Pierwsza Książka Mojego Dziecka czyli jak zmarnować 800 tys. zł podatników

REKLAMA

„Otrzymaliście właśnie wielki dar od Losu – własne dziecko. I macie niezwykłą szansę, by wychować je na mądrego i szczęśliwego człowieka. Przepis na to jest nadzwyczaj prosty (…)” – intryguje wstęp do „Pierwszej Książki Mojego Dziecka”.

Recepturę na mądrość i szczęście poznają w pierwszej kolejności zmęczone porodem mamy. „Darmową” – tzn. sponsorowaną przez Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, czyli przez podatników – książeczkę rozdaje kobietom w połogu Fundacja ABCXXI. Organizacja jest szerzej znana m.in. z kampanii społecznych „Cała Polska czyta dzieciom” oraz „Mądra szkoła czyta dzieciom”. Obie akcja również były dotowane przez resort zarządzany obecnie przez Bogdana Zdrojewskiego (PO).

REKLAMA

Ponieważ dołożyliście się Państwo do liczącej 40 stron książeczki, zdradzimy wam anonsujący artykuł sekret: podstawą wychowania dziecka na szczęśliwego i mądrego człowieka jest czytanie mu na głos przez 20 minut dziennie! Tę mądrość potwierdzają nie tylko „badania”, ale także sam minister! „Czytanie dziecku ma niezwykły wpływ na jego wszechstronny rozwój i budowanie silnych więzi rodzinnych. (…) Ta piękna książka pomoże od pierwszych dni życia Waszego dziecka wspierać jego rozwój psychiczny, rozwijać zdolności językowe i umysłowe, pobudzać wyobraźnię” – przekonuje Zdrojewski na drugiej stronie publikacji.

Książeczka pełna jest wzniosłych komunałów. Tylko wyjątkowo niedorozwinięci rodzice potrzebują wskazówek zawartych w 12 przykazaniach i 12 zakazaniach (pisownia oryginalna) wieńczących publikację: „Nigdy nie potrząsaj małym dzieckiem ani nie postępuj z nim w gwałtowny sposób, bo możesz trwale uszkodzić jego mózg i organy wewnętrzne”; „Nie strasz dziecka – lęk odbiera siłę i rodzi bezradność”; „Zawsze okazuj dziecku szacunek – postępuj wobec niego grzecznie, łagodnie cierpliwie, dbaj o jego uczucia i dobro”; „Akceptuj i wspieraj swe dziecko” itp., itd. Czy od matek, które trzeba uczyć tego elementarza oczywistości, można oczekiwać, że w przerwach między potrząsaniem dzieckiem, wyzywaniem i zastraszaniem będą czytać rymowanki o Parku, Lecie czy Lokomotywie?

Również zawarte w publikacji wierszyki to – oprócz jednego klasycznego wiersza Brzechwy – w większości anonimowane rymowanki o rodowodzie częstochowskim: „Latem świerszcze w trawach grają, czas wakacji ogłaszają. Kąpią się w jeziorach dzieci, a słoneczko świeci, świeci” itp.

Nie zamierzamy jednak szczegółowo oceniać merytoryki książki. Nad tym aspektem pochylili się specjaliści przepytani przez poświęcony literaturze portal granice.pl. Co ciekawe, psycholodzy, literaci, a nawet wypowiadający się tam graficy (w tym habilitowani, z ASP) nie skrytykowali idei drukowania i rozdawania książeczki za pieniądze podatników. – Powiedzmy otwarcie: zamysł, by każdej kobiecie (…) wręczyć bezpłatnie książkę, którą mogłaby czytać swojemu dziecku, jest bardzo szlachetny” – oceniła Joanna Olech, wielokrotnie nagradzana autorka książek dla dzieci i młodzieży. Dla wielu osób z tzw. branży problemem okazało się nie tyle budżetowe rozdawnictwo, co nijaka jakość rymowanek, niechlujny layout książeczki oraz mierne ilustracje. – Rzecz w tym, że publikacja taka winna odpowiadać najwyższym standardom, jakie powinno gwarantować Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Nie ma powodu, by mnożyć publikacje przygotowane nieprofesjonalnie, szmirowate, jakich bardzo wiele dostępnych jest za grosze na stoiskach z tanią książką – kończy wywód p. Olech. – Zadziwia żałosny poziom artystyczny książki. W rozwiązaniach plastycznych odwołano się do estetyki marnych opakowań żywności w supermarkecie. Liternictwo i ozdoby wokół nich należą do tej samej rodziny marketingowego kiczu – ocenia Krystyna Lipko-Sztrabałło, ilustratorka. – W tej książce (…) wszystkiego jest za dużo. Zaczynając od okładki – kolor niebieski przechodzący od ciemnego do najjaśniejszego, tytuł napisany stylizowanym na odręczny krojem i dodatkowo ozdobiony cieniem, całość jeszcze otoczona ramką. W tym wszystkim dwie płaskie postaci. (…) Poza tym tekst zilustrowano jeden do jednego, obrazy są echem tekstu: wierszyk o słoniku – obok słonik, napisano idzie, więc idzie. Obraz nie dodaje niczego do tego, co mówi tekst, i na odwrót. (…) Książka obrazkowa to nie tylko związek pomiędzy słowem a obrazem, ale także dialog obu tych rzeczy z formą – okładką, wyklejką, stroną tytułową. W tej publikacji ilustracje są wepchnięte pomiędzy tekst przypadkowo, strony są przeładowane (…) – wylewnie podsumowuje cytowana przez granice.pl Monika Obuchow, ilustratorka.

Czy ilustracje faktycznie nie prowadzą dialogu z tekstem, czy jakość rymowanek faktycznie jest tylko „częstochowska” – oceńcie Państwo sami. Książkę można pobrać za darmo (już za nią zapłaciliście!) tutaj – kliknij.

„Pierwsza Książka Mojego Dziecka” dofinansowanie dostała już w minionym roku. W grudniu 2013 roku do ponad 90% szpitali położniczych w całym kraju trafiło 72,5 tysiąca pakietów zawierających publikację. Tylko w tym roku Fundacja ABCXXI może liczyć na blisko 800 tysięcy złotych dofinansowania na pierwszą czytankę dla dziecka. Ktoś sarkastyczny mógłby powiedzieć, że to nie tak wiele za receptę na wychowanie potomka „na mądrego i szczęśliwego człowieka”.

REKLAMA