ZUS oskubał go do cna i z nawiązką

REKLAMA

– Praca jest, tylko na lewo, bo legalnie to państwo zabiera tyle, że nic nie zostaje. Nawet gangsterzy wiedzą, że nie wolno oskubać ofiary do gołego, bo padnie i nie będzie miała z czego płacić. A państwo nie ma żadnych hamulców – mówi z goryczą w rozmowie z forsal.pl stolarz, którego wykończyło państwo.

Ponieważ państwo zabierało za dużo, stolarz zwinął interes i teraz nadal robi schody, meble i szafki, ale już w szarej strefie.

REKLAMA

Przedsiębiorca zaczął mieć mniej zleceń przez kryzys, ale to nie kryzys go dobił tylko ZUS. Po dwóch latach od otwarcia działalności gospodarczej przestała obowiązywać preferencyjna wysokość składki i stolarz musiał płacić 500 zł więcej co miesiąc, łącznie prawie 1000 zł.
– Dla mnie to było wóz albo przewóz. Poszedłem do zakładu, tłumaczyłem, że nadchodzi zima, że nie będzie zleceń, że martwy sezon w moim fachu. Że potrzebuję po prostu przeczekać – opowiada przedsiębiorca. – Ale urzędnicy pokazali mi przepisy, prawo, papierki. Że mogę zawiesić firmę, ale muszę płacić sam składki na ubezpieczenie – dodaje.
W efekcie zamknął firmę, by nie narobić długów. – Mam gdzieś to państwo, które nie dba o swoich ludzi. Nie pomogło mi w potrzebie, tylko mnie zgnoiło – mówi stolarz. – Gdybym był młodszy, to bym stąd wyjechał – dodaje.

REKLAMA