Brazylia zwalcza fawele. Biedota czuje się mniej bezpieczna

REKLAMA

Zewsząd słychać wrzask o brutalności i przemocy, ale policja nie ustępuje. Wspierane przez wojsko zmotoryzowane oddziały policji kontynuują pacyfikujące rajdy po fawelach na obrzeżach Rio de Janeiro. Władze Brazylii wymyśliły sobie, że przed przyszłorocznymi piłkarskimi mistrzostwami świata przywrócą w dzielnicach nędzy ład, porządek i prawo.

Przypadkowa zabudowa składająca się z drewnianych bud, szop z blachy, plastykowych architektonicznych potworków. Wszędzie roi się od narkotykowych handlarzy, kryminalistów, pijanych naciągaczy i wyfiokowanych dziwek. Fawele wokół Rio de Janeiro – a jest ich blisko tysiąc – stały się dla władz Brazylii szczególnie kłopotliwe, gdy po przyznaniu temu miastu organizacji dwóch gigantycznych imprez sportowych zwrócił na nie swe oczy cały świat. Już latem przyszłego roku do Rio zawitają futboliści, a dwa lata później zjadą tu olimpijczycy. Dotychczas los mieszkających w fawelach milionów ludzi był dla władz raczej obojętny. I zapewne wszyscy na tym dobrze wychodzili. Zdrowi na umyśle turyści i zamożni ludzie się tu nie zapuszczali, miejscowe społeczności też jakoś potrafiły przetrwać. Panujące tu niepodzielnie kartele narkotykowe i przestępcze, takie jak na przykład Czerwone Dowództwo, za pomocą swych prywatnych armii i bojówek gwarantowały mieszkańcom bezpieczeństwo i „sprawiedliwość”. Władze na siłę nie musiały angażować się we wprowadzanie „państwa i porządku”. Nawet Kościół, który jest właścicielem uznawanej za najbardziej niebezpieczną fawelę Vila Cruzeiro, chętnie korzystał z protektoratu narkotykowych bossów.

REKLAMA

Poskromienie bandytów

No, ale kiedy Rio miało się stać gospodarzem wszechświatowych widowisk, postępowcy postanowili na siłę uszczęśliwić mieszkańców dzielnic nędzy. – Przywróćcie ludziom nadzieję! Zróbcie wreszcie porządek! – naciskano zewsząd na Brazylijczyków. Władze kraju wzięły to sobie do serca i postanowiły spacyfikować dzielnice nędzy, ucywilizować i urządzić je po swojemu. Na pierwszy ogień fawela Morro de Macaco. Poszło gładko. Ale gdy w 2010 roku 3 tys. policjantów i żołnierzy miało przywrócić ład w Vila Cruzeiro i w Complexo do Alemão, doszło do prawdziwej, pięciodniowej bitwy. Zginęło 37 ludzi.

Tym razem nie było podobnej jatki. Ale i tak operacja wyglądała niczym wjazd do zdobywanej nieprzyjacielskiej twierdzy. W niedzielny, październikowy poranek oddziały marines oraz przeszło tysiąc funkcjonariuszy policji wjechało na opancerzonych wozach w labirynt krętych uliczek, cuchnących rynsztoków, wąskich przejść i ciasnych podwórek kilkunastu osiedli w północnych dzielnicach Rio. Uzbrojeni po zęby żołnierze czujnym wzrokiem przelecieli po ruderach skleconych z blachy, skrzynek, i cegieł, bacznie wpatrywali się w ciemne oczodoły okien i drzwi. Gotowi odpowiedzieć falą pocisków i ognia na każdy zagrażający ich bezpieczeństwu ruch, gest czy okrzyk. Ale na żaden opór się nie natknęli. – To radosny dzień. Uczyniliśmy kolejny krok w stronę pokoju – niczym zwycięski generał triumfalnie obwieścił Sergio Cabral, gubernator Rio de Janeiro.

Demonstrując swą siłę opancerzone pojazdy pokręciły się w tę i we w tę, a potem policjanci zaczęli przeszukiwać dom po domu, przetrząsając rupiecie, przesłuchując ludzi i wyprowadzając podejrzanych. – Ci ludzie domagali się tego od dawna – szorstko podsumował José Mariano Beltrame, odpowiedzialny za bezpieczeństwo metropolii. Jak ujawnił, funkcjonariusze Unidade de Policia Pacificadora (jednostki specjalnej policji pacyfikującej) będą działać aż do skutku, do całkowitego przejęcia kontroli nad dzielnicami slumsów, do wyplenienia gangów narkotykowych i radykalnego obniżenia liczby aktów przemocy w mieście, które za pół roku ma gościć najlepszych na świecie graczy kopanej piłki i dziesiątków tysięcy wspierających ich kibiców.

Władze zadowolone

Complexo do Lins to olbrzymia składanka 12 osiedli nędzy na północy miasta. Stała się 36 fawelą najechaną przez siły bezpieczeństwa w kilkunastu ostatnich miesiącach. Jej „rozbrojenie” władze mogą poczytać sobie za sukces. Policjanci skonfiskowali 14 strzelb, dwa karabiny, sześć pistoletów maszynowych, 40 rewolwerów i całe naręcza granatów. Niejako przy okazji przejęto też 60 kg marihuany, przeszło 20 kg kokainy, 60 kg „cracku” oraz setki tabletek ecstasy i kulek haszyszu. Aresztowano blisko 200 osób, w tym 77 nieletnich.

Władze są z siebie w pełni zadowolone. Ale taktyka policji wzbudza zażarte protesty. Zwłaszcza po aresztowaniu 10 żołnierzy pewnej jednostki pacyfikacyjnej. Zarzuca się im torturowanie i zabójstwo murarza, który przepadł gdzieś bez wieści, gdy w lipcu bieżącego roku „pacyfikowano” Rocinhę – największą, bo zamieszkaną przez 70 tys. ludzi dzielnicę nędzy w Rio. Zniknięcie Amarildo de Souzy wywołało masowe protesty oburzonych mieszkańców Rocinhi. Organizowali marsze i pikiety, domagając się od władz prędkiego wyjaśnienia tej tragedii.

Zwłok ofiary jak dotąd nie odnaleziono. Ale prowadzący śledztwo mówią, że został on zamęczony na śmierć przez żołnierzy jednostki pacyfikacyjnej. Kamery monitoringu przemysłowego zarejestrowały, jak wloką oni zatrzymanego do aresztu. Tam podobno męczono go wstrząsami elektrycznymi i polewano wrzącym woskiem.

Gubernator Cabral broni jednak swoich ludzi. – Opłakuję ofiarę i odżegnuję się od ohydnego postępowania tych funkcjonariuszy, ale przecież to nie oni są prawdziwym „znakiem firmowym” Unidade de Policia Pacificadora – tłumaczył. I domagał się, by nie potępiać w czambuł wszystkich działań policji. Twierdzi, że dzięki tym działaniom jest mniej morderstw, strzelanin i rozbojów, a wartość nieruchomości nawet w dzielnicach slumsów rośnie.

Wpuszczenie lisa do kurnika

Zaraz po otrzymaniu prawa organizacji piłkarskich mistrzostw świata władze Brazylii wpadły na pomysł „oczyszczenia” wszystkich faweli w Rio. Akcję prowadzą konsekwentnie i zdecydowanie. Już przetrząsnęły i okupują 36 takich dzielnic. Gdzie teraz wjadą żelazem i ogniem? Wszystko wskazuje, że będzie to bardzo ważny kompleks Mare. To gniazdo dwóch silnych i zwalczających się karteli narkotykowych. A na dodatek ten raj bezprawia leży tuż przy międzynarodowym lotnisku, gdzie już niebawem będą zlatywać się futbolowi turyści.

Powierzenie oddziałom Unidade de Policia Pacificadora misji przywracania bezpieczeństwa, ładu i porządku niektórzy uważają jednak za jawną prowokację – niczym przekazanie lisowi władzy nad kurnikiem. Policja ta ma jak najbardziej zasłużoną reputację skorumpowanej i brutalnej watahy. Lubi się ona afiszować swą siłą, ale w rzeczywistości nie obraca jej przeciwko zatwardziałym gangsterom, natomiast ciężką ręką karci drobnych przestępców.

Takich, co to nielegalnie podłączą się pod internet czy kablówkę. Policjanci chętnie zamykają hałaśliwe potańcówki czy zatrzymują taksówkarzy, ale za łapówkę są głusi, ślepi i niemi. Starają się ustabilizować sytuację tylko w rejonach położonych w pobliżu portu, lotniska i obiektów sportowych. W fawelach nie stanowiących zbytniego ryzyka dla przebiegu wielkich imprez, turystów, kibiców nadal rządzą gangi.

Trzeba też zauważyć, że „nowy stan porządku” i usunięcie gangów narkotykowych mocno zatrzęsło gospodarką większości faweli. Gangsterzy byli bowiem tutaj głównymi pracodawcami i jednocześnie zamożnymi konsumentami. Wyłapując ich lub zmuszając do ucieczki, władze stworzyły wielki ekonomiczny krater, który tak szybko się nie wypełni. Przepędzenie dawnych „patronów” wcale nie przyniosło spokoju. Krew może i nie leje się strumieniami, ale teraz to stróże prawa strzelają częściej. Od chwili wprowadzenia programu „odzyskiwania” faweli liczba zastrzelonych przez policjantów wzrosłą o 50 procent. Nie rozwiązano też problemu narkotyków. Tyle że miejsce dawnych gangsterów zajęli inni, bardziej dyskretni i unikający przemocy. Na dodatek będący pod cichą protekcją „stróżów prawa”.

Znacznie wzrosłą też liczba drobnych przestępstw. Narkotykowi gangsterzy może i byli okrutni, ale utrzymywali swoisty porządek, kierowali się własnym kodeksem honorowym. Nie tolerowali także konkurencji. Teraz plagą stały się kradzieże, włamania, rabunki. – Wcześniej czuliśmy się bezpieczniejsi. Spaliśmy, nie zamykając drzwi domu. Wiedzieliśmy że nie stanie się nic złego. Obecnie grasanci stali się bezczelniejsi, wszyscy żyją w strachu – sentymentalnie wspominają dawne czasy mieszkańcy faweli.

REKLAMA