Nieczyste intencje chcących obniżać podatki

REKLAMA

Dążenie do obniżki podatków po to, by zwiększyć wpływy do budżetu państwa, przyrównać można do picia w celu zapomnienia, że jest się pijanym.

Niskie podatki są oczywiście zawsze lepsze niż wysokie podatki, ale politycy, publicyści i filozofowie mają nieodmiennie wielkie kłopoty ze zrozumieniem, kiedy tak naprawdę podatki są niskie. Dla przykładu weźmy chociażby podatki w Polsce i w Niemczech. W Polsce stawki podatku dla firm oraz podatku dochodowego są zdecydowanie niższe niż w Niemczech (np. CIT w Polsce wynosi 19% , podczas gdy w Niemczech ok. 29,8%) . Nad Łabą wyższy niż nad Wisłą jest także udział podatków w PKB całego kraju (odpowiednio 40,6% i 33,8%), a mimo to właśnie Niemcy są wciąż zamożniejsze, pomimo tak sporych różnic w wysokości stawek podatków mających największy wpływ na poziom przychodów (nawet uwzględniając wysokość progów podatkowych).

REKLAMA

Taki stan rzeczy na pierwszy rzut oka wydaje się obalać typowe wśród zwolenników wolnego rynku przekonanie, iż dany kraj bogaci się tym bardziej, im niższe nakłada podatki. Złudzenie to pryska dopiero w momencie, gdy uświadomimy sobie, że podatkiem wcale nie jest to, co nazywa się podatkiem w oficjalnej terminologii każdego państwa. W rzeczywistości podatkiem jest każda państwowa własność, której podtrzymywanie w istnieniu każdorazowo odbywa się kosztem sił prywatnych. Tak właśnie podatkami są np. państwowa służba zdrowia czy też Państwowa Straż Pożarna, które nieustannie pobierają od nas podatek przez to, iż z punktu widzenia narzuconego przez państwo prawa nikt nie ma prawa otworzyć prywatnej firmy pożarnej ani też dysponować pobieraną przymusowo przez państwo składką ubezpieczenia zdrowotnego. Tego typu branż istnieją całe setki.

Gdy więc uwzględnimy rzeczywisty zakres państwa i jego własności w obydwu krajach, wówczas zrozumiemy, że w Polsce podatki wcale nie są niższe niż w Niemczech, lecz wyższe. Choć Polska oferuje niektóre stawki na niższym poziomie, w szeregu branż państwo odgrywa zdecydowanie większą rolę, ograniczając tym samym siły prywatne.

Podstawowy problem w dyskusji o podatkach nieodmiennie polega na tym, iż przyjmujemy perspektywę państwa, które celowo nazywa podatkami wyłącznie pewien określony rodzaj płatności, aby stworzyć mylne wrażenie, że podatki są tak naprawdę niskie (kilkunasto- lub nawet kilkuprocentowe). W rzeczywistości zaś podatki powinno się dzielić na gotówkowe (np. VAT, CIT czy PIT) oraz bezgotówkowe (albo niepieniężne, czyli wynikające z państwowej własności). Polska należy do krajów, w których podatki bezgotówkowe odgrywają zdecydowanie większą rolę niż w krajach Europy Zachodniej.

Każdy podatek jest pobierany ostatecznie właśnie po to, by zwiększyć zakres państwowej własności, dlatego Lewiatanowi wszystko jedno, czy powiększy swoje mienie przy pomocy płatności gotówkowej, czy też na mocy obowiązujących przepisów prawnych i przywilejów. Ponadto fakt, iż obecnie państwo pobiera podatki wyłącznie w formie pieniężnej, nie powinien nam przysłaniać dobrze znanego faktu, iż dawniej spora ich część przybierała postać np. płodów rolnych. Współcześnie nie musimy już dostarczać państwu podatków towarowych, lecz państwo pobiera je automatycznie, kontrolując szereg kluczowych sfer gospodarki.

Istotą podatków bezgotówkowych jest to, iż ich pobieranie polega na korzystaniu z pewnych przywilejów, bez udziału sił prywatnych. Podatki bezgotówkowe przynoszą w ten sposób mniejsze zyski państwu, gdyż system podatków gotówkowych dopuszcza większy udział sektora prywatnego. Sektor prywatny wnosi element konkurencji, a przez to większej efektywności i zyskowności, przez co opodatkowanie go w sposób gotówkowy przynosi w ostatecznym rozrachunku większe zyski.
Prawdy o podatkach nie można poznać, przyglądając się tylko oficjalnym budżetom państw, które stanowią pochodną filozofii księgowania środków finansowych z punktu widzenia Lewiatana. Nigdy nie można zapominać o tym, co na temat państwa i jego działalności powiedział Frédéric Bastiat, który zauważył, iż każdy państwowy most odsyła nas do szeregu mostów, których nie było dane zbudować sektorowi prywatnemu. Z tego właśnie względu żaden budżet państwa nie uwzględni nigdy całego szeregu dóbr i usług, które mógłby wytworzyć sektor prywatny, gdyby mu na to pozwolono. Im większy zakres państwowej własności, tym większa liczba podatków bezgotówkowych, które są właśnie bastiatowskimi „mostami” zbudowanymi kosztem mostów prywatnych.

Podatki bezgotówkowe odpowiadają mieniu rzeczowemu osób prywatnych, lecz zasadnicza różnica między nimi polega na tym, iż osoby prywatne nabywają mienie rzeczowe przy pomocy pieniędzy, zaś podatki bezgotówkowe przynależą państwu na zasadzie bezprawnego przywileju. Państwo nie nabywa swojego mienia, lecz przywłaszcza je sobie na mocy obowiązującego społecznie mitycznego przekonania o konieczności jego zwierzchności nad całym krajem.

Niefortunny konstrukt

Przedstawiona tu charakterystyka podatków okazuje się nie do pogodzenia z bardzo popularnym wciąż konstruktem teoretycznym, znanym powszechnie jako „krzywa Laffera”. Konstrukt ten jest niefortunny z dwóch bardzo istotnych powodów. Po pierwsze – bierze pod uwagę wyłącznie podatki gotówkowe i całkowicie pomija całą potężną sferę państwowej własności. Po drugie – podstawową przesłanką leżącą u podstaw „krzywej Laffera” wydaje się przekonanie o istnieniu optymalnej i względnie niskiej stawki podatków, która zapewnia właściwe funkcjonowanie państwu – jest to bardzo szkodliwy mit.

Optymalna stawka opodatkowania nie istnieje, tak jak nie istnieje optymalny zakres kradzieży. Zwolennicy „krzywej Laffera”, całkowicie ignorując prawdziwy zakres opodatkowania bezgotówkowego, tak naprawdę popadają w pewną sprzeczność, gdyż z jednej strony walczą o jak największy zakres sfery prywatnej i przekonują do zalet wolnego rynku, a z drugiej przekonują zawzięcie, że tenże wolny rynek nie może zastąpić całkowicie państwa oraz że trzeba go nieustannie ograniczać.
Myśląc o podatkach, powinniśmy posługiwać się raczej wykresem przedstawiającym prostą skierowaną pod kątem 45 stopni ku górze, odniesionej do dwóch osi – wskazujących wysokość podatków oraz zyski z nich uzyskiwane. „Krzywa Laffera” nie jest w stanie wskazać nam prawdziwej wysokości podatków, gdyż bierze pod uwagę wyłącznie podatki pieniężne (gotówkowe). Ich obliczenie jest nieporównywalnie łatwiejsze niż ukazanie prawdziwej skali opodatkowania i być może właśnie dlatego „krzywa Laffera” cieszy się tak sporą popularnością. Podobnie rzecz ma się w przypadku zysków z podatków, które przecież nie ograniczają się wyłącznie do płatności pobieranych od obywateli na rzecz skarbu państwa.

Natomiast bardziej niż powoływanie się na „krzywą Laffera” dziwi posługiwanie się przez wiele osób zawiłą argumentacją głoszącą, iż powinno się obniżyć podatki właśnie po to, aby zwiększyć wpływy do budżetu państwa (!). Nie można być jednocześnie zwolennikiem wolnego rynku oraz zwolennikiem silnego państwa, gdyż są to dwa rozłączne zbiory ludzkich interakcji: pierwsze z nich polegają na dobrowolnej współpracy, drugie na stosowaniu przymusu. Po cóż więc powierzać państwu jeszcze większą władzę, skoro dziś przyczynia się do tak wielu nadużyć?

„Krzywa Laffera” stanowi odbicie nieustannych prób znalezienia mitycznej koncepcji państwa minimum, które pobiera tyle podatków, ile trzeba, i nie robi nic ponadto. Wszelkie dążenia do obniżki podatków powinny być popierane, lecz jeśli zwolennicy obniżki podatków czynią to, motywując się chęcią zwiększenia wpływów do budżetu, można mieć poważne wątpliwości co do ich prawdziwych intencji. Ostatecznie bowiem podatki nie powinny zostać zmniejszone, lecz zniesione. Tego celu nie można nigdy stracić z pola widzenia.

REKLAMA