Ziemkiewicz o wolnorynkowej alternatywie

REKLAMA

NCZAS: Czy masz takie wrażenie, że w Prawie i Sprawiedliwości zapadło się wolnorynkowe skrzydło?

ZIEMKIEWICZ: Grzęźnie w rozmaitych drobnych dealach. Jak się ma do czynienia z takim organizmem, jakim jest III Rzeczypospolita, to zmiany można dokonać tylko skokowo, mocno. Trzeba być zdeterminowanym, żeby zmienić ustrój, poczynając od zmiany uznaniowości w decyzjach urzędów wszystkich szczebli i wprowadzenia ścisłych procedur.

REKLAMA

To byłaby całkowita rewolucja. W tej chwili podstawą całego bałaganu jest to, że każdy urzędnik, na każdym szczeblu jest bogiem i carem, którego trzeba przekonywać. Dlatego interpretacja podatkowa w jednym urzędzie skarbowym może być dramatycznie inna niż w innym. Tak samo interpretacje przepisów w jednym urzędzie dzielnicowym są takie, a w drugim inne. To powoduje, że lokalny biznes i normalny obywatel kręcą się wokół konieczności pozyskania życzliwości urzędnika, który staje się feudałem na państwowej posadzie.

Jak się tego nie ruszy od razu, to władza skazuje się na to, że musi krok po kroku w rozmaite deale wchodzić. Żeby coś tam przepchać, trzeba się dogadać. Sami nie zauważają, że krok po kroku, zamieniając na drobne tę swoją dobrą zmianę, w końcu powodują, że zmiany stają się pozorne. Metodą di Lampedusy – wiele zmienić, żeby nic się nie zmieniło.

NCZAS: Jak byś wyreżyserował tę wolnorynkową alternatywę na prawicy?

ZIEMKIEWICZ: Nie mam takich możliwości i talentów reżyserskich. Gdybym je miał, dawno by się objawiły. Kluczem do wszystkiego jest przekonanie Polaków, że oto jest siła, która dysponuje przywódcą, a on wie, czego chce i może zmiany przeprowadzić. Istnieje także kadra, która jest w stanie objąć odpowiedzialne stanowiska i pokierować ministerstwami, napisać odpowiednie ustawy. Po trzecie – ta siła jest w stanie wygrać wybory. Nie wystarczy, żeby wyborcy posłuchali kandydata i pokiwali głową, mówili, że facet ma rację. Często nie głosują na tego, kto ich zdaniem ma rację. To jest bardziej skomplikowany proces myślowy. Wyborcy mogą widzieć w sejmowym klubie Kukiza ludzi, którzy mówią dobrze i mają rację.

Ale czy wyobrażają sobie Pawła Kukiza jako premiera? Raczej nie. Czy wyobrażają sobie młodych ludzi, którzy wokół niego są, jako ewentualnych ministrów, którzy sobie poradzą z resortami? Nie wyobrażają, tym bardziej że ich nie znają. Jeżeli się nie wylansuje przywódców, działaczy i nie włoży dużego trudu w to, żeby przekonać Polaków, że taki program jest nie tylko słuszny, ale możliwy do zrealizowania, nie będzie szans. Ludzie kombinują tak. Myślą, że mają do wyboru tego i tego. Ten jest siermiężny, trochę głupawy, ale uczciwy. Drugi to złodziej, ale studiował w Ameryce i może jak będzie kradł, to i inni się pożywią. Tak sobie wyborca kombinuje, a później wybór i tak jest wyborem mniejszego zła.

NCZAS: Czy widzisz dzisiaj takiego lidera, który prawicową, wolnorynkową formację mógłby stworzyć?

ZIEMKIEWICZ: To jest do zrobienia. Tym bardziej że jeżeli popatrzy się w tej chwili na sondażowy potencjał Kukiza i Korwina, to jest mocne 15 procent. Z tym można budować siłę polityczną, która jest w stanie przekonać wyborców, że jeśli wejdzie do Sejmu, to zrobi coś więcej niż to, że będzie tylko dogadywać i wygłaszać rozmaite słuszne przemówienia.

REKLAMA