Wielomski: Lewica a spór wokół uboju rytualnego

REKLAMA

Polska żyje kwestią uboju rytualnego. Właściwie to nie tylko Polska żyje sprawą tego uboju w Polsce, ale cały świat, włącznie z MSZ Izraela. Nie pałam wielką sympatią do zabijania zwierząt w taki sposób, jak czynią to żydzi i muzułmanie, ale – jak zwrócono uwagę – skoro sam Jahwe nakazał niegdyś tak zabijać zwierzęta, to co człowiek może zrobić? Być mądrzejszym od Boga Izraela?

Zwolennicy uboju rytualnego podkreślają dwie kwestie. Muzułmanie i żydzi traktują go w kategoriach religijnych. Zakaz będzie ich zmuszał do importu mięsa z zagranicy, co znacząco podniesie jego cenę, a więc obniży spożycie. PSL i przedstawiciele lobby biznesowego zwracają uwagę na koniec naszego eksportu mięsa do krajów islamskich i do Izraela, wskazując na straty finansowe, utratę miejsc pracy etc. Argument to racjonalny, gdyż zakaz takiego uboju nie spowoduje, że żydzi i muzułmanie nagle przestaną jeść mięso, lecz tyle tylko, że będą je kupować w innych krajach. Krowy i tak będą mordowane rytualnie, tylko za granicą. Liczba ta ani nie wzrośnie, ani nie spadnie z tego powodu. Tyle że nie polskie firmy na tym zarobią. Sprawa stała się ciekawa także ze względów natury ideologicznej. Niektóre środowiska żydowskie uderzyły w bębny antysemityzmu, widząc w zakazie uboju rytualnego zawoalowany cios wymierzony w żydów jako takich.

REKLAMA

I oto rozpoczęła się komedia: prawie wszyscy „obrońcy praw zwierząt” to liberalna lewica lub wręcz lewica skrajna. Owi „obrońcy praw zwierząt” często znani są ze swojego zaangażowania w walkę z „nacjonalizmem”, „ksenofobią”, „rasizmem” i „antysemityzmem” w szczególności. Teraz zaś postępowa i internacjonalistyczna lewica została wprost oskarżona o antysemityzm.

Po stronie żydowskiej stanęły środowiska bardziej narodowe ekonomicznie, dla których hasłem naczelnym jest troska o polski eksport – a także konserwatywne, dostrzegające w zakazie uboju rytualnego bezczelną ingerencję nowożytnego państwa w tradycyjne obyczaje i zachowania religijne (ten ostatni pogląd osobiście podzielam). Nasza lewica – zwalczająca zarówno ksenofobię, jak i ubój rytualny – ma charakter postępowy i uniwersalistyczny (kosmopolityczny).

Ludzie ci mają przed sobą pewną abstrakcyjną wizję człowieczeństwa, której nie rozumiem. Marzy im się bowiem stworzenie „człowieka w ogóle”, czyli zuniformizowanego stworzenia mającego na całym świecie identyczne prawa i obowiązki, wynikłe z rozmaitych prawo-człowieczych deklaracji. Istota ta ma mieć identyczne (= postępowe) poglądy w kwestii zabijania dzieci poczętych, praw kobiet, tolerancji dla homosiów, praw zwierząt etc. Ten wyidealizowany „człowiek w ogóle” ze swojej tradycji ma prawo zachować jedynie folklor w postaci tradycyjnego stroju zakładanego na tradycyjne święta. Nie ma prawa ze swojej tradycji niczego wnosić do praktycznego codziennego życia, gdyż groziłoby to nawrotem do „ksenofobii” i „nietolerancji”.

Nie muszę dodawać, że niezwykle istotnym aspektem tego projektu wyhodowania „człowieka w ogóle” jest usunięcie jakichkolwiek śladów antypatii wobec żydów (jako wyznania, stąd z małej litery), jak i Żydów (narodowości, czyli z dużej litery). Problem polega na tym, że projekt takiego lewicowego „człowieka w ogóle” ma charakter nie tylko radykalnie antychrześcijański, ale także antyjudaistyczny.

Wszystkie podnoszone przez lewicę zarzuty wobec chrześcijaństwa – o „zabobon”, „nietolerancję” etc. – można podnieść także wobec judaizmu, a szerzej: wobec wszystkich religii objawionych i zapewne większości naturalistycznych. Dzieje się tak dlatego, że każda religia twierdzi, że jest jedyną prawdziwą, opisującą zarówno istotę Boga, jak i Jego przekaz skierowany do ludzi. Więcej, trudno nie zauważyć, że gdyby istniała religia wolna od tego przekazu, to jej istotą byłoby zawiadomienie wiernych, że nie koniecznie jest prawdziwa, a więc – równie niekoniecznie – należy w nią wierzyć.

Judaizm zawsze był na celowniku lewicy jako religia wybitnie nietolerancyjna. Już Wolter nie mógł zrozumieć jego szczególnego partykularyzmu w postaci idei jednego jedynego „narodu wybranego”, do którego nie można się zapisać, setek niezrozumiałych przepisów rytualnych – spośród których kwestia uboju bynajmniej nie budziła największych kontrowersji – dziwnych strojów, własnego języka, alfabetu, zakazu mieszanych małżeństw. W tej perspektywie lewicowcy łatwo dochodzili do wniosku, że ortodoksyjni żydzi nie chcą być „ludźmi” (w znaczeniu: jak wszyscy dookoła). Lewicowy ideał zawsze opierał się na idei uniformizacji, ujednolicenia i standaryzacji ludzkości.

Jeśli za „wsteczność” i niechęć do poddania się tej wizji krytykowano chrześcijan, to tym bardziej krytyka ta musiała spaść na żydów, których odmienność od ludzi „postępowych” była tym większa i zaczynała się od stroju czy zakazu podróży w szabas. Jeśli w lewicowych propagandówkach poświęcano żydom mniej miejsca niż chrześcijanom, to dlatego, że próbowano z nich robić „ofiary” zabobonu chrześcijańskiego, a także dlatego, że było ich mniej, żyli we własnych gettach, a więc nie stanowili elementu tak bardzo opornego wobec „postępu”, ponieważ byli na uboczu społeczeństwa.

Przeciętny lewicowiec odżegnuje się od antysemityzmu czy judeofobii. I zapewne szczerze wierzy, że jest „przyjacielem Żydów”. Tak, ale tylko tych wyemancypowanych, nowoczesnych, którzy odrzucili tradycyjne wierzenia i obyczaje. Ci wyemancypowani Żydzi (pisani z dużej litery) często stali na czele ruchów rewolucyjnych i modernizacyjnych, zwalczając wszystko to, co tradycyjne, z gorliwością neofitów.

Zostali jednak jeszcze żydzi jako wyznanie, ci tradycyjni, których tożsamość ma nadal charakter religijny, a nie nacjonalistyczny czy prawo-człowieczy. Werbalnie lewica ich szanuje, podkreśla ich prawo do zachowania religijnej odrębności i obyczaju. W praktyce nie ma dla ich tradycji najmniejszego szacunku, ponieważ chce z nich zrobić „ludzi”, czyli prawo-człowiecze istoty o pełnej standaryzacji. Debata o uboju rytualnym znakomicie to pokazała.

REKLAMA