Bolesny powrót do rzeczywistości czyli kto „kontroluje służby”?

REKLAMA

Ach, jak to miło uzyskać potwierdzenie ulubionej teorii spiskowej nawet – a właściwie nie „nawet”, tylko zwłaszcza – ze strony Umiłowanych Przywódców, bo przecież oni, podobnie jak razwiedka, najbardziej są zainteresowani w ukrywaniu faktu, iż ta cała nasza „młoda demokracja” to tylko takie makagigi, rodzaj teatru, w którym Umiłowani odgrywają role wyznaczone przez reżysera – to znaczy oczywiście przez Reżysera. A w teatrze, jak to w teatrze – czasami aktor zapomni roli, w związku z czym zaczyna improwizować, ale wtedy sufler w postaci niezależnych mediów głównego nurtu podpowiada właściwy tekst, a jeśli nawet i to nie pomaga, to reżyser, a właściwie Reżyser zmienia kierunek akcji, niekiedy nawet w środku aktu.

To wszystko widać wprawdzie gołym okiem, ale zarówno Umiłowani Przywódcy, wśród których liczba agentów tajnych służb musi być wyższa niż gdzie indziej, z wyjątkiem może niezależnych mediów głównego nurtu, gdzie konfident musi siedzieć na konfidencie i konfidentem poganiać – więc zarówno Umiłowani Przywódcy, jak i czciciele demokracji wolą myśleć, że to wszystko naprawdę, a jeśli nawet w głębi duszy sami tak nie myślą, to pragną, by przynajmniej inni tak myśleli. Nikt bowiem nie chce we własnych, a zwłaszcza w cudzych oczach uchodzić za popychadło czy durnia, więc dlatego iluzja władzy ludowej trzyma się tak mocno.

REKLAMA

Niekiedy jednak razwiedka tak się rozdokazuje, że nawet dla Umiłowanych Przywódców jest to za wiele – i wtedy czar iluzji pryska, następuje bolesny powrót do rzeczywistości, oczywiście na czas krótki, niczym lucida intervalla u wariatów, którzy potem znowu pogrążają się w szaleństwie.

I właśnie taki moment nastąpił, czego dowodzi zdumione beknięcie Umiłowanych, kto mianowicie „kontroluje służby”? Umiłowani wydali z siebie to beknięcie na wieść, że generał Nosek, niedawno zwolniony ze stanowiska szefa wojskowej kontrrazwiedki, jeszcze w 2010 roku, zaraz po katastrofie w Smoleńsku, podpisał porozumienie o współpracy z rosyjską Federalną Służbą Bezpieczeństwa. Już mniejsza o to, co było przedmiotem tej współpracy, chociaż moment jej nawiązania wzbudza najgorsze podejrzenia co do roli tubylczej soldateski w smoleńskiej katastrofie i obecnego jazgotu, wspomagającego perswazyjne działania zespołu pana doktora Laska – bo warto zwrócić uwagę, że prezydent Putin rozporządzenie nakazujące FSB nawiązanie współpracy ze Służbą Kontrwywiadu Wojskowego, na czele której stał właśnie pan generał Nosek, wydał dopiero 20 maja br.

Czyżby FSB przedtem współpracowała z tubylczą wojskową kontrrazwiedką nielegalnie? Taką możliwość możemy spokojnie włożyć między bajki, bo bardziej prawdopodobne jest to, iż ostentacyjne ogłoszenie przez prezydenta Putina swego rozporządzenia z 20 maja było elementem akcji dezinformacyjnej wobec tubylczych Umiłowanych Przywódców – bo przecież nie wobec pana generała Noska, który wiedział, jak było naprawdę. Zatem wbrew temu, czego niczym brzytwy czepiają się panowie komentatorzy – iż „należy domniemywać”, jakoby wszystko to działo się za wiedzą i zgodą premiera Tuska i ministra Siemoniaka – uważam, że było odwrotnie, że wszystko odbyło się „bez wiedzy i zgody” obydwu dygnitarzy.

W jakim bowiem celu czy to prezydent Putin, czy na pan generał Nosek miałby o takich rzeczach informować premiera Tuska, a już zwłaszcza pana ministra Siemoniaka?

I tak wystarczy, że gwoli dogodzenia demokratycznym gusłom panów z miasta Brukseli, na czele państwa i nad soldateską stawia się jakichś głupich, przypadkowych cywilów, którzy dzisiaj odgrywają rolę dygnitarzy, a jutro będą musieli szukać łaskawego chleba w radach nadzorczych założonych i kontrolowanych przez razwiedkę spółek, wypełniających główny nurt życia gospodarczego naszego nieszczęśliwego kraju – ale żeby jeszcze wtajemniczać ich w poważne sprawy? Tego byłoby już za wiele – i dlatego nie zachowały się nawet nagrania z posiedzenia sejmowej Komisji do spraw Służb Specjalnych. Czy dlatego, że na polecenie oficera prowadzącego wyniósł je któryś z uczestników posiedzenia, czy też nagrywający od razu je skasował – tego, ma się rozumieć, nigdy się już nie dowiemy.

Skoro tedy nie wiemy, to jesteśmy skazani na domysły. Ale skoro już tak czy owak jesteśmy skazani, to nie żałujmy sobie i śmiało się domyślajmy, dlaczego pan generał Nosek poszedł na współpracę z FSB zaraz po smoleńskiej katastrofie. Ja na przykład domyślam się, że jeśli rzeczywiście tubylcza soldateska – bo jeśli w ogóle w Smoleńsku był zamach, to podejrzenia moje kierują się w stronę tubylczej soldateski – dokonała w Smoleńsku zamachu, to konieczność pójścia z ruskimi szachistami na współpracę i pozwolenia FSB na swobodne hulanie po naszym nieszczęśliwym kraju była oczywista – bo przecież trzymają oni całą razwiedkę za gardło i na bezdechu.

Jeśli natomiast żadnego zamachu w Smoleńsku nie było, to pójście pana generała Noska na współpracę z FSB można wyjaśnić zadaniami, jakie tubylczej bezpiece zostały wyznaczone przez zagranicznych mocodawców, którym się wysługuje, w związku ze strategicznym partnerstwem NATO-Rosja. Zostało ono proklamowane co prawda dopiero w listopadzie 2010 roku, ale czyż nie powinno być poprzedzone obustronnymi przygotowaniami?

Jasne, że powinno, a najlepszym tego dowodem jest to, że przygotowania te, w postaci „dyplomacji ikonowej”, rozpoczęły się zaraz po deklaracji prezydenta Obamy z 17 września 2009 roku, kiedy to na Jasną Górę przybyli świątobliwi mnisi z klasztoru św. Nila po kopię cudownego obrazu Matki Bożej Częstochowskiej. Jak pamiętamy, etap „dyplomacji ikonowej” został uwieńczony podpisaniem na Zamku Królewskim w Warszawie porozumienia o pojednaniu polsko-rosyjskim przez Patriarchę Moskwy i Wszechrusi Cyryla oraz JE abp. Józefa Michalika, który przy tej okazji zauważył, że „na tym etapie” Episkopat „nie mógł nie uczynić tego kroku”.

Przypuszczenie, że razwiedka o tym wszystkim nie wiedziała, a zwłaszcza że w tych przygotowaniach dyskretnie nie uczestniczyła, byłoby niegrzeczne, podobnie jak niegrzeczne byłoby przypuszczenie, że razwiedka nie wiedziała, nie uczestniczyła w przygotowaniu ani też nie kontroluje prawidłowego przebiegu naszej sławnej transformacji ustrojowej.

Od żadnej teorii, również teorii spiskowej, nie możemy wymagać zbyt wiele. Wystarczy, że jest wewnętrznie spójna i że przy jej pomocy można w stosunkowo prosty sposób wyjaśnić zagadki inaczej niemożliwe do rozwiązania. A ta jest spójna i wyjaśnia, więc czegóż chcieć więcej?

REKLAMA