Piłsudski. Fałszywy prorok prawicy

REKLAMA

W jednej ze swoich książek Thomas Molnar zwraca uwagę, że jednym z problemów prawicy jest częste lokowanie swoich nadziei w „fałszywych prorokach”, czyli w różnego rodzaju lewicowcach, którzy do swojego wokabularza politycznego dołączają hasła patriotyczne, narodowe i imperialne, co myli zaplecze społeczne ugrupowań prawicowych i skłania je do popierania „mężów opatrznościowych’, którzy z prawicą nie mają nic wspólnego.

Klasycznym europejskim przykładem „fałszywego proroka” jest, rzecz jasna, Charles de Gaulle. Za patriotycznym frazesem tego polityka krył się bunt przeciw legalnemu państwu Vichy, późniejsze „oczyszczenie” Francji – wespół z komunistami – z „kolaborantów” (pod którym to pojęciem rozumiano ludzi prawicy, bez względu na ich stosunek do niemieckiego okupanta), a w końcu zdrada francuskiej Algierii i porzucenie setek tysięcy żołnierzy arabskiego pochodzenia, którzy do końca zachowali wierność Francji, a których pozostawiono na straszliwą zemstę algierskich niepodległościowców.
Polska prawica ma także swojego „fałszywego proroka”. Jest nim Józef Piłsudski. Nic to, że zaczynał swoją działalność w PPS; w niepamięć poszły słynne wydarzenia na placu Grzybowskim i próba wywołania w Kongresówce rewolucji na spółkę z rewolucjonistami rosyjskimi. Nawet z terrorystycznego napadu bandziorów na pociąg pod Bezdanami zrobiono „bohaterski wielki czyn”. Zapomniano o gen. Rozwadowskim i sanacyjnej praktyce bicia opozycjonistów „przez nieznanych sprawców w mundurach oficerskich”.

REKLAMA

Prawda o Józefie Piłsudskim jest brutalna. Jego wielkie koncepcje w polityce międzynarodowej były katastrofą. Orientacja proniemiecka w I wojnie światowej o mało nie sprowadziła Polski do roli alianta Niemiec i kraju pokonanego w tej wojnie. Koncepcje geopolityczne Marszałka logicznie doprowadziły do katastrofy we wrześniu 1939 roku, gdyż polityka manewrowania pomiędzy III Rzeszą a Związkiem Sowieckim oparta była na irracjonalnym przekonaniu, że socjaliści narodowi nie dogadają się z socjalistami internacjonalnymi i nie podzielą się Polską.

Równie krytycznie należy ocenić wewnętrzne rządy sanacyjne. Polska lat 1918-1926 może poszczycić się licznymi sukcesami: w miarę zwycięskimi kampaniami politycznymi i militarnymi o granice, ujednoliceniem prawa z trzech zaborów w jeden system, budową Gdyni, opanowaniem inflacji przez Grabskiego. A teraz prośba do Czytelnika: czy może Pan/Pani wymienić trzy sukcesy sanacyjne z lat 1926-1939?

Sanacja zasadzała się na trwaniu ekipy przy władzy i cieszeniu się jej urokami, przywilejami, samochodami i gabinetami. Zero myśli przewodniej, żadnej wielkiej koncepcji. Właściwie jedyną wybijającą się postacią był wicepremier Kwiatkowski, za sprawą którego polska gospodarka była najbardziej zetatyzowana w Europie, ustępując jedynie sowieckiej. To jedyny, dosyć wątpliwy, sukces tej ekipy. Nawet „konik” Marszałka, jakim była armia, okazał się papierowym tygrysem, co objawiła wojna obronna z września 1939 roku. Józef Piłsudski i jego generałowie mentalnie tkwili w okopach i bitwach konnicy z I wojny światowej i wojny 1920 roku. Stąd brak zainteresowania dla lotnictwa, broni pancernej i wiara, że w bitwach decydują wielkie, statyczne zgrupowania piechoty. Nikt nie odbiera bohaterstwa polskim żołnierzom w 1939 roku, ale prawda jest taka, że polska armia przypominała współczesną armię Korei Północnej – liczebnie olbrzymia, ale sprzęt mająca z innej epoki, muzealny, archaiczny – co spowodowało, że Wojsko Polskie nie było zdolne nawiązać walki z niemieckimi dywizjami pancernymi wspomaganymi przez lotnictwo.
Co więc powoduje nie tylko utrzymywanie się, ale wręcz wzrost mitu Józefa Piłsudskiego? Jest paradoksem, że polityk tak szkodliwy na arenie międzynarodowej, tak nieudolnie rządzący państwem po 1926 roku, który po swojej śmierci władzę powierzył ekipie totalnych miernot, stał się dziś największą postacią historyczną. Można to pytanie postawić po molnarowsku: co w Piłsudskim jest takiego, że ten lewicowy polityk przeciętnego formatu stał się symbolem dla polskiej „prawicy”, która – poza niewielkimi endeckimi segmentami – pokotem kłania się przed „Ziukiem” niczym przed jakimś bałwanem prawicowości i patriotyzmu?

Podobnie jak Charles de Gaulle oszukał prawicę francuską, tak Piłsudski oszukał polską, szermując hasłami patriotycznymi, wizjami kawalerzystów machających szablami i nucących patriotyczne pieśni. Wszystkie te patriotyczne
slogany miały w obydwu przypadkach decydujące znaczenie. W sytuacji, w której lewica współczesna odrzuciła narodową tożsamość na rzecz internacjonalizmu czy europejskości, hasła „patriotyczne” zaczęły silnie przyciągać prawicę, która zupełnie zapomniała, że pierwszymi patriotami byli jakobini. Patriotyzm zawsze był mitem kolektywistycznym, często kroć niechrześcijańskim, a zawsze zwróconym przeciwko hierarchii społecznej. Jest doktryną wielkiej masy ludzkiej, która zostaje zbudzona z letargu politycznego – naturalnego dla człowieka tradycyjnego – i poprowadzona do „wielkich czynów” przez rozmaitych demagogów. Masa ludzka może zostać podburzona zarówno pod hasłami patriotycznymi, jak i socjalistycznymi. Hasła socjalistyczne stanowią bezpośrednie i szybkie zagrożenie dla ładu; hasła patriotyczne mogą być socjalistycznym nawet przeciwne, ale w dłuższej perspektywie niewiele się różnią. Raz wzbudzony, poruszony i wyprowadzony na ulice lud niechybnie nabiera pychy i poczyna wyznawać idee egalitarne. Hasła narodowe mają w istocie charakter egalitarny. Jest to szczególnie niebezpieczne w micie piłsudczyzny, gdzie patriotyzm ma charakter czynny, aktywny. Lud walczy nie tyle o jakąś tam ojczyznę, ale o swoją ojczyznę – taką, o jakiej marzy: o socjalną. Jak mawiano za komuny: „o wyzwolenie narodowe i społeczne”.

De Gaulle’a i Piłsudskiego łączy wspólna idea buntu – w imię patriotyzmu – przeciwko ustanowionej władzy i hierarchii w celu zdobycia jej dla siebie za pomocą demagogii. Dlatego nie istnieje prawicowa piłsudczyzna. Nie ma demagogii prawicowej.

(tekst archiwalny; źródło: NCZ! 2013)

REKLAMA