O co chodzi w skoku na OFE?

REKLAMA

Rząd marginalizuje rolę Otwartych Funduszy Emerytalnych – tylko tak można nazwać propozycje zmian, które przedstawili wczoraj ministrowie finansów i pracy, Jacek Rostowski z Andrzejem Kosiniakiem Kamyszem. Scenariusze są trzy, ale według analizy Money.pl tylko jeden jest realny do wprowadzenia. Pozostałe powstały tylko po to, aby wdrażany wariant na ich tle wglądał atrakcyjniej, jako mniejsze zło. Minister Jacek Rostowski na wczorajszej konferencji powiedział , że w debacie publicznej, owszem dyskutować można o wszystkich rodzajach reformowania, ale rząd i tak wybierze pośród trzech.

Trzy warianty:

REKLAMA

Pierwszy zakłada umorzenie wszystkich obligacji, które są w posiadaniu OFE. Fundusze mogłyby całość składki (wynosiłaby ona wtedy 2,92 proc.) inwestować na giełdzie, ale miałyby zakaz kupowania papierów dłużnych. Progi ostrożnościowe zostałyby obniżone o wartość umorzonych środków. W tym rozwiązaniu na dziesięć lat przed emeryturą co roku jedna dziesiąta składki przenoszona byłaby z OFE do ZUS.

Drugim wariantem jest dobrowolność. Każdy będzie musiał wybrać, czy zostaje w OFE, czy wybiera ZUS. Kto się nie zdeklaruje automatycznie trafi do ZUS-u. By więc zostać w OFE, trzeba będzie się przejść do urzędu i złożyć deklarację. Rząd liczy zapewne, że wielu niezainteresowanym osobom nie będzie się chciało fatygować. I tutaj na dziesięć lat przed emeryturą rozpoczęłoby się przenoszenie środków do ZUS.

W trzecim wariancie też można będzie zadeklarować, że pieniądze zostają w OFE, ale przyszły emeryt musiałby ze swoich pieniędzy dokładać 2 proc. miesięcznie do składki. Inwestycje funduszy możliwe byłyby tylko na giełdzie. W przypadku tego rozwiązania nie byłoby przenoszenia składek z OFE do ZUS na dziesięć lat przed emeryturą.

Po wnikliwszym przyjrzeniu się propozycjom można założyć, że rząd wybierze wariant drugi. Pierwszy – ten z umorzeniem obligacji – jest zbyt skomplikowany do przeprowadzenia. Co prawda wielu ekonomistów wypowiada się, że jest najbardziej prawdopodobny, ale operacja przeniesienia obligacji może oprzeć się o nasze prawa konstytucyjne. Przepisanie pieniędzy – które dziś w naszym imieniu trzymają w obligacjach OFE – na konta ZUS, to faktyczne odebranie nam realnych funduszy i przekształcenie ich w wirtualny zapis.

Pierwszy wariant jest kuszący dla rządu, z jednym ruchem zmniejsza deficyt o 11 procent. Jednak nacjonalizacja oszczędności to skomplikowana operacja i mało prawdopodobne, aby gabinet Tuska z premedytacją narażał się na spór z Trybunałem Konstytucyjnym.

Trzeci natomiast oznaczałby zmuszenie podatników do dopłat. Rezygnując z niego, premier będzie mógł kolejny raz stwierdzić, że spośród zaproponowanych mu rozwiązań wybrał to najmniej dotkliwe dla obywateli.

Wariant drugi wydaje się najbardziej sprawiedliwy. I na nim oprze się premier, choć sprawiedliwość tego rozwiązania jest pozorna. Po pierwsze, nie jest to prawdziwy wybór, bo by takim był, musielibyśmy mieć możliwość zrezygnowania z ZUS i przejścia do OFE. Poza tym w ostatnich dziesięciu latach nasze pieniądze zostaną i tak przekazane do ZUS. W tym kontekście pozostaje więc pytanie o ich dziedziczność.

Który wariant akceptują natomiast profesorowie? Stanisław Gomułka ciężko wzdycha i twierdzi, że żaden z nich nie jest atrakcyjny, że trzeba je wszystkie gruntownie przemyśleć i przebadać, by wybrać najmniejsze zło. Marian Noga z kolei z ciężkim sercem stawiałby na wariant pierwszy, bo on uspokoi rynki finansowe. Dariusz Filar krytykuje natomiast wszystkie propozycje.

– W pierwszym wariancie zmniejszamy dług publiczny, ale zwiększamy dług ukryty poprzez powiększenie zobowiązań państwa wobec obywateli. Przecież w ZUS-ie nie ma realnych pieniędzy, są tylko zapisy sum, które państwo powinno wypłacić ludziom – wyjaśnia ekonomista, prof. Dariusz Filar. – Drugi i trzeci wariant psują natomiast rodzące się w Polakach słuszne przekonanie, że prawdziwym zabezpieczeniem emerytalnym są tylko realne aktywa finansowe. OFE ich tego uczyło. Po wprowadzeniu zmian, ta nauka przepadnie.

No właśnie. Rząd przekonuje do zmian, pokazując też wyniki OFE i porównując je z waloryzacją składki ZUS. Na przestrzeni lat okazuje się ona większa od stopy zwrotu, jaką oferują fundusze.

Wyniki na podstawie stopy zwrotu są oczywiście dobrą metodą sprawdzania efektywności funduszy, czy ZUS-u, jednak dają pełnego obrazu. Pokazują, o ile przez lata urosły fundusze, które wpłaciliśmy na początku badanego okresu. Na emeryturę jednak nie wpłacamy jednorazowo, ale cyklicznie przez cały czas pracy.

Dlatego Money.pl stworzył model, w którym co miesiąc od 1 stycznia 2000 roku do stycznia 2013 roku wpłacamy do poszczególnych funduszy oraz do ZUS-u po 100 złotych. Różnica polega na tym, że w każdym miesiącu kupujemy jednostki uczestnictwa po innej cenie: taniej, gdy jest bessa, drożej, gdy jest hossa. W pierwszym przypadku za tą sama kwotę nabywamy więcej jednostek, w drugim mniej.

Wynika z tego porównania, że OFE – mimo wieloletnich zawirowań na rynku – nie radzą sobie aż tak źle. Rząd pyta więc obywatela, po co oddawać oszczędności do OFE i jeszcze płacić funduszom za zarządzanie kapitałem. Bo przecież są to niemałe pieniądze – od początku wprowadzenia reformy, czyli od 1999 roku, kwota ta wyniosła 17 miliardów złotych. Odpowiedź ekonomistów jest prosta: bo w ZUS-ie są tylko wirtualne pieniądze – zapis księgowy, a w OFE odkładamy prawdziwe pieniądze, która co prawda w wiekszości idzie na sfinansowanie długu państwa (obligacje). Nikt nie da nam gwarancji, że za 20, 30, 40 lat finanse państwa nie okażą się tak złe, że po prostu państwo nie będzie miało z czego wypłacać emerytur. Dlatego stworzono OFE, by dywersyfikować źródła finansowania emerytur, byśmy odkładali tam realne pieniądze na siebie, a nie byli zdani na składki kolejnego pokolenia. Celem było złagodzenie niemal pewnego załamanie systemu w latach 2040-205 0.

Jest jeszcze jedna kwestia: w przypadku dużych problemów, władza może nowelizacją jednej ustawy zmienić wysokość emerytur, wprowadzić inne ich zasady wypłaty z ZUS. Na niewykupienie obligacji rzad może się zdecydować tylko w przypadku bankructwa kraju. To ostateczność.

– To, co robi rząd, to nie jest reforma. Można było rozmawiać o funkcjonowaniu OFE, zmniejszaniu składki, zmienianiu benchmarków. Ale rząd wybrał przekładanie z kieszeni do kieszeni. Bierze z lewej należącej do OFE i przekłada do prawej, którą zarządza ZUS. Problem polega na tym, że prawa jest mocno dziurawa – mówi prof. Filar.

Według profesora Mariana Nogi, jeśli rząd przez ostatnie lata miał nóż na gardle, bo dług zbliżał się do progów ostrożnościowych, mógł zawiesić wpłaty do OFE na trzy lata, przemyśleć w tym czasie sprawę reformy, a potem oddać pieniądze z odsetkami. – Wtedy gabinet Tuska opanowałby zagrożenie, a jednocześnie zachował wiarygodność. Z tymi propozycjami będzie znacznie trudniej, bo wszyscy przecież widzą, że chodzi o marginalizację OFE.

Profesor Stanisław Gomułka też stawia sprawę jasno. Według niego, zmiany zaproponowane przez rząd jasno pokazują, że rząd ma na uwadze interes inwestorów zagranicznych, bo to ich potrzeby zadowala ograniczając dług publiczny, a zwiększając dług ukryty. Dług, który zaciąga państwo wobec przyszłych pokoleń, które będą w 100 procentach pokrywać świadczenia ówczesnych emerytów.

(Autor: Maciej Czujko, Money.pl)

REKLAMA