Jak spieprzyć koncertowo dobry projekt?

REKLAMA

Recepta: Postawić na czele projektu osobę, dać tej osobie duże uprawnienia i do tego osobę, jeszcze nie tak dawno scioraną przez nas po podłodze.

Jak mawiają klasycy kryminałów, sprawca musi zostać przedstawiony już w pierwszym rozdziale, więc piszę o kogo chodzi. Moim bohaterem jest Janusz Sanocki, sami ocenicie, czy pozytywnym, czy negatywnym. Janusza poznałem 7 lutego br. w Katowicach na konferencji inicjującej start Pawła Kukiza na prezydenta RP. Sprawił świetne wrażenie, potrafi bez najmniejszych trudności nawiązać kontakt z każdym i w każdych warunkach. Pomyślałem, że to właściwy człowiek na właściwym miejscu, bez zbędnych ceregieli przechodzi do meritum, potrafi, czy to z kulturą, czy to w zupacki sposób zjednać sobie przeciwnika, budząc w nim podziw dla swojej osoby – „Perła”. W moim postrzeganiu świata nie ma mowy o przypadku, więc po kilku godzinach wiedzieliśmy, jakie pozycje zajmujemy w niewiadomym przedsięwzięciu, ale obaj wiedzieliśmy, że się uda. Tak ja, jak i on, wzięliśmy się ostro do roboty. Ja na małym śląskim podwórku, on na olimpiadzie ogólnopolskiej. Pierwszy zgrzyt nastąpił przy uzyskiwaniu pełnomocnictw potrzebnych do rejestracji ludzi w komisjach wyborczych. Dla niezorientowanych – obsadzając komisje, bardzo łatwo zbudować sztywny elektorat kandydata i przy okazji mieć swoich ludzi do patrzenia innym na ręce, oczywiście o podpisach poparcia jako prozie nie wspominam.

REKLAMA

Drugi zgrzyt nastąpił wtedy, gdy dostaliśmy Pawła Kukiza na trzydniową wyłączność. Nie wiedziałem, że projekt nie został dograny z samym Pawłem. Oczywiście Pawła nie dostaliśmy, sale zostały odwołane, cały misterny plan szlag trafił. Ludzie zaczęli przyglądać się nam z pozycji patrzących na tych, co to z motyką itd. Kiedy poprosiłem o ostateczne rozwiązanie kwestii pełnomocnictw, Janusz zaczął zachowywać się we właściwy dla siebie sposób, czyli dawać telefony do tych, co nie odbierali. Po moich napomnieniach, że to z nim zawierałem umowy, zrywał połączenia tak szybko, jak tylko się dało, komentując coś o kretynach itp. Skończyło się moją rezygnacją z bycia pełnomocnikiem na Śląsku. Zostałem z kilkoma setkami ludzi, przed którymi musiałbym świecić oczami i dlatego jak zaproponowano mi pełnomocnikowanie u Grzegorza Brauna, zgodziłem się bez wahania, by tych ludzi zarejestrować przez jego komitet.

Moje i jeszcze kilkorga ludzi zaangażowanie, zaskutkowało ok. 5500 podpisów od naszej piątki i pewnie znacząca ilością od moich pełnomocników powiatowych posyłających bezpośrednio na sztab. Sukces czuć było w powietrzu. Janusz został odsunięty całkowicie, przez jak mi się wydawało złych ludzi. W poczuciu solidarności i na wyraźną prośbę umożliwiłem mu kontakt z innym sztabem. Przyszły i przeszły wybory z niesłychanie dobrym wynikiem, tutaj muszę schylić łeb przed tymi, co ich nazywałem „chłopakami z łapanki”. Ludzi do komisji udało się poupychać z różnych komitetów, ale też dzięki niesłychanemu poświeceniu Piotra Rybaka, który załatwił w końcu kilkanaście pełnomocnictw. Czemu Piotr, a nie Janusz, powinno mnie zastanowić już wtedy, ale byłem szczęśliwy, że pełnomocnictwa w ogóle się znalazły w moich rekach, gdyż zgodnie z powiedzeniem o nieszczęściach chodzących stadami, posypało się i u Brauna. W kilka osób dokonaliśmy ekwilibrystyki z rejestracją i prawie wszyscy ludzie pozostali szczęśliwi.

Gdzieś tak na początku czerwca lub może pod koniec maja zadzwoniłem do Janusza, by zapytać, co z nim, bo inni sztabowcy i ludzie Kukiza wykazują dużą energiczność w działaniach na terenie kraju. Wtedy po raz pierwszy usłyszałem o komitetach referendalnych – dziś nazywanych przeze mnie pierwszym otwarciem zaworu szambiarki. Totalnie autorski pomysł, chyba samego Janusza, jak i „struktura bez struktur”. Od tego czasu Janusz zaczyna się zachowywać jak małpa, co dostała do ręki zegarek – może nie szwajcarski, ale dobry. Oprócz tzw. „g…., które zaczyna napływać szerokim strumieniem” jako skutek sukcesu wyborczego dołączył strumień z Januszowej szambiarki (zawierającej zarówno czystości, jak i nieczystości). Jeśli ktoś bardziej mógł spieprzyć coś co rodziło się w bólach i zaczynało żyć własnym życiem, to komitety referendalne tego dokonały szybko i skutecznie. Jakieś grupy wygłodniałych poszukiwaczy miejsc na listach zamiast roboty zaczęły wycinać się wzajemnie, ujawniając przy okazji najczarniejsze cechy swoich charakterów. Gdyby nie wybory w miesiąc po referendum, to byłoby wielkie g…., a nie komitety referendalne. Nota bene, były i są w ogromnej ilości to byty papierowe.

Między nami nastąpiło ostre zwarcie, gdyż ja jak widzę dziadostwo to reaguję natychmiast. Zapytałem pewnego pięknego dnia, skąd to niby Janusz chce mnie wyrzucać, jak nie należę do żadnej z podległych mu struktur – tu chichot historii, bo sam zbudował sieć podległych tylko sobie koordynatorów, dystrybutorów – „struktura bez struktur”. Jakoś tak zupełnie przypadkiem niegdysiejsi przeciwnicy Janusza u Pawłowego ucha zaczęli popełniać zbiorowe samobójstwa, tak że pozostała tylko garstka, a i to z nowego naboru.

Drugie otwarcie zaworu szambiarki (zawierającej jw.) nastąpiło, gdy po pierwszej wojnie referendalnej rozpoczęła się druga za sprawą opublikowania formularza zgłoszenia internetowego na stronie Kukiz’15. Tu pytanie do bohatera mojej opowieści: to też Twój pomysł Januszu? Powołanie pełnomocników wojewódzkich to też ciekawa sprawa, ponieważ te osoby podpisywały kwit o niekandydowaniu. Na przykładach dwóch osób z kręgów kierowniczych KaNaPy oraz oczywiście, a jakże Janusza i Kornela – śmiem twierdzić, że leninowskie metody zadziałały bez zarzutu i panowie na dzień wczorajszy sędziowie we własnych na dzień dzisiejszy sprawach, skutecznie poparli swoje kandydatury. Brawo, Brawissimo.
Standard godny naśladowania!

Honor uratowali dwaj związkowcy Dominik i Marek, co powiedzieli, że nie będą i nie są. Tak więc proszę od dziś nie wieszać psów na związkowcach, gdyż okazali się jedynymi słownymi w całym towarzystwie.

Zaczęły się podchody do członków owej rady – rodem z Kraju Rad, wszyscy zaczęli wydeptywanie ścieżek do wszystkich, oczywiście w warunkach permanentnej drugiej wojny wszystkich ze wszystkimi. Jestem chyba wyjątkowym facetem, gdyż może wszyscy nie walczyli ze wszystkimi, ale z pewnością wszyscy walczyli ze mną, tylko tak jakoś zachodząc mnie od tyłu. Troszeczkę wcześniej byłem świadkiem potyczki, a właściwie pacyfikacji dość zdeterminowanej grupy ludzi, przez jednego Janusza. Uśmiałem się przy tym, ale przez łzy, że oto następny dowód na to, iż jesteśmy nacją niewolników, co też utwierdziło mnie w przekonaniu o Januszowej znajomości postępowania z motłochem.

Ale wracamy do akcji w czasach drugiej wojny komitetowo-formularzowej. Trafiłem przed oblicze Wszechmogącego Dominika, po 5 minutach nas trzech i on byliśmy już kolegami z wojska, tylko że dopiero po tych paru minutach, a powinniśmy być od początku. Moje zdziwienie graniczące z tym, czym charakteryzował się Rokossowski po usłyszeniu od Stalina, że będzie Polakiem, spowodowało po kurtuazjach pytanie Dominika Wszechmogącego: Właściwie to skąd się panowie u mnie wzięliście??? My zaper…cy w centrum Katowic od lutego i on najlepszy z najlepszych ludzi Kukiza – wszyscy ze Śląska. Z całą premedytacją twierdzę, że my o nim słyszeliśmy, a on tak jak ludzie traktujący nas na Stawowej jako stały element – wiedzieć o nas POWINIEN!! Inaczej po prostu nie nadaje się na funkcje, jaką mu Paweł Kukiz powierzył. Tutaj moje osobiste podziękowanie dla Janusza, że zapomniał poinformować o koledze w Katowicach i innego pana, co kilkakrotnie poinformował Dominika Wszechmogącego o tym, by na mnie uważać!

W tym mniej więcej czasie wybuchła trzecia wojna i nie wiadomo, jak ją nazwać. Ukazał się następny formularz autorstwa samego Janusza, tym razem dotyczący poparcia środowisk. Znowu zażegnane na chwilę śmiertelne walki przybrały na sile, zapewne dlatego, by w nieskończoność przeciągać opublikowanie list ze względu na referendum. Niedawni wrogowie zaczęli łączyć się w jakieś bataliony popierające się wzajemnie i przy okazji przybyło znowu gówna z szambiarki za sprawą otwarcia zaworu po raz trzeci. Brawo Janusz, Ty to lubisz, jak mawiał pewien niedźwiedź z kawału. Zaczęła się ostateczna jazda; rada rodem z Kraju Rad obradowała dzień i noc, obradowała bez jedzenia i picia i tylko czasami Bos(man) śpiewał (mimo że lepiej tańczy) „Rada budzi się…”. Jak otwarto zawór szambiarki trzy razy, to jaka będzie jakość list? Odpowiedzcie sobie sami, drodzy czytelnicy. Dziś dowiedziałem się, że Janusz jest jedyną osobą odpowiedzialna za Senat. Wszystkie wojny prowokowane przez Janusza pożerały 5% poparcia, jak do tego dojdzie wojna senacka, to z kredytu pozostanie 1%. To już jest całkowita śmierć projektu Kukiz’15.

Uzasadnienie:

Miało nie być partii – jest superpartia.

Miało nie być widzimisię prezesa – jest rozdmuchane do potęgi entej i to nawet nie przez prezesa.

Miało być transparentnie – jest tajność, jakiej świat nie widział.

Miało być oddolnie – jest odgórnie.

Miało być – jest… – wpisać brakujące.

Miało być – jest… – nie wpisywać brzydkich słów.

Moje podsumowanie tendencyjne: Nie ma w Polsce takich dwóch osób (Grupa Patriotyczna B&M), które się przy tych projektach bardziej naza…y, oczywiście poza ścisłym centrum w otoczeniu Pawła, i zapominalstwo Janusza nie jest przypadkowe, zapominalstwo Kornela może być przypadkowe, a zapominalstwo Dominika i Marka jest systemowe.

Moja rada tendencyjna:

Do dołu z wapnem ze wszystkimi listami.

Do dołu z wapnem z pomysłem na prowadzenie w taki sposób Kukiz’15.

Obsadzić jedynki z najbardziej zaufanych i starych działaczy, bo mają nosa i się sprawdzili, inne numerki po ich opinii wg klucza: data przystąpienia/dokonania.

Jakby mój ulubieniec i zarazem bohater tej opowieści miał serce do JOW, to startowałby do Senatu. Skoro sam siebie umieszcza i zatwierdza na jedynce do Sejmu, to po prostu liczy na drapane.

Wszystko związane z JOW, oczywiście poza akcją info, zostało w trakcie działań samego Janusza, jak i rady rodem z Kraju Rad skutecznie zohydzone tym, co mieli z tym styczność i nie tylko (Internet).

Szczególne brawa dla (wpisać brakujące słowo), którzy mimo mobilności nie skontaktowali się z Tytanem pracy w Internecie, a niemobilnym Mateuszem. Janusza to też dotyczy!

Bogusław Ciok

PS. Liczę na polemikę, mało tego, liczę na zamieszczenie w „Nowinach Nyskich” bez żadnego honorarium. Jak JOW, to JOW (Janusz Ojcem Wszystkiego). Nie tak dawno postawiłem tezę, że wszyscy Janusze są przeciw JOW, Janusz Korwin-Mikke, Janusz Palikot, Janusz Piechociński…

REKLAMA