Łepkowski: W oparach absurdu amerykańskiego prawa

REKLAMA

Ameryka powszechnie kojarzy się z bardzo liberalnym prawem, wolnością słowa i swobodami obywatelskimi. To bardzo mylny obraz. Amerykańskie ustawodawstwo charakteryzuje się rosnącą tendencją do tworzenia państwa restrykcyjnego, w którym wolność słowa pożerana jest przez raka poprawności politycznej, a swobody obywatelskie są wspomnieniem sprzed 11 września 2001 roku.

Przeglądając teksty ustaw federalnych, jak i stanowych aktów prawnych uchwalonych przez ostatnie kilka lat, dochodzi się do wniosku, że amerykańscy ustawodawcy mają obsesję na punkcie zakazów. Określenie „surowsze prawo” pojawia się w tytułach prasowych wraz z rozwojem amerykańskiej mocarstwowości. Wybrańcy narodu prześcigają się w projektach ustaw nakładających kary niemal za wszystko.

REKLAMA

Lepsza seta od SMS-a

Ze znudzeniem przeczytałem w kilku nagłówkach sobotnich gazet nowojorskich (1 czerwca 2013 r.) powtarzający się tytuł: „Surowsze prawo dla kierowców”. Człowiek zadaje sobie pytanie: czy może być jeszcze surowsze prawo niż jest obecnie? Ależ oczywiście. Po zakazie palenia w samochodzie, spożywania jedzenia czy picia z puszek bez słomki dochodzi kolejny zakaz, który wszyscy kierowcy będą powszechnie ignorować.

Od soboty w stanie Nowy Jork surowiej karani będą kierowcy, którzy w trakcie jazdy używają telefonów komórkowych np. do SMS-owania, odpisywania na e-maile czy dzwonienia. Na pierwszy rzut oka nowe prawo wydaje się logiczne. Kierowcy nie będą się dekoncentrować na stukaniu w małe klawiaturki i odczytywaniu drobnego jak mak tekstu. Problem jednak w tym, że SMS-owanie i odpisywanie na e-maile w samochodzie wzrosło od czasu, kiedy ta sama legislatura zakazała rozmów przez komórkę, które miały rzekomo dekoncentrować kierowców.

Dlaczego więc ustawodawcy nie zakazali rozmawiania z pasażerami podczas jazdy? Najlepiej byłoby w ogóle zakazać wożenia ze sobą pasażerów. Przecież rozmowa przez komórkę niczym nie różni się od pogaduszki z wiercącymi się pasażerami. Deputowani stanu Nowy Jork uważają jednak, że mamy zmniejszoną koncentrację, kiedy słuchamy, jak ktoś do nas coś mówi. Dziwne, bo od 20 lat słucham w samochodzie wyłącznie stacji informacyjnych, w których się rozmawia, lub słucham audio-książek i nigdy nie miałem problemów z koncentracją.

Trzymanie słuchawki w dłoni też nie stanowi problemu. Niemal wszystkie samochody na amerykańskich drogach mają automatyczne skrzynie biegów, znakomite systemy wspomagania kierownicy i elektroniczną kontrolę stałej prędkości czy systemy nawigacyjno-hamulcowe. Prowadzenie samochodu nie wymaga wiecznej gimnastyki obu nóg i rąk, znanej z naszych europejskich pojazdów. Poza tym drogi mające mniej niż trzy pasy stanowią rzadkość, przez co nikt nie jest zmuszony do wyprzedzania na tym samym pasie.

Jednak – jak podkreśla biuro gubernatora stanu Nowy Jork Andrew Cuomo – w samym tylko okresie od 2005 do 2011 roku liczba wypadków spowodowanych przez kierowców, których uwaga rozproszona jest przez telefon, wzrosła w stanie Nowy Jork o 143%. W samym tylko 2011 roku władze stanowe odnotowały 25 tys. zderzeń ulicznych spowodowanych przez kierowców korzystających z komórki w trakcie jazdy. To ponad pięciokrotnie więcej niż liczba wypadków spowodowanych przez pijanych kierowców. Nie zmienia to jednak faktu, że nowe prawo jest jedynie surowszą wersją już obowiązującego. Dotychczas prawo jazdy każdego kierowcy, który zgromadził 11 punktów w ciągu 18 miesięcy, ulegało zawieszeniu.

Od teraz kierowca złapany po raz pierwszy na SMS-owaniu straci prawo jazdy na 60 dni, a „recydywista” pożegna się z dokumentem na wiele lat. Oznacza to dodatkowe egzaminy, wyższe opłaty za ubezpieczenie samochodu oraz – co najważniejsze – wyższe kary finansowe. A to dobra wiadomość dla budżetu stanowego, który od dłuższego czasu boryka się z deficytem.

Lista wyjątkowo głupich praw

Nowe prawo drogowe stanu Nowy Jork można na siłę wytłumaczyć troską władz zarówno o życie i bezpieczeństwo obywateli, jak i stały dopływ gotówki do budżetu. Ale jak wytłumaczyć większość obowiązujących praw lokalnych, których nie można określić innym przymiotnikiem jak „idiotyczne”?

We wspomnianym stanie Nowy Jork listę nonsensów prawnych otwiera zasada zabraniająca minimum trzem osobom rozmowy na ulicy, jeżeli noszą na twarzy maski. Przepis ten pochodzi z 1845 roku i był związany z licznymi i niezwykle modnymi w połowie XIX stulecia balami karnawałowymi. Dzisiaj nie ma on jednak zastosowania nawet wobec muzułmanek noszących w miejscach publicznych czadory z zasłoną na twarz.

Innym przykładem głupiego prawa jest zakaz spacerowania w niedzielę z lodami w kieszeni. Mimo wielu poszukiwań nie odnalazłem przesłanek historycznych czy obyczajowych, którymi kierowali się prawodawcy uchwalający tę zasadę. Śmiechu warty jest też przepis zakazujący udzielania rozwodu nowojorskim małżeństwom, jeżeli małżonków dzieli poważna różnica poglądów (irreconcilable differences) w dowolnej sprawie. Rozwód dostaną jedynie wtedy, kiedy dojdą do porozumienia w różniących ich kwestiach. Przy czym opinia może dotyczyć każdego zagadnienia, jak choćby odwiecznego sporu o wyższości świąt Wielkanocy nad świętami Bożego Narodzenia. Przepis służy sprytnym prawnikom nowojorskim w manipulowaniu procesem rozwodowym tak, aby wynieść z niego jak największe korzyści.

Istnieją jednak przepisy, wobec których bezradni są nawet słynący z cwaniactwa prawnicy z Wielkiego Jabłka. Jedna z takich reguł pozwala kobietom nosić się publicznie z gołym biustem pod warunkiem, że dana dama nie wiąże z tym faktem działalności gospodarczej. A jak to udowodnić? Przepis ten stoi w całkowitej sprzeczności z zakazem noszenia na ulicy ubrań ściśle przylegających do ciała kobiety. Jak więc widać, ustawodawcy zadbali w tych dwóch przypadkach o męskie gusta, dając przechodniom możliwość podziwiania darów natury bez zbędnego opakowania. Jeżeli nawet te dwa przepisy znajdą uzasadnione zrozumienie u męskich wyborców, to już przepis zakazujący noszenia kapci po godzinie 22.00 powala głupotą.

Otwiera on długą listę idiotyzmów prawnych, wśród których prawdziwą perełką jest zakaz witania się poprzez wkładanie sobie wzajemnie palców do nosa i kręcenie nimi w nosie znajomego czy zakaz palenia papierosów w odległości nie mniejszej niż 10 stóp do wejścia (3 metry) od jakiegokolwiek budynku publicznego.

W konkursach na głupotę legislatury stanowe przegrałyby jedynie z radami sennych amerykańskich miasteczek, które z czystych nudów wymyślają reguły publiczne rodem z humoresek Marka Twaina. Na przykład nowojorskie miasto Greene zakazało spożywania orzeszków ziemnych podczas koncertów i chodzenia tyłem po schodach. Przepis byłby może nawet i cenny, gdyby miasteczko miało choć jedną salę koncertową. Kiedy jednak ją zbudują, orzeszki zastąpione zostaną przez bardziej chrupiące chipsy.

Z kolei kurortowe Ocean City zakazało jedzenia kanapek podczas pływania w oceanie i siorbania podczas jedzenia zupy w miejscach publicznych. Dodatkowo wrażliwi rajcy miejscy postanowili karać restauracje sprzedające kanapki z surowymi hamburgerami (?) oraz aresztować rozebranych do połowy męskich przechodniów. Wiedziony chęcią sprawdzenia, czy przepis ten dotyczy także pań, zadzwoniłem do ratusza w Ocean City. Okazało się, że zakaz nie wspomina nic o paniach w stroju topless.

W oparach absurdu

Wyobraźnia amerykańskich ustawodawców wydaje się nie mieć granic. Niektóre ograniczenia mają swoje uzasadnienie w tradycji, ale są też i takie, których wyjaśnienia nie podejmą się nawet lokalni historycy. Do takich interdykt należy obowiązujący na Florydzie zakaz pytania się przez lekarza czy pacjent posiada broń palną. Jaki jest sens tego prawa, nie wie nikt. Podobnie jak mało kto wie, dlaczego w konstytucji tego stanu na równi są potraktowane takie kwestie jak prawo do wolności słowa, uczciwego procesu oraz zakaz wożenia ciężarnych świń w zamkniętych skrzyniach. Troszczący się o komfort psychiczny macior legislatorzy stanu Floryda zabronili jednocześnie wspólnego zamieszkania kobiecie i mężczyźnie nie będących ślubną parą. Dotyczyć to może także pełnoletniego rodzeństwa. Ten sam stan zatroszczył się o to, żeby wszystkie drzwi publiczne zawsze otwierały się na zewnątrz, a rodzicom nie wolno było sprzedać swoich dzieci. Prawodawcy Florydy mają szczególne poczucie troski o przyszłych obywateli tego słonecznego stanu. Zakazują w niedzielę skoków ze spadochronów kobietom w ciąży pod karą ciężkich robót. Prawodawcy dbają o wszystkich bez wyjątku, dlatego wprowadzili opłatę parkometrową za pozostawienie słonia na miejscu parkingowym. Kara za kradzież takiego słonia nie jest sprecyzowana, mimo że za kradzież konia nadal obowiązuje kara śmierci.

Mieszkańcy Florydy twierdzą jednak, że ich absurdy prawne są niczym przy tym, co oferuje swoim obywatelom dwuizbowy parlament stanu Alabama.

Jeżeli ktoś się wybiera w tamte strony, to od razu ostrzegam, żeby zrezygnował z organizowania walk niedźwiedzi, które są karane tak samo jak udawanie osoby duchownej. Podobnie groźnym wykroczeniem jest noszenie lodów waflowych w tylnej kieszeni spodni oraz otwieranie parasola w celu odstraszenia atakującego konia.

Szczególną troską o dobro powszechne wykazali się radni hrabstwa Lee w Alabamie, którzy zakazali sprzedaży orzeszków ziemnych po zachodzie słońca w środę. Ci sami reprezentanci dzielnego ludu Alabamy wprowadzili surowy zakaz prowadzenia rowerów przez osoby niewidome lub zakładające sobie opaski na oczy.

Dlaczego dwie izby stanowego parlamentu produkują takie nonsensy prawne? Wytłumaczenie można znaleźć w stanowym kodeksie, który zezwala wyborcy na zagłosowanie tylko przez pięć minut. Kto w pięć minut nie zdąży nacisnąć odpowiedniego guzika w maszynie wyborczej, traci prawo do głosu.

Głupie ostrzeżenia

Jankesi śmieją się z południa swojego kraju, nazywając krainę Dixie ciemnogrodem. Ale najbardziej zurbanizowane i „postępowe” regiony wcale nie są pod tym względem lepsze.

Najbogatszy stan Ameryki, supernowoczesna i liberalna Kalifornia, zakazuje kąpieli dwojga małych dzieci w jednej wannie.

Kalifornijska miejscowość Wallnut, podobnie jak wiele innych miast w USA, zabrania publicznie nosić maski na twarzy. W tym samym kalifornijskim miasteczku paragraf 17-1 uchwały „Kite flying restricted” zabrania lotu samolotem, balonem czy jakimkolwiek innym urządzeniem na wysokości poniżej 10 stóp nad ziemią (ok. 3 metrów), szczególnie – jak podkreślają autorzy tej uchwały – tam, gdzie występują kable wysokiego napięcia.

Jeżeli już wiemy, że w Wallnut zabronione jest latanie samolotem poniżej trzech metrów nad ziemią, to powinniśmy także pamiętać, że w Indianie można jeździć po ulicach na koniu jedynie z szybkością poniżej 10 mil na godzinę, a w Kolorado zabronione jest nawet gromadzenie deszczówki w beczkach lub innych naczyniach. Deszcz w Kolorado jest przecież własnością stanu.

Przyczyną większości absurdalnych praw są liczne procesy cywilne, które kończą się dziwnymi orzeczeniami sądu. Amerykanie kochają swoje sądy. Skarżą wszystko, co się da, bez żadnych oporów moralnych. W miarę wzrostu liczby oskarżeń lawinowo rośnie liczba wyjątkowo głupich ostrzeżeń umieszczanych na towarach handlowych. Z tego powodu na mydłach i szamponach firmy Aveeno zawsze widnieje ostrzeżenie: „Wyłącznie do użytku zewnętrznego”.

Inna firma produkująca parasole umieściła na swoim produkcie informację „Nadaje się do używania na dworze”. Z kolei bilety na pewien mecz hokejowy zawierały ostrzeżenie: „Piłki, korki, rzutki, drążki, talerze, latawce czy inne obiekty latające mogą spowodować trwałe uszkodzenie głowy”. Większą konsternację wywołuje jedynie drogowskaz uliczny w południowej dzielnicy teksaskiego miasta San Antonio:„Cemetery Road. Dead End”.

Na koniec warto wspomnieć, że prawdziwym piekłem dla producentów amerykańskiej żywności są alergicy. Zarówno restauratorzy, jak i producenci tanich przekąsek muszą umieszczać liczne ostrzeżenia dotyczące substancji alergizujących. Szczytem nadgorliwości wykazała się firma Sainsbury Peanuts, która na opakowaniu swoich orzeszków umieściła napis: „Uwaga, produkt zawiera orzechy”.

REKLAMA