Rosja dobija mały i średni biznes. Tusku! Nie idź tą drogą!

REKLAMA

Choć przeobrażenia gospodarcze w Rosji trwają już 25 lat, bo zaczęły się przecież jeszcze za czasów Gorbaczowa, to mały i średni biznes jest tu w powijakach. Na tysiąc Rosjan przypada sześć małych przedsiębiorstw, podczas gdy w krajach Unii Europejskiej wskaźnik ten jest pięciokrotnie wyższy! Wkład małego i średniego biznesu w rosyjski PKB jest niewielki i wynosi 23,6 procent. Za normalne uznaje się zaś gospodarki, w których udział małych przedsiębiorstw w PKB sięga 60 procent! Osiągnięcie przez Rosję takiego wskaźnika na razie wydaje się utopią, choć statystycznie rzecz biorąc, rozwój małego biznesu tym kraju jest imponujący.

W 1995 roku liczba małych i średnich przedsiębiorstw w Rosji wynosiła 900 tysięcy, zaś w 2012 roku sięgnęła już 6 milionów! Teoretycznie więc rzecz biorąc, rozwój małego i średniego biznesu w Rosji jest dynamiczny. Należące do niego przedsiębiorstwa są jednak niewielkie, dają jak dotąd pracę 16,8 mln obywateli, czyli 25 procentom osób zatrudnionych w rosyjskiej gospodarce. Średnio w każdym przedsiębiorstwie należącym do małego i średniego biznesu pracują trzy osoby. De facto 4,1 mln firm zatrudnia tylko po jednej osobie, czyli praktycznie rzecz biorąc, właściciela przedsiębiorstwa.

REKLAMA

Małe firmy mają przede wszystkim charakter handlowy, a nie produkcyjny. Są rachityczne, choć niewątpliwie ich właściciele należą do najbardziej zaradnej i przedsiębiorczej grupy mieszkańców Rosji. Karmią oni sami siebie, nie czekając na państwowy socjal. Władze powinny grupę tę pielęgnować, by się rozrastała, przyczyniając się do zmian gospodarczych i mentalnościowych w Rosji. Tak niestety nie jest.

W ciągu ostatniego półrocza zamknęło swoje interesy 650 tys. małych przedsiębiorców i właścicieli gospodarstw farmerskich. Miesiącem przełomowym, w którym mały biznes zaczął się w Rosji kurczyć, był grudzień ub. roku. Swoje firmy zamknęło wówczas 120 tys. przedstawicieli małego i średniego biznesu. W styczniu br. trend ten nasilił się jeszcze bardziej. Mali i średni biznesmeni zlikwidowali 140 tys. różnej wielkości zakładników. W następnych miesiącach kolejne tysiące małych przedsiębiorstw znikało z oficjalnego pejzażu gospodarczego Rosji.

Przyczyna tego procesu wydaje się oczywista. Mówią o niej zarówno sami biznesmeni, jak i reprezentujące ich organizacje. Władze podwyższyły dla nich dwukrotnie wpłaty na ubezpieczenia społeczne – do kwoty 35 tys. rubli rocznie. Z tej kwoty 32,5 tys. rubli przedsiębiorca musi wpłacać na fundusz emerytalny, a 3185 rubli na ubezpieczenie medyczne.

Budżet stracił

Z wyliczeń analityków „Diełowoj Rossii” wynika, że w wyniku zamknięcia tysięcy małych firm rosyjski budżet już stracił 5,1 mld rubli! Nie wpłynęły do niego podatki. Zdaniem fachowców, firmy te nie przestały istnieć, tylko najzwyczajniej przeszły do szarej strefy.

Potwierdza to także Ministerstwo Rozwoju Gospodarczego Rosji, informując, że mimo likwidacji kilkuset tysięcy firm należących do małego i średniego biznesu, liczba bezrobotnych w kraju nie wzrosła. Działając na niekorzyść drobnych przedsiębiorstw, Kreml nie tylko konserwuje nawyki będące w rosyjskim społeczeństwie dziedzictwem komunizmu, ale umacnia w nim patologie wynikające z nowych czasów.

Sytuacja ta jest jak najbardziej na rękę wielkim kombinatom należącym do rosyjskich miliarderów, a także państwowym korporacjom. Doskonale zdają sobie sprawę z faktu, że rząd nie odważy się zanadto ich gnębić, bo może spowodować to falę bezrobocia, której nie zamortyzuje prywatna inicjatywa.

Z zapowiedzi rosyjskich władz można wnosić, iż zupełnie nie zdają sobie sprawy z tego, że ich polityka jest zabójcza dla małego i średniego biznesu. Od 2014 roku planują jeszcze bardziej zwiększyć obciążenia małego i średniego biznesu. Ich działania pozostają w sprzeczności z planami Ministerstwa Rozwoju Gospodarczego. To ostatnie przewiduje, że do 2030 roku liczba indywidualnych i średnich przedsiębiorstw wzrośnie 1,3 raza. Będzie ich wtedy ok. 7,7 miliona.

Z działań premiera Dymitra Miedwiediewa można wnosić, że chce on osiągnąć swój cel poprzez wdrożenie w życie „mapy drogowej” dla małego i średniego biznesu. Jej wprowadzenie ma sprawić, że zacznie się on rozwijać, a ludzie nim się zajmujący staną się zamożni, zaś ich działalność przekształci się z handlowej w produkcyjną. Ma się tak stać dzięki wielkim państwowym korporacjom, na które zostanie nałożony obowiązek dokonywania jednej czwartej zakupów w firmach zaliczających się do małego i średniego biznesu.

Bez entuzjazmu

Państwowe korporacje odniosły się do wizji tej bez entuzjazmu. Nakaz zakupów w małych i średnich firmach nie ma bowiem wiele wspólnego z wolnym rynkiem. Rosyjskie korporacje państwowe w znacznej mierze należą też do sektora zbrojeniowego, a dla niego mały i średni biznes ma jak dotąd mało do zaoferowania – głównie żywność dla robotniczych stołówek. Premierowi Miedwiediewowi może się marzyć, by rosyjski mały i średni biznes osiągnął taki poziom jak w Szwecji, gdzie niewielkie zakładziki produkują części dla takich koncernów jak Volvo czy Saab, ale w Rosji droga do tego jest bardzo daleka. By mógł się on rozwinąć, musi mieć dostęp kredytów inwestycyjnych i nowoczesnych innowacyjnych technologii. Musi być konkurencyjny na rynku i móc pozyskiwać najlepszych fachowców.

Powstania takiego sektora nie życzą sobie zaś wielkie państwowe korporacje – i to z wielu względów. Przede wszystkim dlatego, że spowodowałoby to odpływ od nich specjalistów, których już teraz odczuwają ogromny deficyt. Brakuje ich w przemyśle lotniczym rakietowym, elektronicznym, stoczniowym itd. By utrzymać kadrę, państwowe korporacje musiałyby znacząco podnieść zarobki, na co najzwyczajniej ich nie stać!

Mały i średni biznes w Rosji będzie dalej dryfował i jeszcze długo nie osiągnie znaczenia i rozmiarów, jakie ma na Zachodzie. Dominować zaś będzie socjalizm reprezentowany przez państwowe korporacje.

REKLAMA