Kto nie lubi wolnego rynku? Miliarderzy na koncesji

REKLAMA

Jeżeli wokół panuje – jak się nam wmawia – wolny rynek i krwiożerczy kapitalizm, to czemu najbogatsi ludzie na świecie tak otwarcie występują przeciwko wolności gospodarczej?

Panujący obecnie system ekonomiczno-społeczny bywa niekiedy określany jako „turbokapitalizm”, „neoliberalizm” czy też „kapitalizm bez ludzkiego oblicza”. Nie ma praktycznie dnia, w którym w mediach ktoś nie pomstowałby przeciwko wolności gospodarczej, która rzekomo przyczynia się do coraz większego wyzysku, bezrobocia i biedy. Wśród litanii rzekomych przewinień wolnego rynku nie brak oczywiście sloganu, iż „biedniejsi są coraz biedniejsi, a bogatsi coraz bogatsi”. Gdyby więc antykapitaliści mieli rację, najbogatsi ludzie świata powinni całym sercem wspierać leseferyzm, gdyż to on daje im bogactwo. O tym, że sprawy mają się zupełnie odmiennie, przeciwnicy wolnego rynku jednak nigdy nie wspominają.

REKLAMA

Bill Gates

Od wielu lat wszelkie listy najbogatszych obywateli świata otwiera niezmiennie założyciel Microsoftu, Bill Gates. Światu dał się poznać nie tylko jako osoba finansująca aborcję i sterylizację w krajach Trzeciego Świata, ale także jako aktywny komentator wielu problemów współczesności. Otóż Billa Gatesa, właściciela majątku wartego ponad 77 miliardów dolarów, nurtuje nieustannie kwestia nierówności dochodów, która jego zdaniem powinna zostać uregulowana przez wspólnotę państw świata. Wynalazca Windowsa uważa nadto, że wolny rynek zakłóca normalne funkcjonowanie społeczeństwa, nie zapewniając m.in. odpowiedniej opieki zdrowotnej. Najbogatszy człowiek na świecie najwyraźniej nie zdaje sobie sprawy z tego, że swój majątek zawdzięcza m.in. temu, że kraj, w którym założył swój interes, zapewniał przez szereg dekad największe swobody gospodarcze w historii świata. Nieco biedniejszy od Gatesa, choć posiadający astronomiczny majątek rzędu 5 miliardów dolarów, właściciel koncernu Virgin, Richard Branson, przedstawia sprawy w o wiele bardziej wyrazisty sposób. W przedmowie do wydanej trzy lata temu książki miał się wypowiedzieć następująco: „Naprawdę uważam, że kapitalizm powstał, aby poprawić ludzkie życie, lecz niestety wraz z upływem czasu nieco się pogubił. Skupienie się na osiągnięciu zysków w krótkim terminie sprawiło, że spora część biznesu zapomina o roli, jaką musi odegrać w dłuższej perspektywie, zapewniając ochronę ludziom i planecie”. Branson nie wskazał wprawdzie dokładnie momentu, w którym „kapitalizm się pogubił”, lecz wydaje się, że to raczej on sam pogubił się w rozumieniu kapitalizmu.

Warren Buffett

Najbardziej znanym z antykapitalistycznych miliarderów jest jednak trzeci w kolejności najbogatszy człowiek świata – Warren Buffett. Od co najmniej kilku lat szokuje media swoimi wypowiedziami, w których wyraża ubolewanie z powodu płacenia przez siebie zbyt niskich podatków. Swoją krucjatę na rzecz opodatkowania najbogatszych skwitował następującą wypowiedzią: „Ja i moi przyjaciele byliśmy zbyt długo rozpieszczani przez sprzyjający miliarderom Kongres. Czas, aby rząd sprawił, by wszyscy poświęcali się w równy sposób”. Brzmi nietypowo jak na „kapitalistycznego krwiopijcę”, nieprawdaż?

Natomiast zajmujący 26. miejsce na liście Forbesa George Soros, słynny inwestor i właściciel funduszy hedgingowych, wydaje się o wiele bardziej wyrazisty niż inni miliarderzy. Żyd pochodzący z Węgier zaleca od lat stanowczą i jeszcze dalej idącą interwencję władz w „rynki” finansowe. Jego pomysł polega na ustanowieniu nowego ładu finansowego, w którym rząd USA oraz Międzynarodowy Fundusz Walutowy będą sprawowały bezpośrednią kontrolę nad większością poczynań poszczególnych państw po to, aby uniknąć nieustannych problemów związanych z państwowym i korporacyjnym długiem. Pomysł ten to zaledwie wierzchołek góry lodowej, którą stanowią poglądy Sorosa, niezmiennie wspierającego idee „społeczeństwa otwartego”, wolnego od nadużyć kapitalizmu.

Wszystkie cytowane tu wypowiedzi największych finansistów i miliarderów na świecie świadczą dobitnie, że wolność gospodarcza wcale nie jest wśród najbogatszych lubiana. Przeciwnie – ludzie ci wyrażają wręcz otwartą niechęć wobec rozwiązań, które ustanawiałyby swobodę konkurencji. Tłumaczenie, że „turbokapitaliści” czynią tak tylko dla niepoznaki, w rzeczywistości skrywając wielką miłość do gospodarczego liberalizmu, zakrawa na teorię spiskową. Tym bardziej że swoje wątpliwości co do wolnego rynku wypowiadają wcale nie pojedynczy i mało znaczący miliarderzy, lecz zajmujący same szczyty listy najbogatszych ludzi na świecie według listy pisma „Forbes”.

Mark Zuckerberg i inni

Największe fortuny prawie zawsze powstawały przy pomocy państwa. Takie osoby jak Mark Zuckerberg (założyciel Facebooka), rodzina Waltonów (właściciele największej sieci marketów) czy też rodzina Marsów (od słynnego batonika) to raczej wyjątki od zasady. Pieniądze są dziś najobficiej dostępne dokładnie tam, gdzie jest państwo i realizowane przez nie przetargi i zamówienia. Dlatego nie jest przypadkiem, że tak wielu bogaczy pochodzi z Rosji, w której państwo jest nieporównywalnie silniejsze niż np. w Wielkiej Brytanii. „Obrzydliwie” bogaci w przeważającej liczbie przypadków zawdzięczają swój majątek nie satysfakcji milionów klientów, lecz odpowiednim znajomościom i odpowiednio napisanym ustawom.

Najbogatszy człowiek przełomu XIX i XX wieku – John Pierpont Mor-gan – który zbudował całą swoją fortunę na państwowym długu, także żywił nieskrywaną niechęć wobec wolności gospodarczej. Choć współcześni mu uważali go za wielkiego kapitalistę i finansistę, sam Morgan całkowicie szczerze przyznawał, że najlepiej czuje się w branżach, w których wszystko jest poukładane przez państwo oraz w których istnieją kartele (które sam namiętnie tworzył). Nieformalny przywódca Wall Street aktywnie wspierał regulację rynków, gdyż dzięki państwu to on obstawiał rady nadzorcze kluczowych firm (zwanych wciąż dla niepoznaki prywatnymi). W wypowiedziach najbogatszych można wprawdzie usłyszeć nieco antysocjalistycznych treści, lecz jest to wyłącznie pusta retoryka. Najbogatszy Polak – Jan Kulczyk – wypowiada się często tak, jakby był klasycznym liberałem gospodarczym, ganiąc państwo za nadmierne mieszanie się w gospodarkę lub też podśmiewując się z unijnej biurokracji. Z drugiej jednak strony swój kapitał inwestuje nieodmiennie w branże poddane ścisłej kontroli państwa (energetyka, sektor paliwowy, surowce mineralne, infrastruktura drogowa), zaś jego holding zatrudnia znanych polityków. Doktor Kulczyk cierpi więc na swoiste rozdwojenie jaźni: choć przekonuje, że im mniej państwa, tym lepiej, jednocześnie bez pomocy tego samego państwa jego interesy ograniczałyby się do warzenia piwa.

Osoby, które z wielką lubością krytykują obecny stan rzeczy jako wielką winę kapitalizmu, praktycznie nigdy nie zadają sobie trudu, aby sprawdzić, czy kapitalizm popierają właściciele najgrubszych portfeli. Przyczyna tego wydaje się oczywista: gdyby tak uczyniły, przekonałyby się, że najbogatsi ludzie na naszej planecie ściśle współpracują z państwem i nawoływanie do wolności gospodarczej jest im wyraźnie nie w smak.

Margines swobody

Najbardziej pocieszające jest mimo wszystko to, iż obecny system gospodarczy pozostawia wciąż pewien margines swobody, czego dowodem jest obecność na listach najbogatszych osób tych, którzy swój majątek zbudowali dzięki oryginalności swoich pomysłów i wielkiemu poświęceniu. To naprawdę pocieszające, że wśród arabskich szejków, rosyjskich miliarderów, inwestorów z Wall Street, szefów latynoskich mafii oraz głów państw znaleźć wciąż można producentów sprzętu komputerowego, mebli, zabawek dla dzieci czy też kreatorów mody.

REKLAMA