Moralność 2.0

REKLAMA

Bycie libertarianinem musi się wiązać z prowadzeniem bardzo zdyscyplinowanego etycznie życia osobistego. W przeciwnym razie libertarianin traci swój największy – i jedyny obecnie – atut.

Pozornie libertarianizm można interpretować jako swego rodzaju permisywizm, a nawet anarchizm moralny. Skoro bowiem libertarianie postrzegają państwo jako źródło wielkiego moralnego zła, ogromną machinę wyzysku, bastiatowską „wielką fikcję”, przy pomocy której wszyscy żyją kosztem wszystkich, to jaki jeszcze sens posiadają najzwyklejsze zasady moralne? Skoro zdecydowaną większość społeczeństwa stanowią hipokryci, którzy np. zasadę „nie kradnij” zawieszają, gdy dzięki państwu mają szansę, aby odnieść osobistą korzyść, to jaką motywację do jej przestrzegania powinni mieć ci, którzy otwarcie krytykują Lewiatana? W sytuacji gdy państwo i ludzie je popierający stosują się do zasad moralnych wedle własnego, egoistycznego uznania, bardzo łatwo jest uznać, że wszelkie zasady moralne przestały obowiązywać oraz że żyjemy w epoce, w której przestały się już liczyć.

REKLAMA

Takiej pokusie ulega niestety dość sporo libertarian w Polsce, szczególnie tych, którzy swój libertarianizm traktują wyłącznie jako internetową rozrywkę. Ruch libertariański stał się w Polsce w ostatnich miesiącach bardziej popularny niż uprzednio, o czym świadczą chociażby pełne sale wykładowe na libertariańskich prelekcjach, rosnące zainteresowanie wolnościową literaturą czy też rosnąca liczba młodych naukowców zajmujących się zawodowo libertarianizmem.

Magnes dla lewaków?

Specyfiką libertarianizmu jest to, iż przyciąga nie tylko osoby, które miały wcześniej prawicowe poglądy (najczęściej sympatyków konserwatywnego liberalizmu), ale także osoby identyfikujace się wcześniej ze światopoglądem lewicowym. Niestety, wiele z tych osób „dziedziczy” po swoim dawnym środowisku pewien chaos w dziedzinie zasad moralności. Spory chaos w tym zakresie wnoszą także młodzi wiekiem libertarianie, którzy idee wolności traktują jako dobry powód do kiepskiej jakości zabawy i wylewania do internetu etycznego rynsztoku. Fakty te stwierdzam ze smutkiem, czując się w jakiejś mierze odpowiedzialny za to, aby polski libertarianizm reprezentował ze sobą odpowiednie standardy moralne.

Osoby, które traktują libertarianizm jako ostateczne potwierdzenie stanowiska, że nie ma żadnych zasad, oraz łatwy pretekst do holistycznej krytyki społeczeństwa z urojonej pozycji „będącego ponad tym wszystkim”, stwarzają dla wolnościowców wielkie zagrożenie. Ich postawa stanowi bowiem niewłaściwe odczytanie tego, co stanowi istotę libertarianizmu, oraz wielkie zagrożenie w postaci tworzenia negatywnego wizerunku wolnościowców w oczach osób, które jeszcze nimi nie są. Skoro libertarianie chcą wielkiej moralnej zmiany społecznej, powinni sami stać się przykładem moralności, nawet za cenę wielu osobistych niedogodności.

Lewiatan to diaboliczna instytucja, która faktycznie wprowadza chaos moralny. Każdy z nas ma okazję do wywłaszczenia na wiele sposobów. Budżet państwa jest traktowany jako wielki skarbiec, z którego każda dobrze zorganizowana grupa interesów może wydobyć środki dla siebie, a do uczestnictwa w tego typu grupach jesteśmy zapraszani jako przedstawiwciele określonych zawodów, mieszkańcy danego terytorium, członkowie organizacji czy też grupy towarzyskiej.

Na dodatek życie pod dyktandem państwa tworzy bardzo wieloznaczną sytuację, w której tak naprawdę wszyscy są zmuszeni do korzystania z państwowego mienia w postaci np. szpitali, dworców, dróg, chodników czy też posterunków policji. Współczesne państwo trzyma wszystkich w szachu, ponieważ nikt nie może wprowadzić w życie całkowitego bojkotu Lewiatana jako instytucji. Każdy z nas w mniejszym lub większym stopniu z niego korzysta, co sprawia, że wyjątkowo trudno znaleźć określoną strategię dotyczącą tego, jak postępować w relacjach z państwem. W moim mniemaniu taką strategią jest dążenie do secesji, lecz jak dotąd nie znajduje ono powszechnego uznania w całym środowisku libertarian.

Rygoryzm moralny

Chaos moralny, którego źródłem jest państwo, nie powinien być oczywiście źródłem popierania przez libertarian jeszcze większego chaosu. Libertarianizm to w istocie radykalnie rygorystyczna etycznie idea, zgodnie z którą istnieją pewne zasady, które obowiązują nawet, jeśli nie respektuje ich 99,9% ludzkości. W chwili obecnej libertarianie stanowią garsteczkę, nikły promil w całkowitej liczbie ludności świata i dlatego jeżeli cokolwiek miałoby w stanie zwrócić uwagę mas na ich przesłanie, to właśnie kręgosłup moralny, który jest obecnie w taki wielkim deficycie. Libertarianizm stanowi wszak wyraz moralnego sprzeciwu wobec moralnego zamieszania, które dziś panuje – i ten właśnie moralny sprzeciw powinien stanowić jego znak rozpoznawczy.

Wysokie standardy moralne, które powinni prezentować libertarianie, to w rzeczywistości ich jedyny i najważniejszy atut. Wolnościowcy nie mają swoich czołgów, aby walczyć z państwem; nie mają też własnej machiny propagandowej, aby walczyć o umysły szerokich mas. Libertarianie mają jedynie swój moralny sprzeciw wobec status quo i jeśli kwestia moralności zostanie przez nich zlekceważona, stracą na tym wyłącznie oni sami oraz wolność.

Pozornie libertarianizm mówi: przestrzegaj prawa własności i rób w życiu prywatnym, co chcesz, lecz w rzeczywistości stanowi on zaproszenie do tego, aby i życie prywatne stanowiło drogowskaz dla tych, którzy popłynęli moralnie razem z rzeką etatyzmu.

To, do czego w tym momencie przekonuję, nie da się udowodnić w ścisły, filozoficzny sposób. Sam libertarianizm to etyka społeczna czysto negatywna: mówi wyłącznie o tym, czego nie robić nie wolno, a nie o tym, jakie powinny być jego cele. Dobór celów działania zależy już od samych jednostek, niemniej jednak wezwanie do moralnego i cnotliwego życia narzuca się niejako samo, poprzez zwrócenie uwagi na mizerię moralną wszystkich tych, którzy cynicznie i świadomie akceptują państwo.

Pierwszą poważną próbą wyjścia naprzeciw opisywanemu przeze mnie poczuciu był paleolibertarianizm, który proponowali Murray Rothbard oraz Llewellyn Rockwell Jr. Podejście to zostało sformalizowane przy pomocy osobnego pojęcia w kontekście ekscesów, jakich dopuszczały się środowiska libertariańskie na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych. U podstaw paleolibertarianizmu leżą tradycyjne wartości, utożsamiane powszechnie z tzw. konserwatyzmem.

Swoją drogą, moim zdaniem, słowo „konserwatyzm” nie najlepiej oddaje to, co powszechnie rozumie się przez poszanowanie dla tradycyjnych, ściśle przestrzeganych zasad moralnych. Konserwatyzm jest ideą, którą wymyślili arystokraci i szlachta (a więc ludzie żyjący z państwa) w odpowiedzi na rosnące wpływy egalitarystycznie i antyrynkowo usposobionej lewicy. Sami arystokraci i szlachta nie stanowili jednak nigdy wzoru rygoryzmu moralnego oraz życia wedle zasad, których nie jest w stanie uchylić nawet państwo. Przez wiele wieków, przed nastaniem demokracji, najbardziej zepsutą i najmniej przestrzegającą zasad moralnych grupą społeczną byli właśnie „szlachetnie urodzeni”, a życie dworskie polegało zawsze na tym, na czym dziś polega życie środowisk LGBTQiA.

W polskim kontekście kulturowym najbardziej adekwatną podstawą dla libertarianizmu jest katolicyzm, który wprawdzie został na przestrzeni wieków zanieczyszczony wieloma państwowymi ideami, niemniej jednak jego rygoryzm moralny pozostaje do dziś najważniejszą propozycją etyczną, z jaką mamy do czynienia. W polskich warunkach powinno się więc dążyć do tego, aby libertarianizm przyjął formę katolibertarianizmu. Nie chodzi tu oczywiście o to, aby filozoficzna idea libertarianizmu była tłumaczona przez Objawienie, lecz o to, aby mający do czynienia z katolicką kulturą i katolickim ethosem polscy libertarianie potrafili powstrzymać duchową i moralną pustkę obecną w umysłach wielu osób, które w libertarianizmie znalazły dla siebie wygodną przystań dla własnego nihilizmu i amoralizmu.

Prawdziwych libertarian jest tak niewielu właśnie dlatego, że to bardzo wymagająca idea.

REKLAMA