Szturm ABW na redakcję „Wprost”. Tygodnik może dysponować nawet 900 godzinami nagrań polityków PO!

REKLAMA

Funkcjonariusze ABW weszli do siedziby tygodnika „Wprost” i próbowali zabezpieczyć sprzęt komputerowy dziennikarzy. Szczególnie zależało im na przejęciu prywatnego laptopa oraz nośnika danych należących do Sylwestra Latkowskiego. – Użyto wobec mnie siły – łamiącym się głosem stwierdził redaktor naczelny gazety.

Oprócz pracowników Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, prokuratury oraz policji do redakcji przy warszawskich alejach Jerozolimskich 212 tłumnie przybyli dziennikarze praktycznie wszystkich dużych mediów. Na oczach kamer doszło do przepychanek i emocjonalnej wymiany zdań między pracownikami tygodnika Wprost – wspieranymi przez dziennikarzy z innym redakcji – a przybyłymi na miejsce funkcjonariuszami. Ok. godz. 22:00 tłum nie pozwolił wejść do gabinetu Latkowskiego m.in. prokuratorowi Hubertowi Podolakowi. Miał on wesprzeć w wykonywaniu czynności służbowych obecnego na miejscu od początku akcji ABW prokuratora Józefa Gacka. Dziennikarze skandowali: „Do domu!”. Na ścianie wywieszono przygotowany naprędce plakat z napisem: „Nie dla PRL bis. Prawda zwycięży”. Policja przynajmniej dwukrotnie – bezskutecznie – wzywała dziennikarzy do opuszczenia redakcji.

REKLAMA

W siedzibie „Wprost” pojawił się także Przemysław Wipler, który za pomocą serwisu twitter.com/wipler relacjonował całe zajście. – Zachowanie prokuratora prowadzącego czynności między skandalem a groteską. Panowie z ABW – bardzo nietęgie miny… – ocenił poseł KNP. Polityk był świadkiem rozmowy telefonicznej prokuratora, który przełożonego poinformował o „odstąpieniu od wykonywania czynności” z powodu „obawy o zdrowie i życie”. – Białoruś w wykonaniu Monty Pythona! – podsumował Wipler.

– Użyto siły wobec Latkowskiego, wykręcano mu ręce. (…) Agencji ABW w jakimś ostatnim akcie desperacji chcieli mu odebrać laptop. Tylko dzięki obecności dziennikarzy, kamer telewizyjnych i m.in. Piotra Ikonowicza do tego nie doszło. Wobec innych pracowników nie użyto siły – relacjonował Cezary Bielakowski z „Wprost”.

– W krytycznym momencie, gdy usłyszeliśmy krzyki z gabinetu Latkowskiego, postanowiliśmy tam zajrzeć. Zostały wyważone drzwi. Miałem w tym swój udział (…). Okazało się, że funkcjonariusze siłą chcieli odebrać Latkowskiemu laptop. Na szczęście udało się temu zapobiec – opisał zajście na antenie TVN 24 Przemysław Wipler.

– Jesteśmy po stronie „Wprost”. Będziemy bronić do upadłości tajemnicy dziennikarskiej – zapowiedział Piotr Stasiński z „Gazety Wyborczej”.

Po godzinie 23:00 ABW zdecydowała o przerwaniu przeszukania i opuszczeniu redakcji. Latkowski podziękował dziennikarzom za wsparcie. – Bronimy tajemnicy dziennikarskiej. Natychmiast wydamy nagrania, nie chcemy przeszkadzać. Chcemy tylko, żeby taką decyzję podjął sąd – powiedział.

Latkowskiemu udało się ocalić laptopa oraz nośnik pamięci. Jednak część dysków twardych z komputerów redakcyjnych oraz prywatnych laptopów pracowników została przez ABW skopiowania (tzw. kopia binarna) i zabezpieczona w kopertach. Co ciekawe wycofujący się z redakcji funkcjonariusze zapomnieli zabrać… teczki na dowody. Jeden z dziennikarzy TV Republika zapowiedział, że przyniesie ją na czwartkową konferencję prasową Donalda Tuska.

Sylwester Latkowski obawia się ponownego wkroczenia ABW do redakcji oraz mieszkań autorów tekstów w ciągu nocy. Zdaniem Michała Majewskiego, pracownika „Wprost”, redaktor naczelny obdzwania dziennikarzy z innych mediów z prośbą o wywarcie wpływu na prokuratora generalnego, aby ten „wstrzymał te chore działania”.

– Wydaje mi się, że ktoś stracił całkowicie zdrowy rozsądek. Wygląda to tak, jakby wszystko wymknęło się spod kontroli, bo wiadomo, że jedynym efektem tego typu działania musi być powszechne poczucie, że władzy na czymś bardzo zależy; że jest czymś bardzo zagrożona – ocenił na antenie TVN24 Paweł Lisicki z tygodnika „Do rzeczy”.

– Jak się patrzy na to, co się dzieje w tygodniku „Wprost” – że pan minister nie zadzwoni do swoich podwładnych i nie powie: Ludzie, bo za chwilę będziemy tak skompromitowani, że już się z tego nie wykaraskamy nigdy – komentował w „Szkle Kontaktowym” Grzegorz Miecugow.

– Bardzo mi przykro o tym mówić, ale prokuratura narusza prawo. Póki pan redaktor Latkowski nie jest podejrzanym w tej sprawie, może mieć status jeden, status świadka. A skoro tak, to jest zobowiązany do zachowania tajemnicy dziennikarskiej. Skoro tak, to wszystkie przedmioty które mogą zawierać jakieś substraty materialne objęte tajemnica dziennikarską, również są szczególnie chronione – tłumaczył w TVN24 prof. Kruszyński, karnista z Uniwersytetu Warszawskiego.

Pełnomocnik „Wprost” mec. Jacek Kondracki zapowiedział złożenie zażalenie na działania prokuratury.

Tygodnik „Wprost” opublikował w poniedziałek (16.06) kompromitujące nagranie rozmowy Bartłomieja Sienkiewicza (ministra spraw wewnętrznych) z Markiem Belką, prezesem Narodowego Banku Polskiego. Dwa dni później prokuratura wezwała do “dobrowolnego wydanie nośników” zawierających rzeczone nagrania. „Wprost” nie zgodził się na współpracę. Powołał się na obowiązek ochrony tożsamości informatora (Art. 15 Ustawy o Prawie Prasowym) Zdaniem tygodnika „nagrania mogą pomóc w identyfikacji ich autora”. W związku z tym prokurator postanowił zdobyć inkryminowane nagrania siłą. O pomoc poprosił ABW oraz policję.

Z nieoficjalnych informacji – głośno wyrażonych m.in. przez Monikę Olejnik z TVN, wynika że „Wprost” może dysponować nawet dziewięciuset (!) godzinami nagrań. Tygodnik nie skomentował (nie zdementował) tych rewelacji. W warszawskiej restauracji „Sowa i przyjaciele” mieli się spotykać, przez przynajmniej kilkanaście ostatnich miesięcy, prominentni działacze PO.

REKLAMA