Jak uchronić bank przed plajtą? Zmienić definicję bankructwa!

REKLAMA

Podczas całego zamieszania związanego z podniesieniem limitu długu (limitu zadłużenia państwa; przeczytaj na ten temat artykuł: USA zamknięte do odwołania. Czy państwo może zbankrutować? – dop. nczas) doszło do sytuacji, w której wiele instytucji finansowych zastanawiało się czy USA tym razem nie ogłosi częściowego bankructwa. Część banków oraz funduszy inwestycyjnych na jakiś czas przestało akceptować obligacje USA jako zabezpieczenie.

Obligacje te są najczęściej stosowaną formą zabezpieczenia stosowaną przy transakcjach na kontraktach terminowych. Brak zabezpieczenia odpowiedniej wartości może szybko przeistoczyć się w brak płynności skutkującym bankructwem i początkującym prawdziwą lawinę upadłości. Sytuację dokładnie było widać podczas zamieszania ponad 2 miesiące temu gdy wiele instytucji zmuszonych było do nagłego zamykania pozycji w derywatach byleby tylko utrzymać płynność.

REKLAMA

Jednocześnie, w ciągu ostatnich 6 miesięcy wiele banków poniosło ogromne straty na rynku derywatów w związku ze wzrostem oprocentowania obligacji USA z 1,6% do prawie 3%. Aby ukryć realną kondycję banków w USA zmieniono po prostu zasady wyceny. Jeżeli bank jest bankrutem to wystarczy zmienić definicję bankructwa i będzie po problemie.

Mianowicie za sprawą poprawki Dodd – Frank Financial Regulatory Bill przegłosowaną przez Kongres, banki oraz instytucje finansowe w USA mogą deklarować dowolną wartość aktywów stanowiących zabezpieczenie kontraktów terminowych. Wartość rynkowa owych aktywów nie ma już znaczenia. Liczy się wyłącznie wartość zadeklarowana przez bank. Instytucje finansowe będące zatem technicznymi bankrutami na skutek strat związanych z derywatami na stopy procentowe będą mogły zalewarować się jeszcze bardziej podwyższając wartość zabezpieczeń w nadziei na cudowne odrobienie strat w przyszłości.

Obecna zmiana jest kolejną korektą prawa uniemożliwiającą przejrzenie rzeczywistej sytuacji finansowej banków. W kwietniu 2009 roku poluźniono zasady księgowości umożliwiające wielkim bankom deklarowanie wartości portfolio na podstawie ich oceny zamiast w odniesieniu do cen rynkowych.

Obecną sytuację można porównać do bankruta z ogromnymi długami grającego w kasynie. Przegrywa on kolejny zakład lecz nagle deklaruje, że jego Rolex za 5 USD jest wart 100.000 USD. Gra toczy się dalej, straty rosną.

Tragedia obecnej sytuacji jest na tyle poważna, że wiele osób karmionych rządową propagandą wierzy w bezpieczeństwo banków gwarantowane przez FDIC (odpowiednik polskiego Bankowego Funduszu Gwarancyjnego). Fakt jest jednak taki, że FDIC dysponuje kwotą zaledwie 32 mld USD podczas gdy ekspozycja jednego banku JP Morgan na derywaty wynosi ponad 70 bln. Dwa tysiące razy więcej niż zasoby FDIC i minimalnie więcej niż globalny PKB.

O ile system nie zawali się w nadchodzących miesiącach to zapewne część toksycznych aktywów takich jak nietrafione kontrakty na stopy procentowe (Interest Rate Swaps) wyląduje w bilansach FED w zamian za kolejne transze nowo kreowanych dolarów. Inaczej mówiąc zmiana prawa umożliwi funkcjonowanie zbankrutowanych banków jeszcze przez jakiś czas. Straty banków komercyjnych zostaną przerzucone na podatników a co najgorsze rozmiary potencjalnych strat są tym większe im dłużej odwlekane jest rozliczenie banków lub ich rozpad. Gdyby w roku 2008 roku pozwolono zbankrutowanym bankom upaść to skala potencjalnych zniszczeń byłaby dużo mniejsza niż ta, na którą jesteśmy obecnie narażeni. Zamiast bankructwa nadmiernie zalewarowane banki zostały wyratowane, dokonano fuzji w efekcie czego banki zbyt duże by upaść stały się jeszcze większe i bardziej zalewarowane.

Na koniec warto przypomnieć sobie przypadek Dexii, banku francusko – belgijskiego sprzed ponad roku, który w efekcie luźnej polityki wyceny aktywów bezproblemowo przeszedł pozytywnie przez wszystkie testy bezpieczeństwa po czym upadł dwa tygodnie później.

(przedruk – za zgodą autora – z Niezależny Portal Finansowy. Independent Trader (tutaj))

REKLAMA