Unijni urzędnicy gorsi niż polska PKW!

REKLAMA

Unijni urzędnicy są powolni i leniwi. Pracują bardziej opieszale niż ci nad Wisłą. Nawet polska administracja działa efektywniej niż brukselska. Takie opinie to z perspektywy naszych Czytelników zwykłe truizmy. Gdyby wypowiedział je któryś z czterech europosłów KNP, prawdopodobnie nie poświęcilibyśmy im oddzielnego artykułu. Nie możemy jednak przejść obojętnie nad tak krytyczną oceną „serca” Europy, jeśli pada ona z ust… europejskiego komisarza ds. rynku wewnętrznego i usług!

– Premierowi [Tuskowi] nie będzie łatwo przyzwyczaić się do nowych warunków. Urzędnicy unijni działają wolniej niż polscy. Administracja unijna przypomina naszą z dziewięćdziesiątych lat – stwierdziła Elżbieta Bieńkowska w rozmowie z Radiem Zet. Świeżo mianowana unijna komisarz przyznała, że w Brukseli przeżyła „szok”. „Zupełnie innego rodzaju pracy” w unijnych gmachach doświadcza razem z byłym szefem polskiego rządu. „Pierwszy czy drugi tydzień będzie bardzo trudny” zwłaszcza dla przewodniczącego Rady Europejskiej. – Kiedy porównuję miejsca, gdzie ja pracowałam, to polska administracja działa lepiej niż brukselska – zapewniła była minister infrastruktury i rozwoju. Polityk znana z niewyparzonego języka („Sorry, taki mamy klimat!”) porównała styl pracy unijnych kadr do… rodzimej Państwowej Komisji Wyborczej! – Patrząc na organizację i przebieg liczenia głosów podczas ostatnich wyborów samorządowych, większości Polakom trudno będzie uwierzyć, że unijne instytucje radzą sobie znacznie gorzej! – podsumowała.

REKLAMA

Czyżby Janusz Korwin-Mikke zyskał nowego, cichego sojusznika? W sensie politycznym oczywiście nie, ale z całą pewnością tak krytyczna ocena brukselskiego molocha z ust wysoko postawionego polityka to nie lada problem dla tych, którzy unijne serce chcą przeszczepić Polsce. Oczywiście przyboczna Donalda Tuska zapewniła, że się do nowych warunków przyzwyczai, a nawet „zostawi swój ślad”. Na zakończenie wywiadu w Radiu Zet zapowiedziała nawet bojowo, że „nie złamie jej administracja”!

Wywiad z Elżbietą Bieńkowską przez największe polskie media został przemilczany. Związany z Tomaszem Lisem portal NaTemat.pl zestawił słowa komisarz z opinią anonimowego „wieloletniego mieszkańca Belgii”. – Proszę sobie wyobrazić, że do Brukseli przyjeżdża Polka i po paru tygodniach pracy zaczyna krytykować 50-letni dorobek Unii. Ta wypowiedź została bardzo źle przyjęta w Belgii i jak tak dalej pójdzie, pani komisarz szybko wróci do domu – cytuje w swoim artykule Krzysztof Majak. Bardziej wylewna okazała się blogerka rzeczonego serwisu, Violetta Rymszewicz, mieszkająca w Belgii „specjalistka w przygotowywaniu i przeprowadzaniu rekrutacji pracowników instytucji Unii Europejskiej. Oceniła, że pani minister „miała bardzo małą świadomość różnic w kulturze pracy”. Choć ma ona „prawo do własnych oczekiwań”, to powinna pamiętać, że „kultura pracy w europejskich instytucjach, zwłaszcza unijnych, jest bardzo specyficzna”. Co ciekawe, Rymszewicz częściowo podziela ocenę Bieńkowskiej. – Pamiętam swoje reakcje sprzed siedmiu lat, gdy przejechałam do Belgii. Rzeczywiście praca w tym kraju wydaje się być wolniejsza, bezsensowna i że Belgowie nie lubią pracować – stwierdziła. Pomimo dość szokującego pierwszego wrażenia uważa ona, że unijna kultura pracy generalnie… zasługuje na pochwalę! – Tu bardzo zwraca się uwagę na to, że pracownik jest człowiekiem. Wprowadzanie sytuacji skrajnie stresujących poprzez przyspieszanie pracy odbija się na jego zdrowiu. Tu wszyscy to rozumieją – zapewnia. Podejście do pracy w strukturach unii jest jej zdaniem „już postkapitalistyczne”. Bezpośredni przełożeni nie pospieszają pracowników, ponieważ w Brukseli „kładzie się ogromny nacisk na to, żeby unikać zachować mobbingujących” (!).

Bieńkowską ostrzegł także Marek Sarjusz-Wolski, którego czytelnicy nczas. com mogą kojarzyć z telewizyjnej debaty z Korwin-Mikkem. W 2008 roku nasz publicysta starł się na antenie TVN24 z ówczesnym redaktorem naczelnym „Niezależnego Magazynu Europejskiego Unia & Polska”. Sarjusz-Wolski w programie „Tak czy nie” przekonywał, że traktat lizboński jest Polsce potrzebny. Jednak w sprawie krytycznego stosunku polskiej komisarz do organizacji pracy w UE nie pozostawia złudzeń. – Jeżeli Bieńkowska będzie zaszczepiała pracę efektywną i szybką, może dojść do konfliktu. Administracja z natury nie szuka nowych rozwiązań, tylko próbuje rozwijać już istniejące. Choć „nie jest aż tak, jak na południu Europy”, to „styl jest podobny”. – Urzędnik nie jest od tego, aby się przemęczać, zostawać po godzinach czy szukać nowych rozwiązań – ocenił na NaTemat.pl.

Unijni biurokraci to prawdziwa armia. W Komisji Europejskiej pracuje około 33 tys. osób. W Parlamencie Europejskim prawie 8 tys. (bez posłów i ich pracowników!). W Radzie Unii Europejskiej (Sekretariat Generalny) pracuje na etatach około 3,5 tys. ludzi. Wszyscy oni uskuteczniają wspomnianą wcześniej „postkapitalistyczną” kulturę pracy. Łącznie utrzymanie administracji i używanych przez nią budynków pochłania ok. 6 proc. rocznego budżetu UE!

Na koniec warto za Sarjusz-Wolskim, którego trudno posądzać o niechęć do instytucji UE, pokazać przykład „postkapitalistcznej” biurokracji. – System pracy w Unii był tworzony na wzór francuski. A Francuzi zaczynają pracę około 9.00, a już ok. 12.00 mają przerwę lunchową. Piją przy tym wino, co wydłuża przerwę do dwóch godzin. Od 14.00 są teoretycznie jeszcze trzy godziny, ale nikomu już nie chce się specjalnie wysilać…

Stojąc w kolejce do któregoś z polskich urzędów, pamiętajcie Państwo, jak daleko kulturze pracy naszych urzędników do tej wzorcowej, brukselskiej!

REKLAMA