Mity ekonomiczne, społeczne i polityczne

REKLAMA

Czas okołoświąteczny i przełom roku skłaniają do różnych refleksji i wniosków. Pewnie jak co roku, w gazetach posypią się różnego rodzaju „alfabety” i podsumowania. Ze swej strony chciałbym przypomnieć kilka mitów ciągle mocno rzutujących na postrzeganie rzeczywistości, tj. zależności ekonomicznych, społecznych i politycznych, przez współczesnych Polaków, a przynajmniej przez tę część narodu, która aspiruje do bycia jego elitą.

Jest to – jak zaznaczyłem – jedynie przypomnienie, gdyż wymienione sprawy były i cały czas są przedmiotem gorących sporów i dyskusji także na naszych łamach, natomiast świąteczne wyhamowanie tempa życiowych procesów być może pozwoli na chwilę ponownego zastanowienia się nad niektórymi sprawami, doczytania i podyskutowania o tych sprawach w okresie poświątecznej nirwany.

REKLAMA

Mit Piłsudskiego

Te polskie haggady, w których fakty mieszają się z propagandową fikcją, a wszystko służy uzasadnieniu jakiegoś celu dla korzyści określonej grupy, otwiera oczywiście legenda Piłsudskiego. Już na ten temat tyle sam napisałem i napisali inni, że sprawa wydaje się dość dobrze naświetlona, chociaż jeszcze kilka wiązek światła można tutaj dorzucić, ale to już przy innej okazji.

Zadziwiające też, z jakim uporem godnym lepszej sprawy wielu inteligentnych przecież ludzi zamyka oczy naprawdę, jakby bali się weryfikacji przekonań, w imię których niewybrednie obrzucali błotem innych Polaków tylko dlatego, że ci byli politycznymi wrogami ich idola. Taki niestety jest czasami ten nasz polski patriotyzm, którego patronem mógłby być niezawodny sienkiewiczowski Kali.

Jak krytykujemy politycznego idola, którego ubóstwia Kali, to jest to polityczna zdrada, defetyzm i podkopywanie morale narodu; jak Kali krytykuje naszego idola, to jest to trzeźwa, realna ocena faktów historycznych. Czasami jest to nawet tak niepoważne, że aż śmieszne, a co gorzej, w te propagandową farsę dało się wciągnąć także duchowieństwo, jakby nie chcące sięgnąć do prawdziwego życiorysu Marszałka. A skoro już o tym, to w „Migawkach wspomnień” Mieczysława Pruszyńskiego jest m.in. i taki fragment na temat odsłonięcia pomnika Piłsudskiego: „ksiądz pułkownik Leszek Kołoniecki poinformował mnie, że biskup polowy Wojska Polskiego ksiądz generał Leszek Głódź nie pozwolił, aby pomnik Marszałka został poświęcony wodą święconą. Słowa te mnie zdziwiły. – Dlaczego? – zapytałem. – Ponieważ pomnik jest przedmiotem, a tych się nie poświęca… To wyjaśnienie nie przekonało mnie”. Być może Pruszyńskiego, który w momencie spisywania tych wspomnień był już bardzo sędziwym tetrykiem, dopadła przy tego typu „migawkach” jedna z odmian pomroczności, ale warto byłoby dla porządku wiedzieć, czy coś nie było na rzeczy, zwłaszcza że wiadomo, iż abp. Głódź czytał wspomnienia Witosa i być może niewiedza na temat Piłsudskiego demonstrowana w pewnych kręgach jest jedynie niewiedzą koniunkturalną…

Mit II Rzeczypospolitej

Ponad cztery dekady propagandy peerelowskiej sprawiło, że w Polsce wiele spraw, o których owa propaganda trąbiła, zaczęto oceniać nie na podstawie faktów i tego, jak było, ale na zasadzie prostego przeciwstawienia i przekory. Tak utrwalił się również mit II Rzeczypospolitej, idący często w parze z mitem Piłsudskiego. Co ciekawe, ci sami ludzie, którzy każdą, nawet najbardziej uargumentowaną krytykę przedwojennych stosunków próbują sprowadzić do opluwania rodzimej tradycji patriotycznej, z równą zapalczywością opluwają wiele spraw, stosunków i ludzi III Rzeczypospolitej, nazywanej czasami rosyjsko-niemieckim kondominium. Wynika z tego, że można nie tylko krytykować, ale nawet bardziej niż krytykować – wszystko pozostaje jedynie kwestią tego, czyje rządy i „czyją Polskę” (copyright by Jan Olszewski – były premier) się akurat krytykuje.

Mit szlachetczyzny

„Śród takich pól przed laty, nad brzegiem ruczaju,/ Na pagórku niewielkim, we brzozowym gaju,/ Stał dwór szlachecki, z drewna, lecz podmurowany;/ Świeciły z daleka pobielane ściany…” – z takim obrazkiem chcieliby niektórzy kojarzyć polskie życie w dawnych, dobrych czasach i tak naiwnie próbują niektórzy i obecnie przedstawiać dawne stosunki społeczne w Rzeczypospolitej. Niestety w tym wypadku działa wcześniej podana zasada jak w przypadku mitu II RP. Komuna sprowadzała wszystko do walki klas i uciemiężenia chłopa przez pana, więc obecnie na zasadzie prostej odwrotności każde podobne przypomnienie wywołuje – zamiast refleksji – cytaty z „Misia” Barei. Wańkowicz, który – jak wielu innych – nie musiał mieć w wielu sprawach monopolu naprawdę, bardzo trafnie jednak opisał te nasze poszlacheckie fumy i niestety głównie z tego względu bywa przez współczesnych piewców szlacheckiej sielanki przezywany – Wańkiewiczem.

Mit powstań

Co powstanie, to gorzej. Powstanie zwane konfederacja barską – pierwszy rozbiór Polski, insurekcja kościuszkowska – trzeci rozbiór, powstanie listopadowe – likwidacja Królestwa Polskiego, powstanie styczniowe – kraj priwislinskij, powstanie warszawskie – zagłada stolicy. Według stronnictwa patriotycznego, powstania były potrzebne dla przetrwania narodu i odzyskania niepodległości. Jakim sposobem przechowali się Słowacy, Bułgarzy, Rumunii, Litwini, Estończycy, Finowie, Czesi, ba! – nawet Białorusini – pozostaje zagadką „O Polska kraino, gdyby ci rodacy,/ Co za Ciebie giną, wzięli się do pracy/ I po garstce ziemi z ojczyzny zabrali/ Jużby dłońmi swymi Polskę zbudowali” – Wincenty Pol (spolonizowany Niemiec). „O polska tragedio plew,/ które ziarnami łudzą!/ Jak łatwo powiedzieć „krew”,/ gdy chodzi o cudzą” – Marian Hemar (spolonizowany Żyd).

Mit demograficzny

Spora część Polaków i Polek twierdzi, że nie stać ich na dzieci, bo mało zarabiają, a utrzymanie kosztuje. Prawdą jest, że rzeczywiście relatywnie mało zarabiają, a życie relatywnie jest drogie, ale nie to jest przyczyną zapaści demograficznej. Przyczyna tkwi w… głowie.

Od odzyskania niepodległości w Polsce najwięcej urodzeń zanotowano w 1925 roku Urodziło się wtedy 1.036.000 dzieci przy dużo niższej bazie demograficznej, gdyż Polska liczyła wtedy niecałe 29 mln obywateli. Od 1950 do 1958 roku regularnie rodziło się ponad 750 tys. dzieci rocznie, w 1956 roku urodziło się ich 782 tysiące. W 1983 roku urodziło się 723 tys. dzieci. Od 1992 roku regularnie rodzi się poniżej 400 tys. rocznie.

„Konserwatywno-liberalna” wersja mitu demograficznego głosi, że przyczyną małej dzietności są ubezpieczenia społeczne. Mit ten jednakże nie odpowiada na pytanie, jak wytłumaczyć identyczne co do przebiegu kryzysy demograficzne w starożytnej Grecji czy Rzymie czasów upadku ich świetności.

Mit praw nabytych

Kolejny mit „konserwatywno-liberalny”, służący najczęściej błyskotliwym filipikom na rzecz obrony materialnych uprawnień funkcjonariuszy „bijącego serca partii”. Mit ten znajduje swoje zaprzeczenie w regularnie uchwalanych ustawach, zabierających to, co wcześniej inne ustawy dawały – vide wydłużenie wieku emerytalnego czy stopniowa likwidacja OFE. Mimo to co jakiś czas jakiś liberalny ortodoks przypomina sobie o wytrychu praw nabytych, próbując tym terminem nadać więcej uczoności i prawniczości swoim wywodom.

Mit traconego głosu

Jeden z tzw. mitów wyborczych. Innym z tej puli jest mit o konieczności finansowania partii z budżetu, aby uniknąć korumpowania naszych posłów przez lobbystów, którzy obecnie nie mają pojęcia, jak się dobrać do umysłów naszych prawodawców. Mit traconego głosu jest najlepszą wymówką dla kogoś, kto jest niezdolny do wyartykułowania własnego zdania, a nie chciałby się do tego przyznać.

Mit demokratycznego państwa prawa

Kolejny z mitów podpadających pod regułę Kalego z powieści „W pustyni i w puszczy”. Wybory są świętem demokracji, ale okazuje się, że są także wybory, które nie są świętem demokracji i na które nie należy chodzić. W pewnych sytuacjach o tym, które wybory są dobre, a które „be”, decyduje nawet premier.

Mit nieszkodliwego tajnego współpracownika

Jedynym rozpoznanym szkodliwym TW jest dotychczas Lesław Maleszka, dlatego że się sam przyznał i nic się już nie dało zrobić. Okazuje się także, że tajna współpraca anuluje się automatycznie w przypadku podjęcia jawnej współpracy z Antonim Macierewiczem.

Mit oświatowy

Mit, według którego podniesienie współczynnika skolaryzacji poprzez rozdawnictwo bądź sprzedaż dyplomów z jednej strony, a z drugiej poprzez wprowadzenie obowiązku szkolnego de facto od piątego roku życia, spowoduje, że nasz kraj rozkwitnie innowacjami technologicznymi i noblowskimi laureatami.

Mit genderowski vel gomorycki

Mit, który uwarunkowania związane z płcią uważa za mit. Dlatego np. jedną trzecią miejsc na listach do parlamentu muszą zapełniać panie, a do Sejmu trafiają i tak panowie, którzy przerobili się na „panie”. Mit ten jest bardzo pojemny i mieści w sobie jeszcze wiele innych odchyleń przerabianych na normy.

Mit ekologizmu

Skutkiem tego mitu jest np. to, że najważniejszy na budowie autostrady, wiaduktu czy polderu przeciwpowodziowego jest nadzór herpetologa (specjalisty od gadów i płazów). Najsławniejszym rodzimym herpetologiem był jak dotychczas Baltazar Gąbka.

Zestaw mitów ekonomicznych

Trudno wyróżniać jeden lub kilka mitów, skoro wszystkie mają podobne podłoże i bazują na podobnych urojeniach „ekonomicznego cudotwórstwa”. W Polsce najbardziej popularne i żywotne mity ekonomiczne dotyczą dobrostanu za rządów ekipy Gierka, drugiej Japonii, drugiej Irlandii, stu milionów dla każdego, zbawczego wpływu na polską gospodarkę unijnych dopłat, ubezpieczeń emerytalnych, bezpłatnej służby zdrowia, oświaty, zielonej wyspy, miliona mieszkań dla młodych, uwolnienia biliona rezerw… Długo można tę wyliczankę kontynuować, a o absurdach ekonomicznych książki pisano nie tylko w Polsce.

Oczywiście to tylko niektóre z mitów, które albo od lat kierują odruchami Polaków, albo dopiero moszczą sobie gniazdko na naszych plecach niczym kosmici z „Władców marionetek” R. Heinleina. A przecież celowo nie zostały wymienione mity wytworzone przez ostatnie trzy lata przez Macierewicza i jego jawnych oraz tajnych współpracowników.

REKLAMA