Dlaczego użyto kart do głosowania w formie książeczki?

REKLAMA

W zakończonych wyborach samorządowych oddano rekordową liczbę głosów nieważnych. Chyba najczęściej wskazywaną przyczyną tego stanu rzeczy jest broszurowa forma kart do głosowania i towarzysząca im instrukcja wyborcza.

Skonfundowani wyborcy mieli źle zrozumieć wytyczne i – zwłaszcza w wyborach do sejmików wojewódzkich – „dwie przecinające się wewnątrz kratki linie” stawiali tylko na pierwszej stronie książeczki (popierając tym samym PSL) albo bezwiednie oddawali nieważny głos, obdarowując krzyżykami kandydatów ze wszystkich komitetów wyborczych. Ta teoria niezbyt dobrze świadczy o istocie demokracji. Sugeruje, że jest ona „festiwalem miernoty i przeciętności” (Emil Cioran) lub – jak z nieukrywanym entuzjazmem i bez krztyny szyderstwa ujął to prof. Ireneusz Krzemiński na antenie TVN 24 – „równaniem do najsłabszych”. Można oczywiście „zakwestionować uczciwość wyborów”, sugerując, że je fałszowano, ale to przecież byłyby „odmęty szaleństwa”. Tak jak prezydent Bronisław Komorowski załóżmy więc, że znaczna część wyborców to idioci, a „świętem demokracji” zachwiała niefortunnie wydrukowana książeczka do głosowania.

REKLAMA

Tę opinię podziela dyrektor opolskiej delegatury Krajowego Biura Wyborczego (KBW). Kierowany przez Rafała Tkacza urząd zapewnia na szczeblu lokalnym „warunki organizacyjno-administracyjne, finansowe i techniczne, związane z organizacją i przeprowadzaniem wyborów”. Innymi słowy: instytucja, jako logistyczne zaplecze Państwowej Komisji Wyborczej (PKW), ponosi znaczną odpowiedzialność za cały ten bałagan. Pan Tkacz przyznał w rozmowie z Serwisem Samorządowym PAP, że powodem nieważności 18,25 proc. głosów oddanych w wyborach do Sejmiku Województwa Opolskiego mogły być broszury do głosowania, których nietypowa forma to wynik konieczności dostosowania ich dla… niewidomych! – Nikt sam z siebie nie chciał takich broszurek robić; my zostaliśmy do tego zmuszeni przez decyzję ustawodawcy, który nakazał wprowadzenie nakładek do głosowania w alfabecie Braille’a. Nakładka (…) nie dała innego wyjścia komisjom, jak drukowanie takich książeczek, dlatego że nakładki Braille’a nie można zrobić w innym formacie niż A4 (…), wobec czego jeśli A4, to musiała być książeczka – wyjaśnił dziennikarzowi PAP.

Rzeczywiście w tym roku po raz pierwszy wszystkie komisje wyborcze dysponowały plastikowymi nakładkami z nadrukowanym brajlem numerem pozycji kandydatów. Przez znajdujący się obok numeru wycięty otwór niewidomy mógł postawić krzyżyk. Oczywiście tylko wtedy, jeśli wcześniej zapamiętał numer listy komitetu wyborczego i pozycję kandydata. Jak poinformowała „Polityka”, niepełnosprawni mogli skorzystać z nakładek już w trakcie ostatnich wyborów parlamentarnych. Jednak zgodnie z kodeksem wyborczym z 2011 roku musieli oni „ustnie, pisemnie, faksem lub drogą elektroniczną” zgłosić chęć użycia nakładki przynajmniej dwa tygodnie przed głosowaniem. Jak wiadomo, nasi parlamentarzyści to ludzie wrażliwi społecznie i równocześnie lubiący działać z rozmachem. Poruszył ich fakt, że w rzeczonych wyborach o nakładkę poprosiło łącznie… 257 osób w całym kraju! W tej liczbie zawierają się także 43 nakładki wysłane do niewidomych w ramach pakietu do głosowania korespondencyjnego!

Najwyraźniej politycy założyli, że przyczyną niewielkiego zainteresowania plastikowymi nakładkami jest konieczność zgłoszenia tego faktu w urzędzie. W znowelizowanym w tym roku kodeksie wyborczym – głosami w zasadzie wszystkich partii – wykreślono zapis wymagający anonsowania swojej niepełnosprawności. Krzysztof Czaplicki z KBW uprzedzał, że wyposażenie w nakładki każdej z komisji to „olbrzymie koszty”. Zasugerował także, że będą to pieniądze wyrzucone w błoto. – W wyborach uzupełniających do Senatu w okręgu katowickim tylko 4 osoby zwróciły się o nakładki – stwierdził przed sejmową komisją regulaminową. Ustawodawców skrytykowała także Anna Woźniak-Szymańska, prezes Polskiego Związku Niewidomych, która w rozmowie z „Polityką” przypomniała, że nad Wisłą nie więcej niż 180 tys. ludzi cierpi na całkowitą utratę widzenia. W serwisie samorządowym PAP dodała, że spośród 1,8 mln osób z poważnymi problemami ze wzrokiem (znakomita większość to osoby słabo widzące) jedynie 7-8 proc. zna pismo Braille’a!

Pomimo zastrzeżeń pomysł dostarczenia nakładek do wszystkich lokali wyborczych rekomendowała posłom… PKW. Potwierdza to Marek Wójcik z PO, który pomysł poparł, bo „uważa, że każdy obywatel (…) ma prawo przyjść i zagłosować bez wcześniejszych formalności”. Przed wyborami samorządowymi zamówiono więc 77.100 sztuk nakładek, które rozesłano do 27 tys. komisji wyborczych. Koszt samego ich przygotowania to 442 tys. złotych. To o 13 tys. zł więcej niż… koszt przygotowania i wdrożenia systemu informatycznego PKW! Programistyczny bubel kosztował wyborców 429 tys. złotych.

Co ciekawe, nakładki przygotowała firma Marka Kalbarczyka – informatyka, który sam cierpi na problemy ze wzrokiem. Zaprzeczył on jednak, że nie dało się ich wydrukować w formacie innym niż A4! – Gdyby ktoś przed ogłoszeniem przetargu z nami porozmawiał, to na pewno by się dowiedział, że można zrobić nakładki również w większym formacie, na płachty do głosowania – wyjaśnił „Polityce”. Co więcej, jego zdaniem „nie jest wielkim wysiłkiem zgłosić przed wyborami, by taka nakładka na mnie czekała”. Znacznie większym problemem dla niepełnosprawnych jest np. „dotarcie do lokalu”.

Podsumujmy. Jednym z istotnych czynników wpływających na gigantyczną liczbę głosów nieważnych są karty do głosowania spięte w broszurkę. Taka ich forma podyktowana była koniecznością ich dostosowania do nakładek ułatwiających głosowanie niepełnosprawnym. Podobno nie dało się ich dostarczyć w formacie innym niż A4. Ich kosztowne przygotowanie rekomendowała PKW, a pomysł poparł Sejm. Tymczasem producent nakładek z rozbawieniem przyznaje, że mógł przygotować nakładki w dowolnym formacie. Musiał się jednak trzymać wytycznych wskazanych w przetargu. Co ciekawe – podobnie jak producent systemu informatycznego – jego firma jako jedyna wzięła udział w przetargu. Zupełnie na marginesie warto wspomnieć mocno wątpliwy – podważany przez samych niepełnosprawnych – sens przygotowania blisko 80 tys. nakładek, które już wcześniej cieszyły się mniej niż promilowym zainteresowaniem. Na dokładkę trzeba będzie je wyrzucić. Jest bowiem prawie pewne, że w kolejnych wyborach nie uświadczymy już kontrowersyjnych książeczek…

Czy te błędne koło nie jest świetnym zobrazowaniem kondycji naszego państwa? To przecież klasyczne ch**, d*** i kamieni kupa!

REKLAMA