Szymowski: Antykatolickie lobby coraz bardziej aktywne

REKLAMA

Antykatolickie lobby coraz bardziej agresywnie forsuje swoje rozwiązania prawne, nie pytając o zdanie Polaków, którym narzuca ich przestrzeganie.

Zdecydowanie „nie” dla religii na maturze Ministerstwo Edukacji Narodowej powiedziało na początku czerwca, podczas spotkania z przedstawicielami Komisji ds. Wychowania Konferencji Episkopatu Polski. Biskupi, którzy od dłuższego czasu próbowali wynegocjować zmiany prawne polegające na umożliwieniu abiturientom zdawania religii, ponieśli ostateczną porażkę. Gdy sprawę nagłośniły „Nasz Dziennik” i Radio Maryja, resort Krystyny Szumilas wydał pokrętne oświadczenie: „Należy podkreślić, że zarówno z Konstytucji RP (art. 25 ust. 2), jak i z Konkordatu (art. 12 ust. 2 i 4) wynika zasada niezależności państwa i Kościoła katolickiego, która w zakresie nauczania religii znajduje wyraz w wyłączeniu kompetencji państwa w odniesieniu do programu nauczania religii i podręczników oraz treści nauczania i wychowania religijnego. Programy nauczania i podręczniki są opracowywane wyłącznie przez władzę kościelną, a ponadto nauczyciele religii w sprawach treści nauczania i wychowania religijnego podlegają tylko przepisom i zarządzeniom kościelnym”. Przedstawiciele MEN podkreślili, że nauczanie religii odbywa się na podstawie programów opracowanych i zatwierdzonych przez właściwe władze kościelne i inne związki wyznaniowe, przedstawianych ministrowi edukacji narodowej wyłącznie do wiadomości. Z kolei egzamin maturalny jest przeprowadzany z przedmiotów, których podstawę programową określa i zatwierdza minister edukacji narodowej. Dlatego właśnie, zdaniem resortu, niemożliwe było włączenie religii do katalogu przedmiotów maturalnych. Gdy grupa posłów partii opozycyjnych podniosła alarm, że takie przepisy to dyskryminacja osób chcących zdawać religię podczas egzaminu dojrzałości, nie wywołało to żadnej reakcji MEN. To chyba pierwszy przypadek, kiedy jawna dyskryminacja nie wywołała protestów środowisk walczących o równość na wszystkich płaszczyznach.

REKLAMA

Masturbacja dla czterolatków

Decyzja MEN, by uniemożliwić abiturientom zdawanie matury z religii, to nie pierwsze kontrowersyjne postanowienie resortu Krystyny Szumilas. Od kilku miesięcy sprzeciw środowisk rodziców budzą decyzje obligujące do nauczania w szkołach podstawowych wychowania seksualnego. Z największymi protestami spotkał się pomysł opracowany przez lobby homoseksualne, który zakładał obowiązkowy program wychowania seksualnego już dla sześciolatków. Wynikało z tego, że dzieci mają sobie przyswajać „wiedzę o seksie” jeszcze zanim nauczą się pisać i czytać. Z podstaw programowych do „wychowania seksualnego” wynikało, że głównym obowiązkiem nauczycieli tego przedmiotu jest uświadomić dzieci, że homoseksualizm jest orientacją tak samo normalną jak heteroseksualizm. Sprawa jest tym bardziej bulwersująca, że główną grupą interesu, która naciskała na MEN w sprawie wprowadzenia tych podstaw programowych (i podręczników według własnych założeń), były dwie organizacje promujące homoseksualizm. To nie koniec. 22 kwietnia tego roku w Warszawie odbyła się konferencja zatytułowana „Standardy edukacji seksualnej w Europie”, zorganizowana przez MEN, Ministerstwo Zdrowia i fundację sieci klinik aborcyjnych Planned Parenthood. W trakcie konferencji przedstawiono zestaw wskazówek gwarantujących deprawację człowieka od momentu urodzenia. Te wskazówki relacjonował portal Fronda.pl:

„W materiałach konferencyjnych znajduje się kilkunastostronicowa tabela opisująca uzyskanie pożądanych zachowań u dzieci w różnych grupach wiekowych. Pierwsza z nich to wiek… 0-4 lat. Jest również specjalny rozdział zatytułowany: »Dlaczego edukację seksualną należy rozpoczynać przed czwartym rokiem życia?«. Tak więc noworodkom, niemowlętom i dzieciom do 4 roku życia należy wpajać »masturbację we wczesnym dzieciństwie«, nie mówić o mamie i tacie, ale o tym, że są »różne rodzaje związków«, jak również przygotowywać dzieci do dokonywania aborcji, gdy będą starsze, poprzez wyrabianie postawy »moje ciało należy do mnie«. Zachęca się je również do »zabawy w lekarza« oraz mówi się im, że mają płeć nie tylko »biologiczną«, ale również »społeczno-kulturową«. Potem jest już tylko gorzej. 4-6-latki definitywnie nie mogą już mieć poczucia wstydu, bo dla nich »uczucia seksualne (…) powinny być to uczucia pozytywne«, 6-9-latki mają już sobie radzić »z obrazem seksu w mediach«, 9-12-latki mogą określać swoją »orientację płciową« . 12-15 latek ma realizować swoją seksualność nawet jeśli miałoby to oznaczać konflikt »ze sprzecznymi osobistymi (wewnętrznymi) normami i wartościami (…)«, a powyżej 15 roku życia należy wymóc na dziecku zmianę »możliwych negatywnych odczuć, odrazy i nienawiści wobec homoseksualizmu«. Rozdział »Psychoseksualny rozwój dzieci« dodaje ponadto, że »w wieku 16-18 lat mają miejsce stosunki seksualne (…) i w końcu seks oralny i czasami analny«. Taki przepis na życie chce zaserwować naszym dzieciom MEN. Przytoczony przez nich opis praktyk stosowanych wobec dzieci zakłada, że każde dziecko jest od urodzenia opętane seksem. Chcą więc wmówić społeczeństwu, że dzieci mają potrzebę realizowania się seksualnie. Mamy wówczas gotową podkładkę dla legalizacji pedofilii”.

Gdyby te wzorce wprowadzono w życie, miałoby to jeszcze jeden społeczny skutek: system wychowa „pokolenie onanistów”, całkowicie oduczone odpowiedzialności i zaradności, a rozwiązanie wszelkich problemów widzące jedynie w masturbacji.

Homoedukacja od przedszkola

Jak zauważa Gabriele Kuby, autorka książki „Rewolucja genderowa. Nowa ideologia seksualności”, promując wszelkie podobne pomysły, resorty edukacji nie pytają o zdanie rodziców dzieci, które mają być uczone według nowych standardów. „Chrześcijanie zmuszeni są do milczenia w sferze seksu, bo prawo w krajach Europy i USA stanowi się wbrew naszemu postrzeganiu tej sfery. Pomijam antykoncepcję czy aborcję, ale nie wolno nam np. głośno protestować wobec homoseksualizmu, bo w 1973 r. amerykańskie towarzystwo psychiatrów ogłosiło światu, że nie jest to choroba. I zaczęło się. Nagle wszyscy o odmiennej orientacji płciowej poczuli się dyskryminowani przez heteroseksualne pary oraz Kościół i domagają się adopcji dzieci. Seks stał się bożkiem, wypaczono jego sens i piękno” – zauważa Gabriele Kuby. Dziennikarka w swojej książce przywołuje badania przeprowadzone niedawno wśród niemieckiej młodzieży, która z feralnych podręczników uczyła się wzorców seksualnych. „Mamy badania w Niemieckim Instytucie Młodzieżowym (Deutsches Jugendinstitut), które wykazały, że dzieci i młodzież coraz więcej nadużyć seksualnych popełniają na swoich rówieśnikach. Młodzież od 14. do 16. roku życia popełnia przestępstwa seksualne na dzieciach! A wszystko to konsekwencja uczenia młodych – mówiąc w skrócie – seksu na obowiązkowych zajęciach już w przedszkolu”. W tym momencie wspomnieć trzeba, że w Niemczech seksrewolucja poszła jeszcze dalej i obowiązkowa nauka zachowań seksualnych uczona jest od przedszkola. Problem nie w tym, że to zjawisko ma miejsce. Problem w tym, że staje się to obowiązkowe. Niemiecki rodzic nie może wybrać dla swojego dziecka przedszkola (a polski rodzic – szkoły), w której nie będzie obowiązkowej seksedukacji, bo obowiązek jej istnienia wprowadziło państwo, nie pytając o zgodę rodziców dzieci. Największym problemem seksedukacji nie jest jej program, tylko jej przymus.

Antykatolickie ustawy

Edukacja to dziedzina, w której środowiska antykatolickie wykazują największą aktywność. Jednak obszar ich działań nie zawęża się tylko do tej sfery. Po 2007 roku rząd Donalda Tuska wprowadził w życie ustawę o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie (uchwaliła ją większość PO-PSL, a podpisał Bronisław Komorowski). Ten bubel prawny drastycznie rozszerzył uprawnienia pomocy społecznej i stworzył możliwość odbierania dzieci rodzicom w majestacie prawa. Na skutki nie trzeba było długo czekać. W 2011 roku w województwie mazowieckim miał miejsce przypadek, kiedy sąd (na wniosek opieki społecznej) odebrał dziecko matce, która była gorliwą katoliczką i często się modliła (zabierała też dziecko do kościoła). Ta tendencja niestety będzie się zaostrzać, gdy wejdą w życie przepisy dotyczące świeckości państwa (modlitwa i zabieranie dzieci do kościoła tę „świeckość” rzekomo narusza). Sposobem na powolne wykorzenianie katolicyzmu z polskiej tradycji i kultury jest również zlikwidowanie nauki historii w szkołach. Z tej historii można bowiem wysnuć wniosek, że od tysiąca lat polskość i katolicyzm są ze sobą związane nierozerwalnym węzłem.

Ofiarą antykatolickiej wojny prowadzonej przeciwko Polsce i Polakom pada właśnie ojciec dyrektor Tadeusz Rydzyk, którego telewizja (Trwam) nie może uzyskać koncesji do nadawania na multipleksie. Decyzję KRRiT oprotestowało już ponad 2,5 miliona osób, a konsekwentne podtrzymywanie werdyktu KRRiT spowodowało liczne marsze protestacyjne, które ściągnęły do Warszawy tysiące zwolenników ojca Rydzyka. „Tylko człowiek naiwny mógłby sądzić, że decyzja gremium Jana Dworaka zapada bez politycznego zezwolenia Donalda Tuska i jego obozu” – napisał na łamach „Niedzieli” Czesław Ryszka, senator PiS i katolicki publicysta. Środowiska niechętne ojcu Rydzykowi mówią, że Telewizja Trwam nie może uzyskać koncesji, aby nie promować w Polsce nienawiści i agresji. Niżej podpisany, na potrzeby niniejszego tekstu, zadał sobie trud obejrzenia przez kilka godzin z rzędu, przez kilka kolejnych dni Telewizji Trwam. Żadnej nienawiści ani agresji tam nie zauważył (widzę ją natomiast w mediach głównego ścieku popierających PO).

Palikot w natarciu

13 lipca w życie wejdzie ustawa o finansowaniu przez państwo zabiegów in vitro. „NCz!” wielokrotnie alarmował, że to jedna z najbardziej korupcyjnych ustaw, bo spowoduje uszczuplenie budżetu państwa o dziesiątki miliardów złotych, które w drodze „dofinansowania” zasilą konta klinik oferujących in vitro. Zwolennik spiskowej teorii dziejów może tutaj podnieść, że ustawa ta z pewnością nie została uchwalona bez wcześniejszej „gratyfikacji” (czytaj: łapówki) od właścicieli klinik leczenia niepłodności. Ustawę tę zaczęto pisać już w 2010 roku, a ostatecznie w 2012 roku Sejm przegłosował ją głosami koalicji i posłów Ruchu Palikota. Ci ostatni zresztą opracowują jeszcze szereg innych ustaw kłócących się z katolickim światopoglądem. Są to ustawy rozszerzające prawo do aborcji, do eutanazji, ustawa, na podstawie której środki antykoncepcyjne finansowane przez państwo będą powszechnie dostępne. Swoistą nowością jest nowy projekt ustawy o „związkach partnerskich”, która zakłada możliwość adopcji dzieci przez pary homoseksualne.

Rozdział drugi

Walka z katolickimi wartościami w Polsce epoki pookrągłostołowej wchodzi właśnie w swój drugi rozdział. Pierwszy polegał na wyśmiewaniu katolicyzmu i antyklerykalnej propagandzie i zakończył się w 2010 roku. Wówczas rozpoczął się rozdział drugi, czyli rozdział walki czynnej, aktywnej i agresywnej. Cezurą czasową jest walka o krzyż na Krakowskim Przedmieściu (zainteresowanych szczegółami odsyłam do mojej książki „Operacja Smoleńsk”), gdy modlących się ludzi zaatakowały satanistyczne bojówki (przy całkowitej bierności władz Warszawy). Po tych aktach agresji powstała w Polsce i weszła do Sejmu partia, której głównym celem jest dechrystianizacja Polski. Rozpoczęło się uchwalanie antykatolickich aktów prawnych oraz nagonka na Kościół. Efektem tego ostatniego zjawiska jest fala profanacji świętych miejsc i obrazów (kilka tygodni temu pisaliśmy o tym na łamach „NCz!”). Scenariusz wydarzeń pokazuje, że przez ostatnie 24 lata polskie społeczeństwo testowano, chcąc zaobserwować jego reakcję na delikatne akcje antyklerykalne. Teraz antykatolickie lobby przechodzi do bardziej stanowczego natarcia. Jego celem jest ustanowienie antykatolickiego prawa we wszystkich dziedzinach życia. Bez pytania nas o zdanie. Obyśmy umieli pokrzyżować im szyki, zanim będzie za późno.

REKLAMA