Berkowicz (KNP): Na prawo ode mnie była tylko ściana

REKLAMA

Przedstawiamy Konrada Berkowicza, człowieka, który przy pomocy celnych pytań rozkłada polskich soc-polityków na czynniki pierwsze w telewizyjnym programie „Młodzież kontra”. Prawica niewątpliwie potrzebuje nowych osób, które właśnie dzięki udanym występom w takich audycjach mogą się wspiąć na polityczny firmament. Co ważne, nie tracąc przy tym nic ze swojej ideowości.

Z Konradem Berkowiczem, przedstawicielem Kongresu Nowej Prawicy z Krakowa, autorem zaskakujących polityków pytań w programie „Młodzież kontra”, rozmawia Rafał Pazio. (fragment wywiadu z bieżącego wydania naszego tygodnika NCZ! 35-36 2013)

REKLAMA

Jak Pan się przygotowuje do występów w „Młodzież kontra”?

Nie zawsze mam szansę się przygotować. To program na żywo. Bywa tak, że z ramienia Kongresu Nowej Prawicy planowo pyta ktoś inny, jednak gdy słucham, co wygaduje zaproszony gość, budzi się we mnie wulkan gniewu i czasem udaje mi się uzyskać ponadprogramowy głos. Tak było z 300 złotymi, które zabrałem na wizji posłowi Suskiemu. To był najpopularniejszy fragment „Młodzież kontra” w internecie, który doczekał się telewizyjnych powtórek. Często jednak mam szansę się przygotować.
Staram się wówczas przemyśleć, co chciałbym przekazać i – przede wszystkim – jak to zrobić w te kilkadziesiąt sekund tak, by ludzi do czegoś przekonać, a przynajmniej skłonić do refleksji i wzbudzić silne emocje, dzięki którym to zapamiętają – najlepiej pozytywnie. Staram się zrobić też coś „sensacyjnego”, żeby dotrzeć z komunikatem do tych, którzy polityką samą w sobie by się nie zainteresowali. Myślę, że kluczem jest dyskusja, jaką można sprowokować odpowiednim pytaniem. Jej przebieg jest jednak nieprzewidywalny. Jak mówi stare porzekadło: „Chcesz rozśmieszyć Pana Boga? Opowiedz mu o swoich planach”… Pod tym względem moje przygotowania niemal zawsze są komedią…

Jakie ciekawostki, anegdoty, zabawne sytuacje wiążą się z przebiegiem programów, w których brał Pan udział?

O jej, mógłbym opowiadać godzinami, ale jedną z najbardziej absurdalnych była sytuacja, w której po programie akurat musiałem szybko opuścić studio, a do naszej loży podszedł gość programu – Janusz Palikot – i gorączkowo wypytywał: „Gdzie jest ten blondyn od Was? Chciałem go przytulić”… Na szczęście się nie udało. Myślę, że przeżyty wówczas zawód serca doprowadził do pogorszenia stanu pana posła, stąd późniejsze przytulania podczas tańca z tzw. panią poseł Anną Grodzką.

Który z gości, polityków Pana zaskoczył?

Za każdym razem zaskakują mnie ci politycy, którzy wydają się rzeczywiście wierzyć w to, co mówią. Ale naprawdę zaskoczony byłem w czasach sondażowej hegemonii Platformy Obywatelskiej i powszechnej wiary, że Donald Tusk obniży podatki. Zaproponowałem wtedy w jednym z programów szefowi klubu PO, Zbigniewowi Chlebowskiemu, zakład o tysiąc złotych, że jego partia w ciągu czterech lat nie obniży podatków nawet o 10 procent. W swojej naiwności sądziłem, że pan poseł będzie próbował się wykręcić i zagadać sprawę – dobrze przecież wiedział, że podatków nie obniżą. Ten jednak, ku mojemu zaskoczeniu, zakład po prostu przyjął. W końcu polityków nie interesują konsekwencje ich działań wybiegające dalej niż do najbliższego sondażu… Na jego zgodę odparłem, że to pokazuje, iż ludzie, którzy dysponują czyimiś pieniędzmi, nie szanują nawet swoich. Okazało się, że miałem rację i zakład – niestety – wygrałem. To był mój pierwszy występ w telewizji. Do dziś mam wyrzuty sumienia, bo po tym, być może pierwszym, kontakcie z hazardem pan Chlebowski uwikłał się w aferę hazardową i jego kariera polityczna dobiegła końca ;-)

REKLAMA