Dramatyczny list lekarki rodzinnej

REKLAMA

Jedna z lekarek rodzinnych wyjaśnia w liście otwartym, że w sporze między lekarzami rodzinnymi a Ministerstwem Zdrowia chodzi o coraz więcej obowiązków narzucanych lekarzom przez resort, za którymi nie idą pieniądze.

„Przekłamania i oszczerstwa [w mediach – TC] są poważne i poważne jest to, o co walczy Porozumienie Zielonogórskie” – pisze lekarka z 30-letnim stażem.

REKLAMA

Problemem są coraz większe obowiązki biurokratyczne narzucane przez Ministerstwo Zdrowia. „Każdego roku dochodzi nowa praca. Część jest widoczna dla wszystkich, bo większą część czasu patrzę w monitor i stukam w klawiaturę. Dużej części państwo nie widzicie. Skraca się czas poświęcony na kontakt z pacjentem, a wydłuża czas biurokratyczny. Lekarze i tak nie są w stanie prowadzić kartotek w sposób zgodny z przepisami i bezpieczny dla siebie, bo starają się wypełnić swoje podstawowe zadanie leczenia pacjentów” – pisze doktor.

Aby zmniejszyć kolejki do lekarzy specjalistów (by ładnie to wyglądało pod publiczkę i minister mógł się pochwalić wynikami), a jednocześnie zaoszczędzić, przesunięto pacjentów do lekarzy rodzinnych, którzy i tak są przeciążeni ilością pacjentów. Tak jest np. w przypadku endokrynologa. Do tego wprowadzono konieczność uzyskiwania od lekarzy rodzinnych skierowań do okulisty i dermatologa, co tylko wydłuży kolejki u lekarzy podstawowej opieki zdrowotnej. Za te dodatkowe wizyty (na które nie ma limitu) lekarz rodzinny nie dostanie pieniędzy, podczas gdy specjalista dostawał. I w tym wychodzi cała perfidia urzędników od zdrowia.

Z kolei w przypadku tzw. pakietu onkologicznego przepisy są tak absurdalnie skonstruowane, że dla lekarzy rodzinnych to nic innego jak droga przez biurokratyczną mękę. „Jeżeli nie wydam [tzw. zielonych książeczek – TC], to minister wygrał, bo lekarze są źli i nie chcą pracować, jak wydam, to nie wytrzymam finansowo (bo za tą diagnostykę zapłacę z puli POZ) i dołożę do pracy kolejne wypisywanie książeczek, sprawozdań. Wydłuży się więc kolejka pacjentów u mnie” – wyjaśnia lekarka.

Na dodatek lekarze rodzinni nie chcą podpisywać nowych umów, bo jest w nich kilka niemożliwych do przyjęcia zadań, a na dodatek NFZ aneksem może jednostronnie zmienić warunki takiej umowy (nowe obowiązki!)! „Będzie można do POZ wrzucać wszystko co się nie zmieści gdzie indziej. (…) Sami już niewydolni będziemy tak jak teraz dostawać nowe zadania i nasza niemożność wykonania zadań będzie uderzała w pacjentów” – pisze doktor.

Do tego dochodzi problem starzejących się lekarzy, bo młodych jest niewielu. „Tej pracy nie chcą wykonywać młodzi lekarze i jak nic się nie zmieni, to po pięciu latach nastąpi poważny kryzys w służbie zdrowia na poziomie POZ. Wtedy obecny minister będzie już miał inną posadę równie prestiżową i pozbawioną osobistej odpowiedzialności jak teraz, ale my zostaniemy na dole, pacjenci i lekarze” – gorzko podsumowuje lekarka.

Źródło: www.wykop.pl

REKLAMA