Szymowski: Kamizelki dla pieszych czyli bubel prawny z korupcją w tle

REKLAMA

Głosami SLD i Platformy Obywatelskiej Sejm uchwalił przepis zobowiązujący pieszych do noszenia po zmroku kamizelek odblaskowych w terenie niezabudowanym. Ma to poprawić bezpieczeństwo na drogach i obniżyć liczbę wypadków. To kolejny bubel prawny z korupcją w tle. I kolejny sposób na wyciągniecie pieniędzy od podatników.

5 złotych netto – tyle kosztuje kamizelka odblaskowa z dwoma pasami fluorescencyjnymi. Jeśli doliczymy do tego VAT, cena wzrasta do 6,15 zł za sztukę. Państwo zarabia więc na każdej sprzedanej kamizelce 1,15 zł. W myśl nowych przepisów uchwalonych przez Sejm, każdy pieszy, który po zmroku spaceruje poza terenem zabudowanym, musi mieć na sobie taką właśnie kamizelkę. Ten sam przepis odnosi się do rowerzystów. Tym samym każdy uczestnik ruchu drogowego zostaje zmuszony do zakupu kamizelki. Można przyjąć, że co najmniej połowa Polaków raz na jakiś czas ma okazję spacerować poza terenem zabudowanym (osoby mieszkające w wielkich miastach też czasem wyjeżdżają), co daje co najmniej 20 milionów klientów zmuszonych do zakupu kamizelki.

REKLAMA

Kamizelka może służyć przez rok, potem przestanie być przydatna (zniszczą ją deszcze i brud), trzeba więc będzie kupić następną. Dla producentów kamizelek jest to perspektywa zysku 100 milionów złotych rocznie, dla państwa ponad 20 milionów zysku z samego VAT. I to jeśli uwzględnimy ceny dzisiejsze. Kamizelki mogą wkrótce stać się droższe, bo – jak wykazały doświadczenia z wprowadzeniem np. obowiązkowych apteczek samochodowych – gdy tylko prawo nakazuje posiadanie konkretnego przedmiotu, jego cena natychmiast idzie w górę.

Producenci zarobią więcej na kamizelkach, zasilając większą kwotą budżet państwa z tytułu VAT. Dodatkowo budżet zasilą wpływy z grzywien i mandatów nakładanych przez policję na pieszych, którzy nie dostosują się do nowego prawa. Czyżby Jacek Rostowski szukał na siłę sposobu, aby zapełnić lukę w budżecie, której nie był w stanie zapełnić wpływami z fotoradarów?

Pod pozorem bezpieczeństwa

Ze statystyk Komendy Głównej Policji wynika, że w 2012 roku w całej Polsce doszło do 10,3 tysiąca wypadków samochodowych z udziałem pieszych. Zginęło w nich 1167 osób. To duża część wszystkich wypadków drogowych. W 2012 roku doszło poza tere-nem zabudowanym do 447 wypadków wynikających z tego, że kierowca nie zauważył pieszego. Zginęło w nich 59 osób. Jak twierdzą policyjni eksperci, kierowca jadący z prędkością 90 km/h (taka szybkość dozwolona jest na polskich drogach poza terenem zabudowanym), widzi pieszego z odległości 20-30 metrów. Jadąc 90 km/h, kierowca pokonuje w ciągu sekundy 25 metrów. Wówczas widzi pieszego sekundę przed tym, jak znajdzie się przy nim. Ten sam kierowca zobaczy tego samego pieszego z odległości nawet 150 metrów, jeśli jest on ubrany w kamizelkę. Te wyliczenia nie do końca odpowiadają prawdzie. Odległość zauważenia pieszego zależy przede wszystkim od zdolności każdego kierowcy, od warunków pogodowych, ubrania idącego i geometrii drogi. Z innej odległości zauważy się pieszego w gwiaździstą noc na prostym odcinku drogi, z innej odległości w deszczu, przy lesie (tym bardziej jeśli pieszy idzie ubrany w czarny płaszcz). Według policyjnych specjalistów, nowe prawo umożliwi uniknięcie setek wypadków i zapobiegnie potrąceniom wielu pieszych.

Złe prawo

Nowe przepisy nie rozwiązują głównego problemu, jakim jest brak dyscypliny pieszych i nieformalna zasada domniemania winy kierowcy. W ostatnich latach powszechną praktyką stało się skazywanie kierowców za spowodowanie wypadku, nawet jeśli faktyczną winę ponosili piesi. Przypadki, kiedy akty oskarżenia obejmowały pieszych, były bardzo rzadkie. Teoretycznie prawo nakazuje, aby pieszy szedł lewą stroną jezdni. Wówczas możliwie wcześnie zobaczy samochód jadący w stronę przeciwną. Problem w tym, że na polskich drogach nie każdy tego zapisu przestrzega. Piesi chodzący prawą stroną jezdni są normą. Podobne zarzuty można postawić rowerzystom, którzy często jeżdżą bez wymaganego oświetlenia i niewłaściwym pasem ruchu.

Wadliwe drogi

Statystyki policyjne są również o tyle niezgodne z rzeczywistością, że nie uwzględniają stanu dróg jako możliwej przyczyny wypadków. A nie ma wątpliwości, że fatalna infrastruktura drogowa ma wpływ na ich liczbę. Po pierwsze: liczne dziury i koleiny wydłużają drogę hamowania i sprawiają, że kierowcy często tracą kontrolę nad pojazdami. Siłą rzeczy zwiększa to niebezpieczeństwo dla pieszych. Po drugie: przy dużej części polskich dróg brakuje poboczy, po których mogliby chodzić piesi. Brak jest również wyraźnych oznaczeń, np. elementów odblaskowych na jezdni, odnawianych linii rozdzielających pasy i pobocza. Oświetlenia przejść dla pieszych funkcjonują dobrze tylko na głównych drogach krajowych, na pozostałych nie zawsze działają. Główną przyczyną wypadków – także tych z udziałem pieszych – jest brak dobrych dróg. Paradoksalnie na głównej drodze tranzytowej ze wschodu na zachód Polski liczba wypadków z udziałem pieszych spadła drastycznie po oddaniu do użytku autostrady. Na autostradzie ruch pieszych jest zakazany, więc problem nie istnieje. I na autostradzie A2 między Warszawą a Poznaniem w 2012 roku nie zginął ani jeden pieszy. Tymczasem na dwupasmówkach (np. Warszawa – Piotrków Trybunalski) potrącenia pieszych są normą. I to pomimo łańcucha fotoradarów ustawionych na poboczu.

Tymczasem pieniądze na radary wystarczyło wydać np. na kładki dla pieszych nad jezdnią, wystarczyło również lepiej oznaczyć pobocza i linie oddzielające pasy oraz zmienić dwupasmówki w autostrady. Wówczas spadłaby liczba zabitych pieszych. Ale równolegle nie byłoby wpływów z fotoradarów.

W Polsce budową dróg zajmuje się ponad 17 tysięcy urzędników. A mimo to nasze drogi są jednymi z najgorszych w Europie (wyprzedzamy tylko Mołdawię i Albanię). Ta armia ludzi poszukuje dla siebie zajęcia, więc wymyśla dziesiątki bezsensownych przepisów. Takich właśnie jak obowiązek noszenia kamizelek.

Kamizelki odblaskowe nie są złe. Zły jest przymus ich stosowania. Pieszy jest odpowiedzialny za swoje życie i to od jego decyzji powinno zależeć, czy chce je narażać czy nie. Prawo nakazuje pieszemu, aby poruszając się poboczem drogi, był widoczny dla innych użytkowników ruchu. Jednak to od woli samego pieszego powinno zależeć, w jaki sposób ten obowiązek wykonać. Ze wszelkimi konsekwencjami. Nakaz noszenia kamizelek to kolejne pogwałcenie wolności w imię bezpieczeństwa. A jak słusznie zauważył Benjamin Franklin: „Kto w imię bezpieczeństwa ogranicza wolność, nie zasługuje ani na jedno, ani na drugie”.

REKLAMA