Brytyjczyk uruchomił prywatną drogę

REKLAMA

Mike Watts zbudował prywatną drogę gdy władze hrabstwa Somerset zamknęły do remontu odcinek trasy A431 w okolicach miasteczka Kelston. Naprawa drogi łączącej m.in. miasta Bath i Bristol okazała się konieczna po tym, jak w lutym – w kilku miejscach – osunął się grunt. Mieszkający po sąsiedzku Watts miał dość korzystania z wyznaczonego przez władzę objazdu, który utrudniał mu prowadzenie biznesu a lokalnej społeczności uniemożliwił szybkie podróżowanie do pracy, szkół czy choćby lekarza.

Watts, prywatnie właściciel kawiarni i dwóch małych sklepów wyliczył, że osoby regularnie omijające remontowany fragment drogi (np. dojeżdżające do pracy) muszą przejechać dodatkowe 22 km w każdą stronę. Ich tygodniowe wydatki na benzynę zwiększyły się o minimum 35 funtów. Znacznie bardziej dotkliwe okazało się marnotrawstwo czasu, który kierowcy muszą każdorazowo poświęcić na pokonanie objazdu poprowadzonego przez kilka wiosek i miejscowości. Z powodu ograniczeń prędkości obowiązujących w terenie zabudowanym powrót na trasę zajmuje teraz nawet godzinę i piętnaście minut.

REKLAMA

– Przeciągający się remont drogi to problem, zwłaszcza jeśli ma się dzieci. Ich podwiezienie do lekarza itp. do Bath to duży kłopot – powiedziała dziennikowi The Telegraph Laura Fenton, mieszkająca w Kelston matka dwójki dzieci. Jej opinię podzielają inni mieszkańcy. Swoim sąsiadom starał się pomóc John Dinham. Rolnik pozwalał właścicielom samochodów terenowych omijać zamknięty odcinek drogi przez należące do siebie pole. Gdy o jego uprzejmości ktoś poinformował w internecie przez ziemię farmera masowo zaczęły przejeżdżać auta setek przejezdnych. Dinham pewnie nie miałby nic przeciwko – kluczowa część pola i tak przez większą część roku leżała odłogiem – gdyby regularnie nie musiał swoim traktorem wyciągać z błota aut kierowców, którzy przecenili możliwości samochodu. – Wystarczyła lekka mżawka a nieutwardzona ziemia zmieniała się w grząskie błoto – powiedział Dinham dziennikarzowi The Guardian. Przy kuflu piwa, w lokalnym barze, rolnik narzekał na opieszałość odpowiedzialnych za drogę władz i grzęznące w swoim polu samochody. W pewien majowy wieczór jednym z jego kompanów był Watts. Na pomysł zbudowania prywatnej drogi wpadła jego żona. Mike zajął się całą resztą.

Na utwardzenie części pola Dinhama o długości 365 metrów, jego oznakowanie, zdobycie pozwoleń itp. wydał ok. 150 tys. funtów. Do tego trzeba doliczyć koszt utrzymania odpowiedniego stanu technicznego nawierzchni i logistyki związanej z poborem opłat (Watts zatrudnił do tego miejscowych, w tym emerytów). Przedsiębiorca liczy, że w ciągu niecałego pół roku zwrócą mu się poniesione koszty. Dlatego inkasuje 1 funt od każdego motocykla i 2 funty od samochodu osobowego, których kierowcy oszczędzając czas i benzynę wybierają prywatny objazd. Właściciele większych pojazdów (np. vanów) płacą 3 funty. Ci, którzy praktycznie codziennie korzystają z drogi (zwłaszcza mieszkańcy Kelston) mogą wykupić odpowiednio tańsze pakiety przejazdów.

Obrotny Anglik dogadał się także z Dean Chappell, właścicielem knajpy Old Crown w Kelston, w którym panowie debatowali na rozwiązaniem problemu niekończącego się remontu. Po jego rozpoczęciu lokal zaczął tracić klientów, którzy nie mogli do niego wygodnie dojechać. Chappell postanowił refundować przejazd tym, którzy wypiją i zjedzą u niego za minimum 20 funtów. Wzrost obrotów właściciel odnotował już w pierwszy weekend po ogłoszeniu promocji.

Pomysł otworzenia pierwszej od stu lat prywatnej drogi w Wielkiej Brytanii narodził się w maju. Pierwsi klienci skorzystali z objazdu w piątek, 1 sierpnia. 3 sierpnia drogą przejechało ok. 600 pojazdów. Z wyliczeń Wattsa wynika, że ilość kierowców szybko przekroczy tysiąc dziennie.

Jak napisał The Telegraph lokalne władze wydały oświadczenie, że „ostrzegają przed korzystaniem z płatnego objazdu”, za którego bezpieczeństwo nie ręczą. Równocześnie zapewniają, że remontowany odcinek drogi przywrócą do ruchu w grudniu tego roku. Watts ma nadzieję do tego czasu wyjść na zero.
Nie liczy na zysk tak samo jak nie liczy na utrzymywanych z podatków urzędników. Jeśli jednak uda mu się na drogowym biznesie cokolwiek zarobić to pieniądzmi podzieli się z właścicielem pola. Gdy państwowa droga znów będzie przejezdna prywatną zlikwiduje a ziemia ponownie będzie służyć pod wypas dla zwierząt.

Przed wielu latu Watts dostał od żony oprawiony w ramkę obrazek z sentencją, która codziennie daje mu do myślenia. Powieszony na ścianie napis głosi: „Są ludzie, którzy sprawiają, że coś zmienia. Są ludzie, którzy przyglądają się gdy coś się zmienia. Są też tacy, którzy – gdy coś się zmieni – tylko pytają co właściwie się stało?”.

REKLAMA