KNP i Ruch Narodowy nadciągają z Mordoru

REKLAMA

Janusz Korwin-Mikke to rosnący w siłę Sauron nadwiślańskiej sceny politycznej. Jest sługą Morgotha, czyli Putina. Ruch Narodowy (RN) to sejmowa personifikacja Sarumana. Zamiast Śródziemia, mamy Polskę, na której krańcach wyborcy (orkowie?) wznoszą dwie wieże… Tą pokraczną parafrazą dzieła Tolkiena można podsumować wywiad, którego Adam Hoffman udzielił „Gazecie Wyborczej”.

W rozmowie z Pawłem Wrońskim poseł dał do zrozumienia, że jedynymi, którzy mogą przeciwstawić się rosnącej potędze politycznego Mordoru, są… PO i PiS. Choć obie formacje toczą spór („nawet bardzo ostry”), to w ich wydaniu jest on „istotą polityki”. Może jest on mało estetyczny, ale doskonale kanalizuje… emocje rozjuszonej gawiedzi. Jeśli bowiem „politycy kłócą się w Sejmie, to ludzie nie biją się na ulicy”! Zdaniem Hoffmana, spór PO i PiS „odbywa się w ramach podziałów społeczno-politycznych”, w których „interes narodowy” jest „jasno zdefiniowany”.

REKLAMA

Alternatywą dla politycznego duopolu jest tymczasem „prorosyjski Janusz Korwin-Mikke i mający tendencje antysemickie Ruch Narodowy”. Całe szczęście ten drugi nie jest jeszcze zupełnie stracony, bo antyżydowscy są u Narodowców tylko „niektórzy” działacze. W każdym razie Śródziemiu, tzn. Polsce, grozi, że „przyjdzie Mordor i was zje”.

Najciekawszy wydaje się jednak sposób na powstrzymanie rosnącej potęgi korwinowców i narodowców. Tutaj Hoffman inspiracji przestał szukać w świecie Tolkiena i sięgnął – chyba jednak nie do końca świadomie – po Orwella. Zdaniem polityka PiS „obniżanie temperatury sporu” PO i PiS oznacza, że „tworzy się dla nich [JKM i RN – dop. Red.] przestrzeń”. W tę dziurę z całą pewnością będą „wchodzić ugrupowania z programem sprzecznym z polskim interesem”. Z jednej strony antysemici („to jedna z najgorszych rzeczy, jaka może się zdarzyć w polskiej polityce, niszcząca na arenie międzynarodowej”), z drugiej proputinowcy („zagrożenie dla samej niepodległości Polski”). Logiczną konsekwencją tego stanu rzeczy jest więc ustawiczne podsycanie sporu między PO i PiS. Tylko jeśli płomień tego konfliktu będzie wystarczający duży – choć wciąż kontrolowany – istnieje nadzieja, że „ugasi” on inne płomienie.

Ta mechanika jako żywo przypomina tę ze świata Wielkiego Brata, gdzie istotną postacią jest pozorny wróg, którego gawiedź musi się obawiać; którego można opluwać w ramach codziennych Dwóch Minut Nienawiści, dzięki czemu „ludzie nie biją się na ulicy”. Tymczasem JKM to zarówno dla Tuska/Kopacz, jak i Kaczyńskiego prawdziwy, a nie tylko pozorny wróg…

Co jeszcze wynika z wywiadu Hoffmana?

Po pierwsze – widać, że PiS nie ukrywa strachu przed widoczną na horyzoncie konkurencją. Do tej pory strategią obowiązującą w formacji Kaczyńskiego było przemilczanie lub w najgorszym razie bagatelizowanie politycznych alternatyw dla elektoratu określanego jako prawicowy. Teraz pretendenci do zagospodarowania przynajmniej części tych wyborców godni są miana samego Mordoru! Widać także, że PiS bardziej boi się Korwina niż narodowców wśród których tylko „niektórzy działacze” są źli, a reszta to po prostu zabłąkane owieczki.

Po drugie – Hoffman pokazał, że sojusz PO-PiS istnieje i ma się dobrze. Co więcej, PO awansowała do rangi formacji, która dba – o trochę inaczej pojmowany, ale jednak – interes narodowy… Do niedawna „metafizyczna” wykładnia sporu między PO a PiS była prezentowana w duchu chrześcijańskim. Platforma była złem rozumianym jako brak dobra; czymś co nie jest równorzędne dobru, bez czego można się obejść. Na wykładach z filozofii dla młodszych uczniów przedstawia się tę koncepcję pokazując kartkę („dobro”), w której ktoś zrobił dziurkę („zło”). Dziura bez kartki istnieć nie może, ale samo dobro bez skazy jak najbardziej. Nie są to więc wartości równorzędne. Tymczasem obecnie prezentowana przez PiS polityczna „metafizyka” jest utrzymana w duchu gnostyckiego dualizmu. Zarówno PO („zło”), jak i PiS („dobro”) to siły równorzędne, które toczą ze sobą odwieczny spór. Jedna nie może istnieć bez drugiej. Kluczowe jest to, która z nich zyska przewagę (zdominuje drugą, ale nie jej nie zgładzi).

AKTUALIZACJA: Wywiad Hoffmana ukazał się w „Gazecie Wyborczej” jeszcze przed tym, jak media doniosły o rzekomym skoku Hoffmana na publiczną kasę. Hofman wraz z dwoma kolegami i swoimi żonami wybrali się pod koniec października służbowo do Madrytu. Mieli wziąć udział w posiedzeniu Komisji Zagadnień Prawnych i Praw Człowieka Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy. Na ten cel panowie wzięli z sejmowej kasy kilkanaście tysięcy złotych zaliczki, m.in. na benzynę. Podróż mieli odbyć prywatnymi samochodami. Ostatecznie wybrali jednak tanie linie lotnicze…

REKLAMA