Michalkiewicz: O dobrodziejstwach współpracy i pojednania między Polską a Rosją, Niemcami i Ukrainą

REKLAMA

Ach, ileż dobrodziejstw przynosi współpraca i pojednanie między narodami! Zaledwie po miesiącu, jaki upłynął od sławnego rozporządzenia prezydenta Putina, nakazującego rosyjskiej Federalnej Służbie Bezpieczeństwa nawiązanie ścisłej współpracy ze Służbą Kontrwywiadu Wojskowego w Polsce, Prokuratura Wojskowa mogła przedstawić kompletne wyniki badań 250 próbek nadesłanych z Rosji w charakterze szczątków samolotu, który rozbił się 10 stycznia 2010 roku w Smoleńsku. I co się okazało?

Okazało się, to znaczy biegli stwierdzili ponad wszelką wątpliwość, że żadnego trotylu nie ma, nie było i nie będzie, zaś ślady nitrogliceryny pochodzą z nasercowego lekarstwa. Pamiętamy, że zanim jeszcze FSB nawiązała współpracę ze Służbą Kontrwywiadu Wojskowego, a Służba Kontrwywiadu Wojskowego – współpracę z FSB, kiedy zatem światło nie zostało jeszcze wyraźnie oddzielone od ciemności, pan pułkownik Szeląg z Prokuratury Wojskowej nie był pewien, w jaki sposób ma „uspokoić opinię publiczną” – czy mianowicie potwierdzeniem obecności trotylu, czy odwrotnie – stwierdzeniem jego nieobecności. Nie mając pewności, jaki właściwie jest rozkaz, wybrnął z sytuacji w ten sposób, że wprawdzie potwierdził obecność trotylu, ale zarazem zauważył, iż ta obecność wcale nie oznacza, że trotyl tam był.

REKLAMA

I dopiero ścisła współpraca między FSB i SKW pozwoliła nie tylko biegłym, ale i wojskowym prokuratorom nabrać pewności siebie, dzięki czemu i opinia publiczna otrzymała wyraźną wskazówkę, czego się trzymać. Z wyraźną ulgą powitał ten komunikat premier Tusk, nie tylko ogłaszając zakończenie „afery trotylowej”, ale wyrażając nadzieję, że ci wszyscy, którzy dopuścili się „ciężkiej obrazy”, pospieszą z przeprosinami. Najwyraźniej dzięki wspomnianej współpracy również i on nabrał otuchy, że jeśli nawet będzie musiał wkrótce beknąć za to czy za tamto, to przynajmniej nie z powodu smoleńskiej katastrofy.

Wygląda na to, że prezydent Putin nie potrzebuje wysadzać w powietrze III Rzeczypospolitej ani nawet premiera Tuska, że metody łagodne w postaci ścisłej współpracy FSB i SKW w zupełności wystarczają, żeby wszystko chodziło jak w zegarku.

Oczywiście zarówno FSB, jak i SKW mają swoje metody perswazyjne, dzięki którym zarówno niezależna prokuratura, jak i biegli w mgnieniu oka zrozumieli, z jakiego klucza wypada im śpiewać – ale to właśnie dobrze, bo w ten sposób sytuacja w naszym nieszczęśliwym kraju staje się z tygodnia na tydzień coraz bardziej przewidywalna.

Wskazuje na to również wyraźne zaostrzenie na odcinku świętej wojny z „faszyzmem”. Białostocki prokurator Dawid Roszkowski – oczywiście cywil, bo prokurator wojskowy, a nawet niekoniecznie wojskowy, bo wystarczyłoby, że konfident, znałby mores – który zauważył, że swastyka w wielu kulturach oznacza symbol szczęścia, został pryncypialnie napiętnowany nie tylko przez zawiedzionego donosiciela, ale przede wszystkim przez posła Roberta Tyszkiewicza z PO, któremu taka rzecz nie mogła pomieścić się w głowie i który przy okazji postawił niezależne prokuratury do pionu, a białostocki prokurator okręgowy, pan Marek, zapowiedział przeciwko panu Roszkowskiemu dyscyplinarkę. Jak widzimy, kiedy FSB współpracuje z SKW, a SKW – z FSB, to nawet prosty poseł nabiera tytanicznej mocy, której lękają się nawet znani z niezależności prokuratorzy. Już teraz żadnemu z nich nie przyjdzie do głowy dopatrywanie się w swastyce symbolu szczęścia czy ognia, bo represja z tego tytułu nie będzie już odbywała się na zasadzie winy, tylko na zasadzie skojarzenia.

Z czym się swastyka czy tam co innego skojarzy panu posłu Tyszkiewiczu Robertu, tak orzekną niezawisłe sądy. I słusznie – bo jak wojować, to wojować. Za czasów Józefa Stalina z „faszystami” nikt się nie ceregielił i było dobrze. Zresztą – co tam mówić o „faszystach”, kiedy nikt nie ceregielił się nawet z „bikiniarzami” czy „bumelantami”, których trzeba było „piętnować”, a nawet „izolować”? Ciekawe, że wtedy do „piętnowania” i „izolowania” zarówno „bikiniarzy”, jak i „bumelantów” – że o „zaplutych karłach reakcji” nie wspomnę – nawoływali przedstawiciele poprzedniej generacji obecnego środowiska „Gazety Wyborczej”, reprezentowanej aktualnie przez pana prof. Zygmunta Baumana.

Prof. Zygmunt Bauman na swastykę ma pewnie alergię i na jej widok dostaje wysypki, ale z pewnością nie ma jej w stosunku do marksistowskich emblematów w postaci sierpa i młota, jako że marksizmem oduraczył co najmniej ze dwa pokolenia, podobnie jak teraz duraczy kolejne „postmodernizmem”. Kiedy jednak we Wrocławiu okazało się, że marksistowskie inklinacje prof. Baumana źle kojarzą się młodym ludziom z NOP do akcji wkroczyli golędziniacy, dzięki czemu pan prof. Bauman mógł odnaleźć się w znajomej atmosferze z okresu dobrego, stalinowskiego fartu.

Wygląda na to, że skojarzenia skojarzeniom nierówne, więc jeśli tylko współpraca FSB ze Służbą Kontrwywiadu Wojskowego potrwa jeszcze trochę, to tylko patrzeć, jak i niezawisłe sądy otrzymają po linii służbowej rozkazy, które skojarzenia uwzględniać, a których nie.

To się zresztą może zmieniać, w zależności od mądrości etapu, które z kolei będą wynikały z niemieckiej polityki historycznej. Na etapie obecnym mamy już rehabilitację niemieckiego pokolenia okresu II wojny światowej – ale jeszcze bez złych „nazistów”, co to „okupowali” Niemcy jako pierwszy kraj na świecie – jednak jeśli tylko uzbroimy się w cierpliwość, to kto wie – może i na „nazistów” trzeba będzie spojrzeć po nowemu, to znaczy po staremu?

Tymczasem „nacjonalizm” został właśnie potępiony przez JE abp. Józefa Michalika przy okazji podpisania polsko-ukraińskiej deklaracji o pojednaniu, zredagowanej tak, żeby tylko nikogo nie urazić. W rezultacie nie bardzo wiadomo, co się na tym całym Wołyniu właściwie stało, dlaczego i z jakim skutkiem – ale to przecież nieistotne, bo najważniejsze jest „braterskie zbliżenie”, które – cokolwiek miałoby to znaczyć – nie może dokonać się bez „pojednania”. Warto tedy przypomnieć, że przy okazji ubiegłorocznej wizyty metropolity Cyryla podobnie pojednaliśmy się z Rosjanami – a w tej sytuacji ścisła współpraca FSB ze Służbą Kontrwywiadu Wojskowego zyskuje coś w rodzaju sankcji nadprzyrodzonej.

Czegóż chcieć więcej? Skoro tedy „nacjonalizm” został jednostronnie potępiony, to może a cotrario na obecnym etapie zalecany jest internacjonalizm? Czy jednak aby na pewno?

Oto Jego Świątobliwość Franciszek podczas niedawnej konferencji z rabinami stwierdził, że „chrześcijanin” nie może być „antysemitą”. Jak tak dalej pójdzie, to bycie chrześcijaninem może okazać się niepodobieństwem z tego prostego powodu, że o tym, kto jest antysemitą, a kto nie, decydują różne gremia żydowskie, zorganizowane według zasady nacjonalistycznej i kierujące interesem narodowym. Wynika z tego, po pierwsze – że Żydzi wiedzą, co dobre; po drugie – że nacjonalizm, jeśli nawet jest potępiony, to przecież nie bez wyjątków; a po trzecie – że o tym, kto jest chrześcijaninem, a kto nie, będą decydować Żydzi. Czyżby na tym właśnie miało polegać słynne „judeochrześcijaństwo”, o którym tyle ostatnio słyszymy?

REKLAMA