W świątecznym numerze magazynu „Viva!” czytelnikom przybliżono postać Ewy Kopacz. – To było niezwykłe spotkanie. Znaliśmy panią premier jako twardego, niezależnego polityka, który nie kieruje się emocjami, a zobaczyliśmy atrakcyjną, wrażliwą kobietę – czytamy we wstępie do rozmowy. „Mamę z poczuciem humoru” ubrano w szykowną bluzkę, świetnie skrojoną garsonkę i żakiet. Na nos założono modne okulary. Czytelniczki skrupulatnie poinformowano o markach wykorzystywanych ubrań. Podano nawet adresy sklepów, aby odpowiednio zasobne mogły choćby tylko zewnętrznie upodobnić się do pani premier. Kopacz wykorzystano (?) także do reklamy mebli, sprzedaży dywanów orientalnych a nawet stanowiących tło sesji zdjęciowej materiałów biurowych. „Babcię, zakochaną do szaleństwa w dwuletnim Julku” odmłodzono w photoshopie tak bardzo, że pewnie sama zainteresowana miała problem, aby się rozpoznać. W wywiadzie premier przygotowała grunt dla wątków, które następnie rozwinęła w ckliwym, do bólu banalnym wywiadzie telewizyjnym, który telewizja publiczna wyemitowała w drugi dzień Świąt (wspominaliśmy o nim w NCZ! 1-2/2015). Z „Vivy” dowiedzieliśmy się, że w pokoju Kopacz jest wykładzina, po której uwielbia chodzić boso. Dzięki rozmowie z dziennikarką TVP wiemy, że premier „rzuca się na tę wykładzinę” i „myśli sobie intensywnie” (w przerwach „robi brzuszki”). W „Vivie” usłyszeliśmy o córce, z którą są „jak dwie stare przyjaciółki”. Na antenie telewizji publicznej mogliśmy zobaczyć ją na żywo. Z rozmowy z dziennikarką (?) Agatą Młynarską wiemy, że Kopacz ma w pokoju twister. Ilustrowany magazyn wzbogacił naszą wiedzę o fakt posiadania czajnika elektrycznego i brak możliwości usmażenia ulubionej jajecznicy w pokoju hotelu sejmowego…
Ocieplanie wizerunku za pomocą mediów zaprzyjaźnionych i/lub skoncentrowanych na masowym, spauperyzowanym intelektualnie odbiorcy to wbrew pozorom trudno sztuka. Wywiad z „Vivą!” nawet „Gazeta Wyborcza” uznała za PR-ową wpadkę. Robienie za słup reklamowy i przesadnie wyretuszowane zdjęcia stały się powodem kpin. – Premier Kopacz powinna wyciągnąć konsekwencje wobec osób, które są odpowiedzialne za taką sytuację – zasugerował w rozmowie z Moniką Olejnik sam Roman Giertych. Z drugiej strony grudniowa analiza CBOS daje do zrozumienia, że wizerunkowe pozycjonowanie się Kopacz na „matkę i babcię i nie-polityka” generalnie rzecz ujmując przynosi skutki. Według sondażowni aż 49 proc. wyborców PiS, Solidarnej Polski i Polski Razem darzy premier zaufaniem! To więcej niż może liczyć Antoni Macierewicz (42 proc.) i tylko trochę mniej niż Gowin (51 proc.). Również styczniowe badanie instytutu IBRiS Homo Homini zamówione przez „Rzeczpospolitą” sugeruje, że PO pod wodzą „swojskiej” Ewy Kopacz zyskuje i wciąż może liczyć na arytmetyczną wygraną w wyborach. Fenomen ciągłej popularności PO dość zabawnie (choć dla nas to śmiech przez łzy) wyjaśnił były już minister Bartłomiej Sienkiewicz. W rozmowie z „Newsweekiem” nazwał swoją partię „arcypolską”. Formacja Tuska i Kopacz „jest jak większość Polaków” bo „nie idzie na wojnę z Kościołem, kocha grilla i aquaparki”. Coś tam modernizuje ale „nie dokonuje eksperymentów” i „raczej podąża za ludźmi”.
Jeśli były szef MSW dobrze ocenia nastroje i oczekiwania Polaków to nie ma się co dziwić, że Tuskowa strategia „ciepłej wody w kranie” ma swoją kontynuację w osobie „wrażliwej kobiety”, „mamy i babci”. Co z tego, że skutkiem ubocznym jest „ch**, d*** i kamieni kupa” czyli państwo, które w znacznej mierze „istnieje tylko teoretycznie”. Póki co większości respondentów CBOS i IBRIS najwyraźniej nie przeszkadza to w grillowaniu…
Opisane przez „Vivę!” ciekawostki z życia Ewy Kopacz zaintrygowały nas na tyle, że postanowiliśmy uważnie przejrzeć kolejny numer „ilustrowanego dwutygodnika informacyjno-plotkarskiego”. Ostatecznie warto przecież wiedzieć czym żyją statystyczne Polki i jak w związku z tym skutecznie budować swój polityczny wizerunek. Proszę sobie wyobrazić zdziwienie Inkwizytora, który w styczniowej „Vivie!”, gdzieś między karnawałowymi stylizacjami inspirowanymi tańcem a poradami kosmetycznymi (złoto i brokat znów są trendy!) odkrył… sekretne kulisy zarządzania jednym z kluczowych ministerstw w UE!
Unijna komisarz i była wicepremier Elżbieta Bieńkowska, bohaterka wywiadu i ulubienica Tuska, poszła w ślady Ewy Kopacz i spróbowała pokazać się jako zwykła Polka, „przede wszystkim kobieta, żona, matka”. Magazyn w „pierwszej tak szczerej” rozmowie z jedną z najważniejszych osób w UE ujawnił, że Bieńkowskiej nieobce są problemy większości rodaków, którzy domowy budżet muszą łatać kredytami. Choć jeszcze jako minister infrastruktury „zarządzała miliardami euro” to zarobki miała „nieadekwatne do poziomu zaangażowania, odpowiedzialności, stresu i poświęcenia”. Pomimo kilkunastu tysięcy złotych miesięcznie „nie było jej łatwo” i jak „większość Polaków ma kredyty do spłacenia”. Akurat tę próbę bratnia się z rodakami trudno uznać za udaną. Większość czytelniczek „Vivy!” na jedną pensję Bieńkowskiej jako szefowej resortu musi przecież pracować kilka miesięcy. W tym kontekście zabawnie brzmi zapewnienie komisarz, że „teraz jej sytuacja materialna się poprawi” ale „nie jest w stanie sobie wyobrazić na ile”. Co ciekawe zakupy wciąż robi w sklepach z używaną odzieżą. Niestety nikt nie może tego potwierdzić bo „nigdy z żadną koleżanką, których zresztą nie ma wiele, nie była na zakupach”. Choć „ma przyjaciółkę od czasów wczesnego dzieciństwa”, która „pracuje jako kucharka” to „nawet jej nie pokazałaby się w sklepowej przymierzalni”.
Przejdźmy jednak do crème de la crème wywiadu czyli tajemnicy skutecznego rządzenia Komisją Europejską a konkretnie resortem ds. Rynku Wewnętrznego i Usług. Otóż stojąca na jego czele Bieńkowska mimo studiów na Uniwersytecie Jagiellońskim, w Krajowej Szkole Administracji Publicznej a nawet Szkole Głównej Handlowej oraz licznych stażów (m.in. w administracji brytyjskiej) i bogatego doświadczenia zawodowego regularnie korzysta z porad… wróżek. W „Vivie!” unijna komisarz wspomniała m.in. ostatnią sesję z numerolożką, która postawiła jej horoskop z daty urodzenia. – Ta pani nic o mnie nie wiedziała, a wszystko się zgadzało, nawet daty – zachwalała. Ponieważ jest zodiakalnym Wodnikiem to „wszystko w jej życiu dzieje się w sposób bardzo naturalny dzięki jej dobrej pracy”. Ostatni horoskop podbudował ją i „poprawił humor” bo akurat była „w złym /życiowo/ momencie”. Przez pryzmat szklanej kuli była minister ocenia także swoje małżeństwo. Wybranek jej serca jest zodiakalnym Baranem dlatego „zawsze musi postawić na swoim”. Nie są więc superspokojną parą” i kłócą się czasami…
Oczywiście moglibyśmy założyć, że wyznanie o szukaniu wskazówek dla dnia codziennego w gwiazdach to jedynie zagrywka pod czytelniczki „Vivy”. Nie wypada nam jednak tak sądzić, skoro sama minister zapewniła w wywiadzie, że „mówi, co myśli; nikogo nie udaje”. Jakby w prezencie dla p. Bieńkowskiej magazyn opublikował w tym samym numerze wielki horoskop na Nowy Rok…