Salwowski: Ubój rytualny nie powinien być zakazany!

REKLAMA

Polski Sejm przegłosował niedawno całkowity zakaz jednej z metod uśmiercania zwierząt, zwanej ubojem rytualnym. Przypomnijmy, że owa czynność należy do religijnych praktyk żydów i muzułmanów, a polega na poderżnięciu gardła zwierzęcia za pomocą specjalnego ostrego noża, tak by przed jego padnięciem uszła z niego całkowicie krew. Jest to związane z zakazem spożywania krwi zwierząt, który – jak wierzą wyznawcy judaizmu i islamu – wciąż jest Bożym nakazem skierowanym do ludzkości. Dodajmy, iż zwolennicy „uboju rytualnego” (zwanego przez żydów szechidą) odrzucają posuwaną im czasami możliwość ogłuszenia przy tym zwierzęcia, gdyż wówczas takie zwierzę zostałoby uznane za chore, a przez to posiadające wady, które dyskwalifikują jego „koszerność”.

Większość czytelników zapewne zna te z zarzutów, które na płaszczyźnie „powierzchowno-sloganowej” padają z jednej i drugiej strony sporu (a więc np. twierdzenie o sprzyjaniu okrucieństwu wobec zwierząt wysuwane względem zwolenników uboju rytualnego oraz oskarżenie o ukryty antysemityzm kierowane wobec jego przeciwników). W tym tekście pochylmy się jednak głębiej nad argumentami przemawiającymi za tym, by owej metody uśmiercania zwierząt prawnie nie zabraniać ani nawet moralnie nie potępiać.

REKLAMA

A zatem „ubój rytualny” nie powinien być zakazany, gdyż:

I. Jest bardzo wątpliwe klasyfikowanie owej czynności jako przejawu „szczególnego okrucieństwa” względem zwierząt.

Unikanie zadawanie zwierzętom niepotrzebnych cierpień jest dobrą zasadą. Jest to norma moralna, którą sugeruje nam Pismo Święte (Przysł. 12, 10; Powt. Prawa 22, 6-7; 25, 4), naucza o niej Magisterium Kościoła, a także w bardzo łatwy sposób jest ona rozpoznawana przez nasz rozum i serce. Reguła, o której mowa, właściwie i rozsądnie pojmowana, zakłada, iż godne moralnego potępienia jest zadawanie cierpień zwierzętom, jeśli nie stoi za tym odpowiednio ważny, proporcjonalny do ich skali, służący dobru ludzi cel. A więc o ile np. wiwisekcja dokonywana po to, by testować za jej pośrednictwem leki, jest moralnie w porządku, o tyle ta sama praktyka czyniona w celu wypróbowywania szminek, pudrów do twarzy bądź tuszów do rzęs stanowi już praktykę zdecydowanie niemoralną. O ile da się całkiem spokojnie wybronić zabijanie zwierząt po to, by uzyskane z nich skóry przerabiać na buty, paski do spodni bądź płaszcze, to już praktykowane niegdyś zabijanie setek milionów ptaków (często przez wcześniejsze wydarcie żywcem piór, by zachowały one swą naturalną żywość i połysk kolorów) w celu przystrajania nimi damskich kapeluszy wzbudza uzasadnione kontrowersje. Podobnie trudno byłoby moralnie uzasadnić stosowane przez koreańskich kucharzy specjalne bicie psów przed ich zabiciem po to, by ich mięso w ten sposób stało się bardziej kruche i smaczne.

Przykładów, w których bez trudu dostrzeże się dręczenie zwierząt z błahych powodów, można by podawać – tak historycznie, jak i aktualnie – wiele. Począwszy od dawnych walk gladiatorów ze zwierzętami, a skończywszy na niestety wciąż istniejącej w krajach iberyjskich korridzie. Albo cóż powiedzieć o praktykowanej w XIV wieku w Anglii rozrywce polegającej na powolnym paleniu kotów czy dziecięcych zabawach typu nabijanie żywych motyli na szpilki albo urywanie żabom nóżek, by potem wrzucić je ponownie do stawu (gdzie umierają w cierpieniach przez kilka dni)? Czy wreszcie duża część polowań, w których pierwszym celem jest rozrywka, a nie zdobycie pożywienia, może umknąć negatywnie moralnej cenzurze, o której mowa?

Nieuprzedzony, bezstronny i dobrze poinformowany czytelnik od razu dostrzeże wielką różnicę pomiędzy wymienionymi wyżej sposobami zabijania zwierząt a tzw. ubojem rytualnym. Prawidłowo przeprowadzona szechida powoduje bowiem całkowitą utratę świadomości u zwierzęcia w czasie od poniżej dwóch do najwyżej 15 sekund (w przypadku owiec i niewiele dłużej, jeśli chodzi o krowy). Są to ustalenia udowodnione naukowo (np. badania prof. H. H. Dukesa z Cornell University, USA; artykuł dr Stuarta Rosena, kardiologa w Hammersmith Hospital w Londynie, „Physiological Insights Into Shechita”, zamieszczony w „The Veterinary Record” z 12 czerwca 2004 r.).
Nie ma zatem nawet co porównywać powolnego zadawania ran bykowi na hiszpańskiej korridzie (dodajmy, iż poprzedzonego wcześniejszym kilkudniowym jego dręczeniem), by dostarczyć w ten sposób rozrywki widowni, z szybkim i sprawnym poderżnięciem mu gardła, wskutek czego po około kilkunastu sekundach zwierzę to traci całkowicie świadomość (a co za tym idzie, zdolność do odczuwania fizycznego i psychicznego bólu). Tak naprawdę gdyby w ostatnich dziesięcioleciach nie zostały rozpowszechnione pewne formy ogłuszania zwierząt przed ich zabiciem, to obiektywnie rzecz biorąc tzw. ubój rytualny należałoby uznać za najszybszy i najbardziej minimalizujący cierpienia sposób zabijania.

Głównym argumentem na rzecz domniemanego „szczególnego okrucieństwa” uboju rytualnego jest jednak przywoływanie istnienia właśnie różnych metod ogłuszania, które mają w większym stopniu ograniczać czas odczuwanego przez zwierzę cierpienia związanego z zadawaniem mu śmierci. Choć ów argument jest często bezkrytycznie powtarzany, to wcale nie można przyjąć za pewnik jego bezbłędności i słuszności. Po pierwsze bowiem – w rzeczywistości nie jest możliwe stwierdzenie, czy w wyniku ogłuszenia zwierzę zostało pozbawione przytomności (wówczas rzeczywiście nie odczuwa ono bólu), czy tylko sparaliżowane (wówczas jak najbardziej ono cierpi, ale z powodu swego całkowitego unieruchomienia nie może tego okazać za pomocą fizycznych gestów bądź dźwięków). Przyjmując dość realną ewentualność, iż w wyniku ogłuszenia zwierzę uległo tylko paraliżowi, trzeba by jednak stwierdzić, że cierpi ono wówczas dłużej i intensywniej niż przy uboju rytualnym. Poza tym przy ogłuszaniu (w odróżnieniu od zakazanej niedawno w Polsce metody) istnieje możliwość powrotu zwierzęcia do przytomności. Często dzieje się tak w wypadku ogłuszania zwierząt w komorach gazowych. Wówczas ból uśmiercanych w ten sposób zwierząt jest też dłuższy i intensywniejszy niż w przypadku uboju rytualnego. Wadliwość metody ogłuszania widać w szczególny sposób na przykładzie mechanicznego zabijania drobiu. Otóż w rzeczywistości, ok. 20 procent uśmiercanych w ten sposób ptaków nie ulega ogłuszeniu i umiera w strasznych cierpieniach. Rzecz w tym, iż drób jest przed zabiciem przymocowywany do maszyny za pomocą kajdan łbem do góry – co już wywołuje ból i gwałtowne szamotanie się takiego zwierzęcia. Gwałtowne ruchy owych ptaków sprawiają zaś, iż często unikają one zetknięcia się z naładowaną elektrycznością wodą oraz ostrą powierzchnią tnącą (a mają zostać w ten sposób zabite), w skutek czego fabryczna taśma przekazuje je dalej i są one wraz z zabitymi już zwierzętami żywcem zanurzane we wrzącej wodzie (w celu pozbawienia ich w ten sposób upierzenia).

Poza wątpliwościami nasuwającymi się w związku z założeniem, iż zgon przez ogłuszenie jest mniej bolesny niż przez sprawne poderżnięcie gardła, jest dość prawdopodobne, iż sam Bóg zaakceptował tzw. ubój rytualny. Chociaż prawdą jest, iż nawet w Starym Testamencie nie ma szczegółowych instrukcji dotyczących sposobu zabijania zwierząt, to wydaje się, iż „ubój rytualny” jest logicznym następstwem Bożego nakazu, aby mięso spożywanych zwierząt było pozbawione krwi (Ks. Kapł. 17, 10-14). Praktyka, o której mowa, znana jest zaś wyznawcom judaizmu od około 3 tys. lat. Jednak chociaż zarówno Pan Jezus, jak i jeszcze starotestamentowi prorocy nieraz gromili żydów za ich odstępstwa od Bożych przykazań oraz własne, ludzkie interpretacje fałszujące treść Bożego Objawienia, w żadnym miejscu nie sugerowali, że istniejąca już w ich czasach praktyka „uboju rytualnego” jest okrutna czy niemoralna. Przypomnijmy zaś, iż już objawione przez Boga w Starym Przymierzu zasady moralności uwzględniały troskę o zwierzęta oraz unikanie zadawania im zbytnich cierpień. Czytelnik Biblii obeznany choć trochę z jej kontekstem historycznym i kulturowym dostrzeże bez trudu, iż pełno jest w niej odniesień do konkretnych zwyczajów ludu żydowskiego (zarówno tych dobrych, jak i złych). Dlaczego jednak Pismo Święte milczy w kwestii wykazania rzekomej niemoralności uboju rytualnego, skoro ów był już znany w czasie jego spisywania? Dość prawdopodobnym wyjaśnieniem tego milczenia jest przyjęcie założenia, iż sam Bóg nie widział tu niczego zdrożnego.

II. Ze względu na różne racje i okoliczności wydaje się, iż państwo nie powinno zabraniać omawianej praktyki.

Gdybym był złośliwy i przekorny, to przywołałbym w tym miejscu często akcentowane przy innych dyskusjach rozróżnienie pomiędzy porządkiem prawnym a moralnym. A więc nie wszystko, co jest nawet ewidentnie niemoralne, musi czy choćby powinno być zakazywane i karane na płaszczyźnie stricte prawnej. Liberałowie zwykli formułować to założenie w słowach: „państwo nie jest aniołem stróżem swych obywateli i jego zadaniem nie jest uczenie ich moralności”. Jest czymś dziwnym to, iż owo rozróżnienie, tak często błędnie stosowane w dyskusjach o zakazywaniu rzeczy ewidentnie złych dokonywanych na płaszczyźnie relacji międzyludzkich – np. aborcja, pornografia, cudzołóstwo, pijaństwo czy homoseksualizm – nagle zniknęło z dysputy tyczącej się stosunku ludzi do zwierząt. Niemal nikt bowiem z tych, którzy potępiają ubój rytualny na płaszczyźnie moralnej, nie mówi przy tej okazji: „Tak, uważam to za ewidentnie złe, sam tego nie robię i będę do tego zniechęcał innych, ale rząd nie jest od narzucania ludziom moralności, dlatego ubój rytualny nie powinien być prawnie zakazany”. O dziwo jednak w rzeczonej sprawie niemal każdy przyjmuje założenie, iż (rzekomy) fakt niemoralności owej praktyki powinien pociągać za sobą jej prawną nielegalność.

Osobiście nie jestem liberałem i zgodnie z nauką katolicką uważam, że część (choć nie wszystkie) z ewidentnie złych i niemoralnych zachowań (również tych, które nie naruszają wolności innych ludzi) powinna być prawnie zakazana i karalna. Ba! – rządzący mają prawo i obowiązek zakazywania również tych zachowań, które nie są ewidentnie i same w sobie niemoralne, ale których praktykowanie naruszałoby uznany porządek i spokój społeczny (stąd np. ograniczenia prędkości na drodze, przepisy o tym, gdzie i jak należy wyrzucać śmieci, etc.). Jednak pomysł prawnego zakazywania „uboju rytualnego” wydaje mi się niesłuszny, albowiem:

1. Jak to zostało wskazane wyżej, jest wątpliwe, aby owa praktyka była ewidentnie zła. Jej rzekome „szczególne okrucieństwo” nawet w zestawieniu z ogłuszaniem stoi pod dużym znakiem zapytania (nie mówiąc już o porównaniu uboju rytualnego z wiwisekcją, korridą czy tymi z polowań na zwierzęta, które mają charakter stricte rozrywkowy). Przyklaskując zaś pomysłom prawnej delegalizacji czynów, których zarówno ewidentna niemoralność, jak i związane z nimi zagrożenie dla porządku społecznego są bardzo wątpliwe, wchodzimy na bardzo niebezpieczną ścieżkę. Dobrą zasadą jest to, iż „wątpliwości należy rozstrzygać na korzyść wolności”. Jeśli zatem nie mamy pewności, że coś jest ewidentnie złe, krzywdzące albo wprowadzające nieporządek do życia społecznego, lepiej jest pozostawić to legalnym i bezkarnym.

2. Przy zakazywaniu różnych rzeczy rządzący powinni kierować się też roztropnością. Innymi słowy: trzeba uważnie rozpatrzyć, jakie skutki na różnych płaszczyznach może mieć dane prawo. W przypadku zaś zakazu uboju rytualnego zbiega się tu tyle różnych kontekstów, motywacji i okoliczności, iż jego roztropność również pozostaje pod dużym znakiem zapytania. Czy np. rozsądne jest zakazywanie tak naprawdę jednej z bardziej łagodnych metod zabijania zwierząt (przynajmniej w porównaniu z szeregiem innych istniejących) w sytuacji, gdy wiele ewidentnych przejawów zła, które powinny być prawnie zakazane (np. aborcja ze względów eugenicznych, cudzołóstwo, pornografia, pijaństwo, homoseksualizm, komercyjne walki pięściarskie), jest legalnych? Czy w takiej sytuacji prawne represje względem owego sposobu zabijania zwierząt nie będą wysyłać w stronę społeczeństwa fałszywej sugestii, iż „ubój rytualny” jest czymś znacznie gorszym moralnie niż np. zabicie nienarodzonego dziecka z zespołem Downa albo zdrada małżeńska? Jeszcze inną kwestią jest fakt, iż wcale niemała część przeciwników uboju rytualnego swój pogląd w tej sprawie zasadza na zupełnie fałszywym światopoglądzie zrównującym zwierzęta z ludźmi. Czy w imię dość naciąganej argumentacji o szczególnym okrucieństwie „uboju rytualnego” roztropne jest de facto dodawanie im amunicji w postaci prawnych zakazów owej praktyki? Czy wreszcie rozsądne jest ingerowanie w bardzo delikatną sferę swobód religijnych w imię zakazania tego elementu owych swobód, który nie jest ewidentnie zły (nie chodzi tu wszak o zarówno dawniejsze, jak i obecne praktyki pewnych fałszywych religii w rodzaju składania krwawych ofiar z dzieci, palenia wdów czy rytualnej prostytucji)? Zwłaszcza gdy w dobie obecnej istnieje tendencja, aby ograniczać swobody religijne na rzecz ochrony różnych laickich pseudowartości (np. zakaz „mowy nienawiści” czy dyskryminacji względem homoseksualistów)?
Dodajmy, że wszystkie te pytania niewiele tracą na swym znaczeniu, nawet gdybyśmy przyjęli kontrowersyjną tezę, iż ubój rytualny jest ewidentnie zły. Tak czy inaczej bowiem, okrucieństwo owej praktyki nadal należałoby uznać za znacznie mniej złe niż wiwisekcja, korrida, polowania na zwierzęta o charakterze stricte rozrywkowym, nie mówiąc już o różnych nieprawościach dokonywanych w relacjach międzyludzkich. Rząd nie jest bowiem od prawnego zakazywania wszelkich, choćby najmniejszych przejawów zła moralnego, ale w ten sposób powinien traktować te z niegodziwości, które w sposób wymierny krzywdzą innych ludzi (co ma miejsce choćby w przypadku cudzołóstwa albo pijaństwa).

Podsumowując: pogląd, iż ubój rytualny jest formą szczególnie okrutnego zabijania zwierząt, nasuwa wiele wątpliwości i kontrowersji. I dlatego też nie należy takiego uboju prawnie zakazywać.

REKLAMA