazanie kardiochirurga było możliwe na podstawie kuriozalnego wyroku Sądu Apelacyjnego w Lublinie z 1995 roku (sąd ten stwierdził, że prezent wręczony lekarzowi po operacji to też forma łapówki). Sędzia Tuleya wymierzył wyrok w zawieszeniu, a więc znacznie niższy niż oczekiwali agenci CBA i stojący za nimi politycy.

REKLAMA

Casus Beaty Sawickiej

Wśród głośnych spraw prowadzonych przez CBA nie ma takiej, w której wyrok sądowy ostatecznie potwierdziłby wersję zdarzeń lasowaną przez ludzi Mariusza Kamińskiego. Zatrzymanie Weroniki Marczuk-Pazury, choć było jednym z głośniejszych wydarzeń 2009 roku, również skończyło się na niczym, bo celebrytka w ogóle nie stanęła przed sądem (prokuratura ostatecznie nie dopatrzyła się przestępstwa i sprawę umorzyła). W sprawie Beaty Sawickiej sąd pierwszej instancji uznał winę byłej posłanki PO, jednak sąd apelacyjny uniewinnił ją prawomocnie, uznając, że dowody zostały przez CBA zdobyte niezgodnie z prawem. W uzasadnieniu wyroku znalazło się stwierdzenie, że niedopuszczalne jest prowokowanie obywateli przez służby do popełniania przestępstw. „Afera hazardowa” – kolejna głośna sprawa CBA – również nie trafiła na wokandę. Działania biura w ogóle nie zostały sfinalizowane przez tajemniczy „przeciek”. Spośród wszystkich bohaterów najgłośniejszych akcji CBA nikt nie został skazany za korupcję. Nikt!

CBA przed sądem

Skazani mogą za to zostać wykonawcy nieudolnych akcji. Przed sądem rejonowym dla Warszawy-Śródmieścia toczy się dziś proces Mariusza Kamińskiego, Macieja Wąsika oraz ich dwóch podwładnych, oskarżonych o przekroczenie uprawnień. To konsekwencja głośnej „afery rolnej” z 2007 roku. CBA zatrzymało wówczas dwóch współpracowników Andrzeja Leppera, podejrzewanych o powoływanie się na wpływy w resorcie rolnictwa w celu przyjęcia korzyści majątkowej za odrolnienie działki na Mazurach. Prokuratura zarzuca oskarżonym m.in. to, że realizując tę sprawę, wyrazili zgodę na sfałszowanie przez agentów CBA dokumentów. Oskarżeni oczywiście do winy się nie przyznają. Oskarżycielem posiłkowym w tym procesie jest Piotr Ryba – zatrzymany w 2007 roku w związku z „aferą gruntową”. Wcześniej Ryba został skazany, ale sąd drugiej instancji wyrok uchylił i sprawa ponownie trafiła do pierwszej instancji. Na razie więc w tej najgłośniejszej sprawie odsiadka grozi nie tylko Rybie, lecz również nadzorującym wymierzoną w niego operację byłym szefom CBA.

Zarzuty za kurę i jajka

Podobnych spraw jest więcej. Wspólnym mianownikiem ich wszystkich jest brutalność działań CBA. – Znany mi jest przypadek zatrzymanego ponad 70-letniego człowieka, który podczas zatrzymania dostał zawału serca, a potem, podczas przewożenia do aresztu, dostał ponownie zawału – mówi Tuczapski. Ale to nie wszystko. – Jest też sprawa, w której zarzuty korupcyjne postawiono matce ucznia szkoły podstawowej, za to, że 10 lat temu korumpowała nauczyciela swojego syna, dając mu kurę, jajka i warzywa – mówi Tomasz Tuczapski. – Kobieta ma 15 zarzutów, osobne za kurę, osobne za jajka, osobne za warzywa. Dowodem w sprawie jest pamiętnik tej kobiety, który CBA zabezpieczyło. Przecież to kompletna aberracja. Jak zaznacza Tuczapski, podobnych spraw jest coraz więcej i zaczną one wychodzić na światło dzienne przy okazji procesów sądowych i śledztw wszczynanych przez prokuratury w całym kraju po zawiadomieniach osób pokrzywdzonych przez CBA.

Złe prawo, złe sprawy

Wystarczy przeanalizować sprawy realizowane przez CBA (opisują je choćby coroczne sprawozdania publikowane przez biuro na oficjalnej stronie internetowej), by dojść do wniosku, że większość spraw korupcyjnych bierze się ze złego prawa. W latach 2007-2008 CBA dokonało zatrzymań urzędników, którzy za łapówki podbijali dokumenty potwierdzające dokonanie niepotrzebnych, a prawem wymaganych czynności. W jednej z gmin województwa zachodniopomorskiego zatrzymano komendanta straży pożarnej i jego pracownika, którzy za łapówki poświadczali spełnienie przepisów BHP umożliwiających odbiór domu mieszkalnego. Można różnie oceniać strażaków, ale trzeba też zrozumieć osoby, które wolą zapłacić i mieć święty spokój niż tracić czas na załatwianie zupełnie niepotrzebnych papierów. Podobnie zresztą było w sprawie „afery rolnej”. Całej tej sprawy nie byłoby, gdyby w porę zlikwidowano przepisy mówiące o konieczności „odrolniania” ziemi (nota bene przepis ten wprowadzono w latach osiemdziesiątych, gdy Polską rządziła junta Jaruzelskiego).

CBA ma pole do popisu nie z powodu nieuczciwości Polaków, tylko z powodu patologicznie złych przepisów, które urzędników skłaniają, aby brać łapówki, a obywateli – aby dawać łapówki dla świętego spokoju i zaoszczędzenia czasu. W kraju, gdzie prawo przewiduje koncesje na ponad 300 rodzajów działalności gospodarczej, a życie codzienne obfituje w konieczność załatwiania rozmaitych bezsensownych zezwoleń, pozwoleń, zgód, zaświadczeń itp. – rodzi się pokusa, aby urzędnikowi „dać w łapę” i nie tracić ogromnej ilości czasu na załatwianie tych papierów. Chcąc więc „walczyć z korupcją”, należy nie powoływać CBA, tylko zlikwidować korupcjogenne przepisy, ograniczyć rolę państwa i zwolnić około 95% urzędników. Wówczas korupcja zniknie sama z siebie. I CBA nie będzie potrzebne.

REKLAMA