Osobistości troszczą się o wizerunek naszego nieszczęśliwego kraju

REKLAMA

Ach, jakże pięknie rozwija się walka buldogów na dywanie, zapoczątkowana odmową certyfikatu dostępu do informacji niejawnych dla generała Skrzypczaka, zarządzoną przez szefa kontrrazwiedki wojskowej generała Noska, który następnie został zdymisjonowany, ale niezależnie od tego niezależna prokuratura wszczęła przeciwko generału Skrzypczaku energiczne śledztwo, które… – i tak dalej. Tak nawiasem mówiąc, tajni współpracownicy ze sfer wojskowych powiadają, że generał Skrzypczak to też ananas, bo posłużył się pryncypialną krytyką stosunków w naszej niezwyciężonej armii w celu przedterminowego odwołania go z Afganistanu, gdzie… – i tak dalej – ale milcz serce; jeden proces na razie mi wystarczy.

Wprawdzie ludzie, również ze sfer wojskowych, gadają rozmaite rzeczy, ale jeśli w ich opowieściach jest jakieś ziarno prawdy, to dobrze by ono świadczyło o myśli taktycznej w naszej niezwyciężonej. Generał najwyraźniej spenetrował psychologicznie swoich „przełożonych”, a potem zastosował wobec nich prostą zastawkę i w ten sposób osiągnął swój cel, pozostawiając głupich cywilów z MON w błogim przekonaniu, że zrobili mu kuku.

REKLAMA

Ale mniejsza z tym, bo ciekawszy jest dynamiczny rozwój walki buldogów na dywanie. Oto w niezależnych mediach głównego nurtu pojawiły się informacje, że przedmiotem tajnej umowy generała Noska z ruską FSB była ewentualna ewakuacja naszej niezwyciężonej armii z Afganistanu, gdyby się okazało, że „korytarz południowy” został zablokowany. Krótko mówiąc: generał dobrze chciał, bo chodziło o to, by na wypadek ostatecznego zwycięstwa odwołać się do pomocy przyjaciół Moskali – z czego wynika, że musiał utracić wiarę w naszego sojusznika, prezydenta Obamę.

Z jednej strony trudno mu się dziwić, bo wystarczy popatrzeć na prezydenta Obamę, by się przekonać, że nie tylko mu ufać, ale zwłaszcza liczyć na niego w żadnej sytuacji nie można. Inna sprawa, czego za przysługę, na którą liczył pan generał Nosek, zażądał zimny rosyjski czekista Putin – bo że czegoś zażądał, to rzecz pewna, podobnie jak i to, że to otrzymał. Rzeczywiście prezydent Obama zapowiedział ewakuację niezwyciężonych wojsk z Afganistanu już w roku 2010 – tym samym, w którym na szczycie NATO w Lizbonie zostało proklamowane strategiczne partnerstwo NATO-Rosja – więc i generał Nosek mógł wyniuchać, że z wycofaniem naszych niezwyciężonych wojsk może być krucho, bo skąd w razie czego wziąć samoloty, by ich stamtąd ewakuować, jak nie od przyszłego strategicznego partnera?

Dzięki temu alibi wygląda prawdopodobnie i pewnie dlatego niezależne media dostały rozkaz, żeby tak właśnie nawijać. W ogóle ten cały Afganistan to dla naszej niezwyciężonej prawdziwy dar Niebios i nawet nie dlatego, że uczy się tam, jak po bożemu zabijać bezbożnych talibów, ale przede wszystkim dlatego, że każde niepożądane z punktu widzenia okupującej nasz nieszczęśliwy kraj soldateski może zostać skrytykowane, a nawet zakazane i potępione pod pretekstem wystawiania na niebezpieczeństwo naszych dzielnych wojsk walczących za naszą i waszą.

Na tym tle mnożą się opowieści rozmaitych baronów Münchhausenów, od których w naszej niezwyciężonej aż się roi, jak to dokazywali w tym całym Afganistanie – a niezawisłe sądy dostały surowy rozkaz traktowania ich z całą powagą. Wygląda zatem na to, że jeśli chodzi o ten cały Afganistan, to prawdziwe są jedynie pieniądze – te znad stołu, no i oczywiście przede wszystkim te spod stołu. Oczywiście żadnych dowodów, w które uwierzyłby niezawisły sąd, nie ma i nie będzie – podobnie jak w przypadku ośrodków dla narkomanów, w których chętnie zatrudniają się młodzi osiłkowie ze złotymi łańcuchami z tombaku na byczych karczychach – oczywiście nie dlatego, by łatwiej rozprowadzać prochy skoszarowanym klientom, tylko z altruizmu, co to popycha ich do ofiarnej służby bliźniemu swemu.

A przecież i w Afganistanie prochów nie brakuje; podróżnicy powiadają, że to nawet światowe centrum ich produkcji – i ta okoliczność rzuca snop światła na przyczynę, dla której tak wiele sojuszniczych armii zaangażowało się w zainstalowanie tam demokracji i praw człowieka, ze szczególnym uwzględnieniem niezbywalnego prawa kobiet do orgazmu. Okazuje się, że na demokracji i prawach człowieka, ze szczególnym uwzględnieniem… – i tak dalej – nie tylko można zarobić pieniądze, ale i nie stracić wianuszka, przeciwnie – można dokładać sobie do wieńca sławy kolejne bobkowe listki. Czegóż chcieć więcej?

Nawiasem mówiąc, Adam Mickiewicz wszystko przewidział, pisząc w „Panu Tadeuszu”, że „podczas kiedy we dworze sztab wesoły łyka, przed domem się zaczęła w wojsku pijatyka”. Znaczy się – jedni raczą się szampanem z owocami (przychodzi gość do knajpy i od progu rzuca kelnerowi: „Szampan i owoce!”, na co kelner: „A konkretnie?”, „A konkretnie to wódka i ogórek!”) „we dworze”, krok po kroku rozgrabiając nasz nieszczęśliwy kraj, a w szczególności kluczowe segmenty gospodarki z sektorem paliwowym, energetycznym i podobnie „strategicznymi” – a inni muszą zadowolić się „siwuchą” w Afganistanie. Ale jak to mówią – wedle stawu grobla. Ciekawe, jak to będzie w 2014 roku, kiedy to demokracja w Afganistanie odniesie już ostateczne zwycięstwo – ale wypada mieć zaufanie do niezwyciężonych armii, że i na czas pokoju jakoś się przygotowały.

Nie bez kozery militaryści nawołują, by korzystać z wojny, bo pokój będzie straszny. Jasne, że straszny – ale przecież nie taki straszny, jak go malują, bo gdy nie można grabić nieprzyjaciela, to zawsze są jeszcze podatnicy, którzy po to właśnie są ostatnim ogniwem łańcucha pokarmowego. Widać, że wszystko idzie ku lepszemu, ale nawet gdyby tak nie było, to i tak możemy uważać się za prawdziwych szczęściarzy na widok tylu osobistości, które troszczą się o wizerunek naszego nieszczęśliwego kraju i mniej wartościowego narodu tubylczego w oczach zagranicy bliskiej i dalszej.

Ostatnio o reputację naszego nieszczęśliwego kraju zatroszczyła się „Stokrotka”, ubolewając w żydowskiej gazecie dla tubylczych Polaków, że arcybiskup Michalik „narobił nam obciachu na cały świat”. Warto dodać, że Julian Tuwim przewidział to jeszcze przed wojną, pisząc w poemacie „Wiosna”, że „Ha! Będą ze wstydu się wiły dziewki fabryczne, brzuchate kobyły…”.

Trochę przesadził, bo „Stokrotka” aż taką brzuchatą kobyłą nie jest, ale poza tym wszystko – jak powiadają gitowcy – „gra i koliduje”.

REKLAMA