Ziemkiewicz: Szkoda, że zabrakło sojuszu JKM i Kukiza. Kukizowi będzie bardzo trudno okrzepnąć

REKLAMA

NCZAS: Od wyborów minęło już trochę czasu. Czy z tej perspektywy – w Twojej ocenie – ma coś z tragizmu fakt, że zabrakło dwóch dziesiątych procenta, aby partia JKM przekroczyła próg wyborczy?

fot. facebook.com/PrezydentKukiz
fot. facebook.com/PrezydentKukiz
ZIEMKIEWICZ: Korwin to nie jest postać tragiczna. Tragiczna była decyzja pójścia samemu. Tragiczne było to, że nie udało się zrobić wspólnej listy Kukiza i Korwina. Gdyby zdołali się porozumieć, taka koalicja miałaby 15 procent głosów. Razem z PiS-em stanowiłaby większość do zmiany Konstytucji i to rzeczywiście pozwoliłoby poważnie uszkodzić system. Natomiast w obecnym układzie sił jakieś tam zmiany będą, ale tak jak mówiłem, na początku będą wymagały dogadywania się z obecnym establishmentem, przewerbowania, wyciągania po prostu na stronę PiS-u części tych, którzy działali dla Platformy czy dla PSL-u. To się z kolei będzie wiązało ze złagodzeniem ostrza tych zmian, koniecznością kierowania się pragmatyzmem. Bardzo szkoda, że sojuszu Korwina i Kukiza zabrakło. Nie wiem, kogo winić za to, że do niego nie doszło. Dla partii KORWiN były to bardzo trudne wybory, ponieważ elektorat tej partii jest w miarę stały i wynosi około 500 tysięcy ludzi. W tych wyborach poparcie było zdecydowanie większe, chyba większe niż kiedykolwiek, bo ponad 700 tysięcy osób zdecydowało się oddać głos na listę JKM. Zabrakło 30 tysięcy do pięciu procent. Zabrakło, bo frekwencja była, jak na wybory parlamentarne, bardzo wysoka. Gdyby wynosiła, tak jak zwykle, 40-45 procent maksimum, partia weszłaby do Sejmu. Sądzę, że nie popełniono błędów w kampanii. Po prostu Korwin jaki jest, każdy widzi. Ludzie go od ćwierć wieku znają, ma ugruntowany elektorat pozytywny, ma też elektorat negatywny i jego możliwości przejścia szklanego sufitu są ograniczone. Pragmatyka wyborcza jest taka, że nie bardzo było skąd czerpać. Gdyby była niższa frekwencja, to by się sprawdziło, ale tak wyszło, jak wyszło.

REKLAMA

Czy ten Twój poniedziałkowy, powyborczy słynny wpis, że się urżniesz z radości, jeśli KORWiN wejdzie, a PSL spadnie pod próg, bardziej dotyczył PSL-u czy partii KORWiN?

Jedno i drugie by mnie ucieszyło. Sejm bez Korwina jest Sejmem nudnym, no, ale to wiedzą tylko tacy starzy ludzie jak ja, którzy pamiętają Sejm pierwszej kadencji. Ten sprzed 25 lat…

Jakie zadanie stoi przed Kukizem i jego drużyną w parlamencie? Czy teraz spróbuje okrzepnąć jako ta jedyna antysystemowa siła? A może coś jeszcze innego będzie kombinował?

Będzie mu bardzo trudno okrzepnąć, ponieważ jako jedyny nie dostał dotacji budżetowej [startował jako ruch, a nie jako partia czy koalicja – dop. Red.]. To jest bardzo piękne, ale niestety partie bez pieniędzy rozpadają się dużo łatwiej. Tym bardziej że właściwie ruch Kukiza nigdy nie był siłą jednolitą. Jest w nim kilka w miarę zorganizowanych środowisk, ale nie bardzo wiadomo, jak długo zechcą być razem, i nie bardzo wiadomo, jakie ma być ich spoiwo ideowe, programowe. Protest przeciwko państwu Platformy był protestem dość oczywistym. Teraz będzie się trzeba jakoś ustosunkować do prób zmiany tego państwa. Krótko mówiąc, nie chcę śpiewać w chórze ze wszystkimi, którzy wieszczą, że Kukizowi klub parlamentarny zaraz się rozpadnie i że wszyscy poodchodzą. To nie jest przesądzone. Jeżeli jednak nie sformułuje jakiejś wyraźnej linii i nie zdoła wokół niej zintegrować większości swoich dotychczasowych zwolenników, to rzeczywiście może się okazać, że wciąż jest meteorem na scenie politycznej. Pamiętajmy, że już mu to wróżono w tych wyborach. Obronił się jednak debatą, podczas której rzeczywiście zdołał uzyskać sympatię wyborców.

Skoro powiedziałeś o dotacji z budżetu dla partii, co byś radził liderom partii KORWiN? W internecie trwa dyskusja dotycząca tej kwestii.

Oczywiście powinni wziąć dotację. Przecież to, że się chce dotacje zlikwidować, nie znaczy, że się chce samemu wycofać z walki. A w takiej sytuacji, kiedy partie polityczne biorą dotację, ci, którzy nie biorą, robią tak, jakby sobie sami wybijali broń z ręki. Myśmy mieli ten sam problem w latach dziewięćdziesiątych. Uważaliśmy za nieuczciwe to, że rozmaite przedsięwzięcia medialne michnikowszczyzny i komuny były w szczególny sposób traktowane i otrzymywały pomoc z pieniędzy podatnika. Zastanawialiśmy się, czy godzi się występować o rozmaite dotacje. Niestety jeśli się walczy z czymś, co jest dotowane, to skazując się na gorsze warunki funkcjonowania, po prostu oddaje się walkowerem pole. Trzeba wziąć dotację po to, żeby wygrać wybory i zlikwidować dotacje. Odmawiając jej wzięcia, po prostu sankcjonuje się, jakby przyklepuje ten układ, który na scenie politycznej funkcjonuje dzięki tym, którzy są za dotacjami.

REKLAMA