O podatku obrotowym

REKLAMA

Od chwili gdy zacząłem zajmować się ekonomią – czyli od czasów głębokiej „komuny” – głównym przekleństwem był podatek obrotowy. Pamiętam też ulgę, z jaką przedsiębiorcy przyjęli jego likwidację. Toteż szokiem dla mnie było, że nowo powstała partia p. Jarosława Gowina postanowiła zaproponować zamiast podatku dochodowego – właśnie podatek obrotowy!

Podatek obrotowy oznacza, że przestaje działać zachęta do stosowania zdrowej zasady handlu: „Duży obrót – mały zysk”. Jeśli wynosi on np. 1% i sprzedam tysiąc sztuk parpavenixów kosztujących 1000 zł każdy z zyskiem złotówki na sztuce – to mam 1000 zł zysku – i zapłacę 10 tys. zł podatku. Przy podatku dochodowym 20% zapłacę 200 złotych. Jeśli natomiast sprzedam za 50 tysięcy jedna sztukę superparpavenixu, którą kupiłem za 1000 zł – to zapłacę 490 zł podatku. Dochodowego zapłaciłbym 9800…

REKLAMA

Do tego dochodzą rozmaite komplikacje…

Otóż podatek obrotowy miałby zostać wprowadzony zamiast dochodowego. Natomiast zacna Wikipedia informuje: „Podatek obrotowy – podatek pośredni, płacony przez osoby i instytucje prowadzące działalność gospodarczą, stanowiący alternatywę dla podatku od wartości dodanej (VAT). Podstawę do opodatkowania stanowi pełny przychód ze sprzedanych dóbr – obrót (stąd nazwa). Jest zawsze liniowy, choć może obejmować zarówno wszystkie sprzedawane towary i usługi, jak również tylko te stanowiące produkt finalny, przeznaczony do użycia, zaś jego wysokość może się różnić w różnych rejonach kraju (m.in. w USA). Początkowo był naliczany od każdego towaru i usługi, przez co jego wysokość była bardzo różna dla różnych artykułów, w zależności od liczby etapów produkcji, co w efekcie prowadziło do opodatkowania podatku przy kolejnych etapach produkcji, przez co nazywano go podatkiem kumulacyjnym, wielofazowym i kaskadowym. Później ograniczono go do opodatkowania dobra tylko w chwili sprzedaży go ostatecznemu odbiorcy. Zalety podatku obrotowego to jego prostota, zniesienie VAT-u i akcyzy oraz ograniczenie liczby płatników przy jednoczesnym opodatkowaniu w sposób pośredni wszystkich obywateli; wadą zaś jest, w zależności czy obejmuje również półprodukty, konieczność stosowania podwójnych cen na niektóre artykuły (z podatkiem i bez) bądź wielokrotne opodatkowywanie tego samego dobra, najpierw jako półproduktów, później jako towaru finalnego”.

Z czego by wynikało, że podatek obrotowy miałby funkcjonować zamiast VAT-u… i akcyzy! Jest to sprzeczne z zasadami Unii Europejskiej – a ponadto nie jest jasne, czy likwidacji miałby ulec podatek dochodowy.

Co do historii, Wikipedia podaje: „W Polsce podatek obrotowy funkcjonował do 1993 roku, kiedy to został zastąpiony podatkiem VAT; obejmował tylko dobra konsumpcyjne i wynosił 20% od towarów i 5% od usług. Podatek obrotowy płaciły także firmy handlowe i był to zawsze 1% od przychodu ze sprzedaży. Stawka 20% dotyczyła producentów, a 5% usługodawców. Był używany jako element polityki fiskalnej, głównie przez zniesienie go od niektórych towarów, jak produkty dziecięce i artykuły pierwszej potrzeby, oraz przez zwiększone opodatkowanie towarów uznanych za luksusowe. Jego przywrócenie postulowały partie: Liga Polskich Rodzin oraz Samoobrona Rzeczpospolitej Polskiej. Przychylnie na tę formę opodatkowania patrzy również część konserwatywnych liberałów”.

Rozumiem, że chodzi o konserwatywnych liberałów p. Jarosława Gowina. Gdy wprowadzenie tego podatku proponował śp. Andrzej Lepper, p. Krzysztof Mazur pisał o tym na portalu ASME („Antysocjalistyczne Mazowsze”) tak:

„Jak nam Lepper ulży. Jak można było usłyszeć, eksperci Leppera zaproponowali, aby obniżyć podatek dochodowy od osób prawnych z 19 do 10%, a w następstwie tej ulgi, pachnącej zdaniem fachowca Kazimierza Zdunowskiego »rajem podatkowym«, należałoby wprowadzić 2,5-procentowy podatek obrotowy. Kłopot z większością »cudotwórców gospodarczych« polega na tym, że z powodu własnych ograniczeń intelektualnych nie potrafią zrozumieć uwarunkowań i konsekwencji proponowanego rozwiązania, stąd też celują koncepcjami, stawkami, aby było później z czego się targować. (…) Otóż podatek obrotowy jest funkcyjnie powiązany z podatkiem dochodowym w takim zakresie, w jakim marża dochodu jest związana z obrotem. O tym, że tak jest, świadczą chociażby obecnie obowiązujące przepisy o podatku zryczałtowanym, gdzie stawki wynoszą od 3% do 20% przychodów, w zależności od rodzaju działalności. Jeżeli dla przykładu uznamy, że w zakresie wolnych zawodów przychód jest praktycznie równy dochodowi, to 20-procentowa stawka od przychodów może odpowiadać 20-procentowej stawce podatku dochodowego; jeżeli w handlu marża wynosi, dajmy na to, 15%, to 3-procentowy podatek od obrotu oznacza de facto 20-procentowy podatek od dochodu itd. Dlatego też dla większości typów działalności, w których niższa marża jest rekompensowana wyższym obrotem, 2,5-procentowy podatek obrotowy oznaczałby w rzeczywistości średnio kilkunastoprocentową podwyżkę podatku dochodowego, co oznacza, że podatek dochodowy zostałby obniżony z 19 do 10%, a wprowadzony tylnymi drzwiami podatek obrotowy podwyższałby faktycznie te obciążenia o kilkanaście procent. Tak więc stawka górna podatku od osób fizycznych zostałaby podwyższona do 50%, podatek od dywidend z 19 do 30%, a obniżony z 19 do 10% podatek dochodowy od osób prawnych faktycznie zostałby podwyższony do minimum 30%”.

Jednak dalej p. Mazur proponuje znów jakąś formę opodatkowania przychodów…

Tymczasem takie koncepcje trzeba a limine odrzucić. Podatek nie może zależeć od tego, ile kto zarobił – a to z dwóch zasadniczych powodów:
1) bo zwiększone dochody i przychody zazwyczaj świadczą o tym, że ktoś działa na rynku lepiej – a więc byłby karany za to, że dobrze działa!
2) bo wtedy trzeba tłumaczyć się, ile się zarobiło, dokumentować to – i, co więcej, wyjawiać urzędnikowi źródła swoich zakupów czy miejsca zbytu – a skąd wiadomo, że ten urzędnik nie jest szwagrem mojego konkurenta??!? Ten właśnie powód był podstawą dwukrotnego odrzucenia tego podatku przez Sąd Najwyższy USA – w 1865 i 1878 bodaj roku.
Wyjdźmy z tego kredowego koła. Odrzućmy wszelkie podatki obrotowe, dochodowe – a jak się da, jeszcze VAT i akcyzy!

REKLAMA