Rząd niszczy szkolne sklepiki

REKLAMA

W efekcie wprowadzenia rządowych regulacji dotyczących jedzenia w szkolnych sklepikach i stołówkach w wielu szkołach takie przybytki zostały zamknięte.

Prowadzący sklepiki dochodzą do wniosku, że dostosowanie się do nowych regulacji nie jest możliwe, gdyż na rynku brakuje towarów, które by spełniały nowe ministerialne wymagania. Poza tym tzw. „zdrowe jedzenie” jest znacznie droższe, na co nie stać większości rodziców uczniów.

REKLAMA

– Wprowadzenie ustawy o sklepikach szkolnych doprowadzi do likwidacji małych firm dotychczas je prowadzących. Wzrosną za to znacznie dochody sklepów znajdujących się obok szkół. Dosłownie 20 m od naszej szkoły jest sklep, w którym można kupić wszystkie rzeczy u nas zabronione. Są drożdżówki, batony, słodkie napoje. Gdyby ustawodawcy chodziło rzeczywiście o wpajanie dzieciom i młodzieży zdrowych nawyków żywieniowych, to zabroniłby ich sprzedawania także tam – mówi w rozmowie z „Dziennikiem Wschodnim” Stanisław Stoń, dyrektor I LO im. Stanisława Staszica w Lublinie.

Z kolei Tomasz Machoń, przedsiębiorca prowadzący sklepik i stołówkę w Szkole Podstawowej nr 21 w Lublinie, który dbał o jakość sprzedawanych produktów wytyka w rozmowie z „Dziennikiem Wschodnim” absurdy nowego prawa.

– W sklepikach nie można sprzedawać drożdżówek, bo są zbyt słodkie. Ale ja mógłbym wypiekać drożdżówki z bogatym w białko serem, które będą miały mniej niż 10 proc. cukru i 10 proc tłuszczu. Czy będzie to zgodne z prawem? Wiążącej odpowiedzi nie otrzymałem, ale odradzono mi to – mówi Machoń. – Mogę za to zrobić kanapki z chudą wędliną. Też teoretycznie, bo na opakowaniach nie ma informacji, ile procent tłuszczu zawiera szynka. Jeśli niechcący kupię produkt mający więcej niż 10 proc. mogę dostać nawet 5 tys. zł. kary. Przedsiębiorców, takich jak ja, to zniszczy. Efektem potrzebnej, ale nieprzemyślanej reformy będzie więc to, że dzieci będą zachodzić po słodkie napoje po drodze do szkoły. Właściciel sklepu się wzbogaci, my zbankrutujemy, a dzieci będą jadły byle co – dodaje.

Z kolei Przemysław Wipler, poseł partii KORWiN, który jako jedyny poseł głosował przeciwko ustawie regulującej asortyment w szkolnych sklepikach, zauważa, że rozporządzenie do tej ustawy jest tak absurdalne, że litrowy sok jest nielegalny, ale już ten sam sok, ale w opakowaniu 0,3 l jest dozwolony. Podobnie rzecz się ma z wielkością innych produktów sprzedawanych w szkolnych sklepikach, jak np. suszone śliwki.

– Zadbałam o to, żebyście w dojrzałym wieku nie byli, mówiąc potocznie, grubaskami – powiedziała butnie do uczniów w Gdańsku podczas inauguracji roku szkolnego premier Ewa Kopacz z PO.

REKLAMA