Szymowski: Zabójstwo generała Papały. Ośrodek trzymający władzę.

REKLAMA

Śledztwo i proces w sprawie zlecenia zabójstwa generała Marka Papały, choć zakończyły się porażką prokuratury, udowodniły istnienie tzw. ośrodka wiedeńskiego, czyli wpływowej rezydentury komunistycznych służb specjalnych, czerpiącej ogromne zyski z przestępstw i korupcji na najwyższych szczytach władzy.

Wiedeń – to miejsce pojawiało się kilkanaście razy w śledztwie Prokuratury Apelacyjnej w Warszawie w sprawie zamordowania byłego szefa policji, generała Marka Papały. W aktach śledztwa znajdują się dowody dotyczące kontaktów polonijnego biznesmena Edwarda M. (jest wciąż podejrzany o zlecenie zabójstwa Papały, ale przebywa w USA i polska prokuratura nie może go odnaleźć) z Jeremiaszem Barańskim ps. „Baranina”. „Baranina” z Wiednia kierował gangiem pruszkowskim i kilkoma innymi zorganizowanymi grupami działającymi na terenie Polski. Wszystko wskazuje na to, że tematem ich rozmów z wiosny 1998 roku było zamordowanie generała Papały. Przemawia za tym choćby fakt, iż „Baranina” skierował Edwarda M. do polskich gangsterów, do których miał zaufanie i z którymi M. prowadził później pertraktacje na temat zabicia Papały.

REKLAMA

Wspólnicy z tajnych służb

Kluczem do zrozumienia mechanizmu zbrodni na generale są właśnie te dwie osoby: Edward M. i Jeremiasz Barański. „Baranina” – wywodzący się z łódzkiego środowiska przestępczego – w czasach PRL współpracował z SB i chętnie donosił na swoich konkurentów w półświatku. W ten sposób rękami milicji i SB eliminował swoich rywali i szybko wyrastał na najpotężniejszego gangstera. Na początku lat dziewięćdziesiątych został oszukany przez dwóch byłych oficerów SB podczas próby uwłaszczenia się na prywatyzowanej państwowej spółce. Wyjechał wówczas do Wiednia i stamtąd kierował swoim przestępczym imperium. W 2007 roku Komisja Weryfikacyjna WSI ujawniła jego współpracę z WSI. Co ciekawe, „Baranina” miał aż trzech oficerów prowadzących z WSI. Był też w tamtym czasie współpracownikiem Wiktora Buta – rosyjskiego handlarza bronią. Jak ujawnił na swoim blogu dziennikarz śledczy Witold Gadowski, Wiktor But podsunął prezydentowi Liberii Charlesowi Taylorowi dokument, na podstawie którego „Baranina” uzyskał status konsula honorowego Liberii na Słowacji. Dzięki temu chronił go immunitet dyplomatyczny, a policja nie mogła kontrolować ani jego bagażu, ani samochodu.

W tym kontekście ważne jest również to, że w latach dziewięćdziesiątych „Baranina” został jednym z udziałowców sprywatyzowanej spółki przetwórstwa spożywczego w Łodzi. Jego wspólnikiem został… Edward M.

Edward M. (ur. 1946) wyjechał z Polski do USA na początku lat sześćdziesiątych, kiedy uzyskanie paszportu graniczyło z cudem. W USA zrobił oszałamiającą karierę biznesową. Był też wykorzystywany do rozpracowania środowiska polonijnego. W IPN dokumenty dotyczące Edwarda M. dostępne są tylko częściowo – większość jest ukryta w zbiorze zastrzeżonym i uzyskanie wglądu do nich wymaga zgody szefa Agencji Wywiadu. To o tyle ciekawe, że w czasie kiedy trwało śledztwo w sprawie zabójstwa generała Papały, a polska prokuratura walczyła o ekstradycję Edwarda M., pojawiły się informacje, że biznesmen, aby ratować swoją skórę, zaczął współpracować z CIA. – To mi wyglądało na klasyczne przewerbowanie „nielegała”, czyli osoby, która przenika w struktury obcego państwa, aby zostać agentem wpływu – ocenia emerytowany oficer polskiego wywiadu.

Pralnia w Wiedniu

W 1985 roku Edward M. został zarejestrowany przez kontrwywiad wojskowy Później wziął udział w wielkiej operacji wywiadu wojskowego związanej z FOZZ. W uzasadnieniu wyroku Sądu Okręgowego w Warszawie w procesie oskarżonych w sprawie FOZZ nazwisko Edwarda M. wymieniane jest kilkanaście razy. Edward M. – jak wynika z ustaleń sądu – brał udział w praniu zrabowanych przez FOZZ pieniędzy. Pieniądze z FOZZ – oficjalnie przeznaczone do niejawnego skupu polskiego długu zagranicznego – w rzeczywistości zostały ukradzione przez wojskowe służby PRL i wyprowadzone za granicę. Stamtąd, poprzez łańcuch podstawionych spółek, wróciły do Polski i posłużyły do przejmowania prywatyzowanych państwowych przedsiębiorstw i do uwłaszczenia się na państwowym majątku dawnej, komunistycznej nomenklatury. W ten sposób powstała klasa „rekinów kapitalizmu” związanych ze służbami specjalnymi PRL.

Jak wynika z cytowanego wyżej wyroku sądu w procesie dotyczącym FOZZ, największej części transakcji związaną z praniem pieniędzy z Funduszu Edward M. dokonał właśnie w Wiedniu. Pomagali mu w tym m.in. biznesmeni Andrzej K. i Aleksander Ż., o których głośno zrobiło się w związku z tzw. aferą Orlenu. K. i Ż. – również związani ze służbami specjalnymi PRL – od lat osiemdziesiątych zajmują się handlem z krajami dawnego Związku Sowieckiego. Działalność gospodarczą w krajach kapitalistycznych zaczęli prowadzić wtedy, gdy w Polsce trwał jeszcze komunizm. Ten przywilej mieli bardzo nieliczni obywatele – tylko tacy, do których władze (a więc i bezpieka) miały stuprocentowe zaufanie. Dodać trzeba, że zarówno Andrzej K., jak i Aleksander Ż. prowadzili wspólne interesy z Jeremiaszem Barańskim.

O Aleksandrze Ż. i Andrzeju K. głośno zrobiło się w 2004 roku. Wyszło bowiem wówczas na jaw, że rok wcześniej obaj brali udział w spotkaniu Jana Kulczyka z rosyjskim szpiegiem Władimirem Ałganowem. Przedmiotem spotkania była sprzedaż Rafinerii Gdańskiej rosyjskiemu Łukoilowi. Gdyby sprzedaż ta doszła do skutku, Polska na wiele lat byłaby uzależniona energetycznie od Rosji.

Władimir Ałganow to postać również znana polskim służbom. Głośno o nim zrobiło się po raz pierwszy w 1996 roku, podczas śledztwa w sprawie tzw. afery Olina. Ałganow miał być wówczas głównym rosyjskim szpiegiem działającym na terytorium Polski i odpowiedzialnym za prowadzenie pięciu najważniejszych agentów na najwyższych strukturach władzy. W trakcie rozpracowywania agenta „Olina” generał Marian Zacharski z UOP spotkał się z Ałganowem na Majorce. Co ciekawe, z Ałganowem skontaktował go właśnie… Edward M.

Rozkazy dla „cyngla”

W kwietniu 1998 roku w hotelu Marina w Gdańsku Edward M., zdaniem śledczych, rozmawiał z gangsterami na temat zabicia Marka Papały. To właśnie spotkanie – udokumentowane przez warszawskich prokuratorów – stało się podstawą aktu oskarżenia przeciwko Andrzejowi Z. „Słowikowi” i Ryszardowi Boguckiemu.

Prokurator zarzucił im, że nakłaniali innych gangsterów do zabicia Marka Papały. Obaj zostali 31 lipca uniewinnieni. Jednak nie było to jedyne spotkanie Edwarda M. dotyczące zabicia komendanta. Prokuratura Apelacyjna w Warszawie zgromadziła relacje świadków, którzy zeznawali, że wiosną 1998 roku Edward M. spotykał się z „Baraniną” i konsultował z nim sprawę. W kwietniu i maju spotkał się również w tej samej sprawie z Rafałem Kanigowskim ps. „Gruby” – rezydentem gangu „Baraniny” w Warszawie. „Gruby” i jego kompani śledzili później Papałę. Wszystko wskazuje na to, że to „Gruby” był „cynglem”, który zamordował komendanta. Świadczą o tym zeznania jego kierowcy Marcina P., który opowiedział prokuratorowi Mierzewskiemu, że w czerwcu 1998 roku woził swoim polonezem Kanigowskiego i gangster bardzo często kazał mu jeździć na ulicę Rzymowskiego 17. Pod tym adresem znajdował się blok, w którym od lat mieszkał Marek Papała. „Gruby” prowadził obserwację bloku i parkingu.

Kilka dni po zabójstwie Marka Papały „Gruby” na rozkaz „Baraniny” zniszczył pistolet, z którego strzelał do generała. – Kanigowski (…) odebrał telefon i kilka minut z kimś rozmawiał. Nie wiem z kim, bo mi nie powiedział, ale zapamiętałem, że do swojego rozmówcy mówił „Leszek” – zeznawał Marcin P. Według warszawskiej prokuratury, rozmówcą Kanigowskiego był Jeremiasz Barański, do którego koledzy mówili czasem „Leszek”. – Po zakończeniu tej rozmowy zaczął się zachowywać bardzo nerwowo, jakby bał się, że ktoś może go zabić. (…) Po tej rozmowie Kanigowski wyszedł i poszedł do swojego mieszkania, które mieści się w tym samym budynku. Wrócił po kilku, może po kilkunastu minutach. Niósł ze sobą pakunek o nieregularnych kształtach zawinięty w kilka warstw czarnej folii. Kazał mi natychmiast pojechać i wrzucić ten pakunek do Wisły – zeznawał Marcin P. Szofer opowiedział prokuratorowi Mierzewskiemu, że dotykając palcami pakunku wyczuł tam przedmioty przypominające kształtem naboje do broni palnej. Zabrałem ten pakunek i pojechałem nad Wisłę, w stronę Mostu Gdańskiego. Zszedłem nad wodę, ale nie zrzuciłem pakunku do wody, bo nagle zauważyłem motorówkę policyjną (…) Wróciłem do samochodu i postanowiłem wrzucić pakunek do Wisły w innym miejscu. Wtedy zadzwonił do mnie Kanigowski i zapytał, czy już wrzuciłem to do Wisły. Ja odpowiedziałem, że nie, a on wtedy krzyknął „To wyrzuć to k***a jak najszybciej”. Wtedy ja pojechałem na drugą stronę Wisły i wrzuciłem paczkę do wody w pobliżu posterunku wodnego policji. (…) Gdy wróciłem do biura to Kanigowski mnie przeprosił i powiedział, że zachował się tak nerwowo, bo w paczce były „rzeczy od Papały”. Tak dosłownie to określił. Ja nie pytałem co to za rzeczy. Domyśliłem się wtedy, że on miał coś wspólnego z zabójstwem Papały; pomyślałem, że może to nawet on zabił – mówił Marcin P. prokuratorowi Jerzemu Mierzewskiemu. Gdy składał zeznania, „Gruby” od sześciu lat już nie żył. Został zastrzelony na działce w pobliżu Piaseczna, na której ukrywał się przed snajperami „Baraniny”. Prawdopodobnie zginął dlatego, że jego wiedza zagrażała inspiratorom zabójstwa Papały.

Matecznik afer

W okresie „zimnej wojny” w Wiedniu funkcjonowały bardzo silne rezydentury szpiegowskie państw komunistycznych. Wiedeń był też miejscem nieformalnych spotkań przedstawicieli wywiadów różnych państw i negocjacji dotyczących m.in. wymiany zatrzymanych szpiegów. Z Wiedniem związane są ważne tropy w sprawie zamachu na Jana Pawła II z 13 maja 1981 (w stolicy Austrii działał m.in. TW „Tom” – jeden z najważniejszych agentów SB, wykorzystywany do sprawy inwigilacji Jana Pawła II). W końcu lat osiemdziesiątych do rezydentur wywiadu cywilnego i wojskowego PRL trafiło wielu oficerów, którzy wcześniej nadzorowali współpracę z gangsterami. Później obok nich pojawili się biznesmeni związani ze służbami. Andrzej K. i Aleksander Ż. robili interesy nie tylko z „Baraniną”, lecz również z politykami SLD (wzięli udział w spotkaniu opłatkowym w Warszawie z Jolantą Kwaśniewską i Edwardem M.) W otoczeniu tych ludzi pojawia się kolejna ciekawa postać – Riccardo Fanchini alias Ryszard Kozina – polski supergangster, wspólnik „Baraniny”, powiązany z Wiktorem Butem. Prokuratura Apelacyjna w Warszawie trafiła na ślady wskazujące na udział Fanchiniego w „sprawie Papały”.

Do wiedeńskiego środowiska prowadzą tropy w sprawie zabójstwa byłego oficera kontrwywiadu PRL – Andrzeja Stuglika. Zginął w momencie, gdy jego wiedza zaczęła zagrażać „Baraninie” i jego współpracownikom. Z ośrodkiem wiedeńskim prowadzili dziwne interesy ludzie, którzy później ginęli w niewyjaśnionych okolicznościach – m.in. poseł Tadeusz Kowalczyk, były antyterrorysta Mieczysław Zapiór, Ireneusz Sekuła. Ośrodek wiedeński kilkanaście razy był przedmiotem zainteresowania prokuratur z Polski, Niemczech, Austrii i Czech, ale nigdy nie udało się wyjaśnić jego tajemnic. Być może dlatego, że nikt spośród osób uwikłanych w te powiązania nie był zainteresowany zdradzaniem jego szczegółów. Doskonale mówił o tym Piotr W. ps. „Generał” – świadek korony w śledztwie dotyczącym zabójstwa Marka Papały. – Co to jest „układ”? Ja bym to określił jako pewną grupę towarzyską wywodzącą się z dawnych służb i Komendy Głównej Policji oraz podobnych instytucji. To grupa ludzi, dla których nie liczą się ani różnice polityczne, ani stanowiska, tylko wielkie pieniądze. Tak przynajmniej można wywnioskować z tego, co mówił mi Ryszard [Bogucki – przyp. L.Sz.]. Tym, co ich łączy, są wielkie interesy i wielkie pieniądze – zeznawał Piotr W. Śledztwo w sprawie zabójstwa Marka Papały potwierdziło funkcjonowanie tego „układu”, ale nie było w stanie mu zagrozić. Nie po raz pierwszy układ bezpieczniacko-kryminalny okazał się silniejszy niż wymiar sprawiedliwości.

Czytaj także: Szymowski. Kto nie chce wyjaśnić zabójstwa generała Papały?

REKLAMA